Dlaczego nie ma ciągu dalszego o Aussie Michała?

niedziela, 12 lutego 2017 23:39 Administrator
Drukuj

Zapewne zastanawiacie sie dlaczego nie ma dalszego ciągu relacji Michała?

Ja wiem

Michał brał udział w regatach Setek przez Atlantyk :-)

Tu wypowiedź Michała po przepłynięciu Atlantyku ( źródło : strona Janusza Maderskiego)

Czesc. Dobrze chociaz cos napisze.

Wiem, ze jestescie wszyscy "glodni" swiezych wrazen siedzac w cieplych kapciach tam daleko w Polsce. A my tu plazowo...

Mowilem juz ze SpA to rewelacja?? Pewnie tak, ale wazenia sa nie opisania. I czesto takie banalne slowko sie powtarza z naszych
pierwszych wrazen tu z chlopakami. Tak jak jedna z pan jeszcze przed startem zapytala: "jak wy chlopaki z takimi jajami mozecie sie w takich malych lodkach zmiescic?".
No jaja (przepraszam za zwrot) trzeba miec zeby puscic sie na Atlantyk tym czyms. A robilismy
wrazenie zarowno w Portugalii i na Kanarch. Starsze malzenstwo ze Szajcarii, ktore obok mnie cumowalo, sa w morzu juz 16 lat i swiat okrazyli 4x ale mowili takich "wariatow" (w dobrym teg slowa znaczeniu) jeszcze nie widzieli.
Start trzeba przyznac mielismy wolny. Szukalismy wiatrow. Potem sie juz rozwialo. I ladnie. Od drugiego dnia i trzeciego juz ladnie wialo.
Widzialem ze sie pasat coraz bardziej rozbudowuje i dlatego juz
wczesniej zaczalem odbijac na Martynike. Szybko postawilem 2 foki na
bomach i mnie ciagnely przez pierwsze 2 tyg.
Bez mian zagli zupelnie.
Dzien i noc bez zmian. Szkoda bylo grzebac jak predkosc na moim reczniaku wahala sie 6-8 ze skokami nawet do 14. W nocy widac bylo ze wiatro sie troche bardziej zmaga ale to tylko dobrze dla przebiegow.
Zauwazylem ze mimo pletw stabilizujacych przy slizgu z fal rufa troche sa szybko zjezdza z falii i kreci lodke. 50m liny za rufe i sprawa zalatwiona. Line dopiero zdjalem za meta. To taki bezbiecznik uwazalem tez, przy przednich zaglach.
Bezpieczniej, trudniej mnie obrocic.
W trzecim tyg zaczalem "juz" zmiany zagli. Gdy slablo -stawialem geneker. Gdybym mial lepszy samoster to 2 genakery bylyby rewelacja.
Ale moj zbudowany na szybko w Sagres z elementow z marketu nie radzil sobie juz z tym zestawem. Zbyt malo czuly kiedy wiatr pozorny prawie zerowy. Ale zestaw genaker + fok byl jeszcze do zrobienia juz dla mojego samosteru. Pewnie tez przy lepszym, dokladniejszym samosterze moje myszkowanie byloby mniejsze.
Z moich obliczen dobowych (mierzylem pozycje tylko w poludnie o 1200 UTC) nie liczac 2 dob moje przebiegi byly ponad 110 mil. Czesto po 130. W rzeczywistosci byly pewnie wieksze, liczac zeczywisty przebieg. No ale innego sprzetu nie mialem zeby to sprawdzic.
Troche szkoda.
Z drugiej strony minimalizacja sprzetu daje pewna frajde. A szczegoly przebiegow dobowych nie sa az tak istotne. Mozna sie skupic i korzystac z innych wrazen zamiast sledzic gps non stop. Tak uwazam.
To ciekawe uczucie nie majac kontaktu z innymi nie wiedzac gdzie kto jest. Nie wiedzialem ze prowadzilem peleton przez dluzszy czas.
Pogoda ostatniej doby niestety ostateczny winik troche popsula. Generalnie chociaz dopisala. Chociaz fale 3-4m
byly standardem. Ostatniej doby mialem wrazenie ze Atlantyk przypomnial sobie ze nie mialem okazji wczesniej miec ulew, zmiennego ciagle wiatru a newet jej braku. To wszystko zaserwowal ostatniej doby. Ciekawe tez, przy naszych relacjach, kazdy z nas mial inne pogody. Ciekawe. Nie bylismy az tak daleko od siebie.
Prawde mowiac, to ze mnie zaden regatowiec. Nie czuje sie nim.
Startujac w tych regatach chcialem sie zmierzyc z wlasnym soba, moim skromnym zeglarstwem, samotnoscia. Bardziej niz z wynikiem przelotu.
Znalem slabsze punkty lodki, nie chcialem jej zylowac, chociaz mozna bylo bardziej. Czesto zamiast posiedziec przy sterze i podciagnac mile wolalem "pogapic sie w morze". Chcialem przeplynac Atlantyk. Bez awarii. Przeplyniecie go, setka, jest uwazam, osiagnieciem samym w sobie.
Mialem jedna sytuacje, w ktorej sie naprawde przestraszylem.
Wigilia. 2140, ciemno juz. Lecimy sobie pasatem - podjazd i zjazd pasatowa fala, podjazd i zjazd... Ja w srodku przygotowany do kolejnej nocy. Siedze i czytam cos jeszcze.

W pewnym momencie mialem uczucie ze zlatujemy dziobem ostro w dol. Jakby lodka spadala z fali, ostro wbijajac sie w wode. Takie wrazenie bo ciemno bylo i nie mialem orientacji co na zewnatrz.
Nagle lodka ostro przyhamowala i jeknela tak przerazliwie i glosno.
Przerazenie.
I uslyszalem trzaski.
W pierwszym momencie przez mysl mi przeszlo ze maszt polecial i koniec imprezy.
Nie wiedzialem co sie dzieje. Ale nie pomyslalem ze gdyby maszt polecial to bylby jeszcze odglos masztu ladujacego z hukiem na
pokladzie. Tego nie bylo. Na szczescie. Wylatuje na zewnatrz i rzut okiem na takielunek. Stoi! Uff. Tylko oba bomy zlozyly sie jak
harmonijki, lamiac sie kazdy w 10 miejscach na raz. Na spokojnie, kiedy ochlonalem zreanimowalem je, prostujac aluminiowe rury i wkladajac zapasowe, stalowe rury do samosteru ktore mialem na szczescie, do srodka poprostowanych rur aluminowych i owijajac wszystko tasma. Tak przelecialy do konca.
Analizujac wydazenie potem dlugo jeszcze, wydaje mi sie ze spadlismy z fali dziobem w dol i zanurkowalismy az po sama stope masztu. Wczesniej widzialem juz nurkujacy dziob az po sztagownik.
Ale wrazenia wigilijnego wieczoru byly duzo bardziej potezne. Lodka musiala wbic sie w wode tak mocno, mysle ze zatrzemala sie na fokach, i jeknal wlasnie takielunek - sztagi, napinajac sie pewnie do granic mozliwosci.
Dlatego bezpiecznikiem, i cale szczescie, okazaly sie aluminowe bomy, ktore wziely na siebie caly impet na siebie. Troche sie najadlem strachu, przyznaje.
Ciemnosc i wiatr wzmaga tez wzmaga wrazenie i doczucia.
Reszta rejsu to przyjemnosc tylko. Z zolwiami, orkami. Lowienie ryb itp. Bajka...
Jak sie mieszka dzien i noc na tak malej lodce ktora buja non stop, mozna sie tak do bujania przyzwyczaic ze potem juz sie nie czuje tego bujania w ogole. Wrazenie bujania mozg chyba wylacza podswiadomie.
Niestety po zejsciu na lad nie moglem stanac na nogi prosto. A pierwsze kroki szedlem jak pijany bo nie umialem stanac prosto.
Odkrylem tez ze mozg chyba podswiadomie szuka odglosow ludzi w typowych odglosach plynacej lodki. Czesto wydawalo mi sie ze ktos krzyknal cos - "czesc", "tak?", "co?" itp. Odglosy tak bardzo realne.
Lodka gada.

Atlantyk jest potezny.
Nabiera sie do niego respektu, bedac zdanym na jego laske w kazdej sekundzie.
Ale tez odkrywa jego piekno.
Mozna obserwowac go godzinami, szczegolnie o zachodzie, przy herbacie i pajdzie z dzemem.

Przyjemnie bylo spotkac komitet powitalny i wspolny powrot na kotwicowisko.
Wczoraj wieczorem przywitalismy tak Robera. Dzis przywitamy Piotra, potem cala reszte. Wszyscy jestesmy wygrani. Twoja
w tym tez zasluga.
Trzeba miec jaja. Oj trzeba zeby czyms takim na Atlantyk sie targac hehe.
Tyle dzis z rana na szybkiego. Nie moge spac dzis. Dziwnie na kowicy, nic nie buja, nie trzeba wstawac co chwile w nocy. Jakas pustka emocjonalna.
Czegos brakuje. Zadnych wrazen :-(
Jakis tylko ląd w zasiegu reki....
Milego dnia
Michal

Aussie w trakcie rejsu wygląda tak:

Zdjęcia i opis ze strony Janusza Maderskiego gdzie możecie przeczytać o całych regatach i innych łódkach.

Setką przez Atlantyk

Mam nazieję że jak Michał odpocznie i opadną emocje Atlantyku - wróci do nas i opisze ciąg dalszy.

Dlaczego o tym piszę?

Żebyście uwierzyli że amator może zbudować jacht i popłynąć,,,,,

Michale Gratulacje

Pozdrówki

Adam- admin

 

Poprawiony: niedziela, 12 lutego 2017 23:57  
Joomla SEO powered by JoomSEF