Pływanie pierwszą wersją jachciku Mini - cz.3

niedziela, 28 lutego 2016 16:32 Sławomir Zalas
Drukuj

Tym razem będzie o tym gdzie pływałem swoim małym jachcikiem i jakie były wrażenia z żeglarskich wojaży. Przypominam, ze łódkę zbudowałem w 1974 roku kiedy byłem uczniem drugiej klasy liceum ogólnokształcącego a zwodowałem pierwszy raz po 23 latach w 1997 roku

 

Po przywiezieniu łódki z mojego rodzinnego domu w Białymstoku do Elbląga została ona gruntownie umyta z pyłu węglowego. Całe 23 lata spędziła wisząc pod sufitem warsztatu a pod nią był składowany węgiel. Przetrwała w stanie nienaruszonym. Jedynie nie było masztu. Posłużył do reperacji dachu. Tym razem lakier olejno-żywiczny kupiłem bez problemów. To już były inne czasy. W sklepach można było dostać to co człowiek potrzebował. Kilka warstw lakieru i pierwsze wodowanie. W przydomowym oczku wodnym. To był jedyny akwen wodny dostępny od reki bez potrzeby dalekiego transportu. Jachcik ledwo się zmieścił ale lekko unosił się na wodzie. W międzyczasie przywiozłem aluminiowy maszt wraz z żaglami zamówione w jednej z żaglowni w Gdańsku. Całość prezentowała się imponująco.

 

Rys 15 Pływanie po jeziorze Narie.

 

Pierwszy wyjazd nad wodę skierował nas na jezioro Narie ( woj warmińsko – mazurskie ). Miałem wtedy Poloneza Trucka. Łódka prawie mieściła się na pakę. Wystawała z tyłu samochodu jedynie odrobinkę. Sama łódka jest bardzo lekka. Waży około 40 kg dlatego dwie osoby swobodnie ją przenoszą. Problem był z masztem. Długi na 4,4 m nie mieścił się w części ładunkowej. Podwieszaliśmy go z boku samochodu, z przodu opierając go na lusterku a z tyłu przymocowując do burty auta. Nie wystawał poza długość samochodu. Jedynie pasażer musiał wsiadać od strony kierowcy ponieważ drzwi były zablokowane masztem.

 

Rys 16 Widok łódki od strony rufy

 

Łódka ma wyporność do KLW 240 kg i jest przewidziana maksymalnie na 3 osoby. W praktyce wyszło, że najlepiej pływa się na niej w 1-2 osoby. Ta trzecia dla której jest przewidziane miejsce na ławeczce w części dziobowej ma zwyczajnie za ciasno. Na zdjęciu nr 15 widać, że w przypadku pływania w pojedynkę, dziób łódki zadziera się mocno w górę. I pomyśleć, że kiedyś jak ją budowałem miałem ogromną ochotę aby dziób zrobić ostry. Nie zawsze należy poprawiać konstruktora. Najlepiej wcale.

 

Rys 17 Jachcik ciasny ale własny. Można ją wszędzie zawieźć i pływać wszędzie gdzie dusza zapragnie. Jest lekka. Silny mężczyzna sam podniesie ją do góry. Można pływać w pojedynkę.

 

W czasie żeglowania załogant siedzi na dnie jachtu obsługując foka. Sternik siedzi na pokładzie we wnętrzu łódki a przy silnych przechyłach na krawędzi burty i obsługuje grota. Przy budowie nowej wersji tego jachtu długo zastanawiałem się czy nie powinienem podnieść pokład do góry aby był równo z krawędziami burt, tak jak w kadecie, jednak w końcu zrezygnowałem. Wprawdzie siedziałoby się wygodniej ale te kilkanaście centymetrów wyżej całkowicie zachwiałoby stabilnością łódki.

 

 

Rys 18 Jezioro Narie w pełnej okazałości. Pływaliśmy po nim wszędzie, nie jest to duże jezioro, na stałe cumując w ośrodku wypoczynkowym w Bogaczewie.

 

Jachcik miał jedną przypadłość. Kiedy nieumiejętnie, podczas wsiadania lub wysiadania, stanęło się na krawędzi burty i łódka załapała wodę to nic już jej nie zatrzymywało. Woda zaczynała wdzierać się do środka z siłą wodospadu Niagara i jacht majestatycznie osiadał na dnie. Dziwiło mnie to mocno, przecież zrobiona jest z drewna a jak wiadomo suche drewno pływa. Nie pomyślałem, że chodzi o aluminiowy maszt i bom niby lekkie a jednak zbyt ciężkie aby kadłub utrzymał całość na powierzchni. Tego typu sytuacja zdarzyła się dwa razy podczas wysiadania. Całe szczęście, że na dość płytkiej wodzie. Na tyle płytkiej, że we dwójkę udawało się ją wyciągnąć na powierzchnie Gdyby łódka zassała wodę na środku jeziora poszłaby na dno nieuchronnie. W nowej wersji mając taką przypadłość na uwadze, wstawiłem na wszelki wypadek komory wypornościowe które umieściłem w części dziobowej, wyszedł mi uroczy pokład dziobowy, oraz pod pokładem ( ramą). W sumie w nowej wersji wyszło mi około 100 l komór wypornościowych.

 

Rys 19 Jezioro Narie. Cumowanie jachciku przy pomoście. Niestety z tamtego okresu nie wszystkie zdjęcia zachowały się.

 

Innym zbiornikiem wodnym na jakim pływałem moją łupinką był Zalew Wiślany. Zalew to akwen całkiem z innej bajki. Potrafi tu mocno wiać. Na prawdę mocno a pogoda często zmienia się błyskawicznie. Przekonaliśmy się o tym kiedy wraz z młodszym synem Bartkiem skoczyliśmy sobie z Suchacza do Fromborka. W jedna stronę płynąc w lekkim wietrze a z powrotem wracaliśmy z duszą na ramieniu w porywach sztormowych. Dzisiaj na płynięcie tak małą łupinką w takich warunkach nie zdecydowałbym się za nic. Łódka przetrzymała i była dzielna. Nam też się nic nie stało.

Zalew Wiślany jest wspaniałym miejscem do żeglowania. Nie jest tak zatłoczony jak inne akweny. Można wręcz powiedzieć, że jest dość pusto. Jedyną wadą jest szybko zmieniająca się pogoda oraz mocne wypłycenia. Nawet takim małym jachcikiem można było zawisnąć płetwą mieczową na mieliźnie. Poza tym jest super.

To nie koniec mojego opowiadania. Opiszę jeszcze jaki los spotkał tą łódkę oraz jak zbudowałem następną.

Ciąg dalszy nastąpi...

Poprawiony: niedziela, 28 lutego 2016 23:59  
Joomla SEO powered by JoomSEF