Pasja 400 Błażeja Część II

piątek, 15 lipca 2016 10:09 Błażej
Drukuj

Witajcie,

Jesteśmy już z relacją w 2016 roku. Jacht od października 2014 odpoczywał w piwnicy u moich rodziców we Wschowie. Tak wyszło, że w kolejnym sezonie 2015 nic nie ruszyłem - remont i wykańczanie naszego pierwszego mieszkania pochłaniało każde oszczędności i każdą wolną chwilę. Udało mi się wyskoczyć do Amsterdamu i na trasie do Szczecina wziąć udział w końcówce rejsu dookoła świata na s/y Stefani (o rejsie pisałem w poprzednim poście). Ale i to nie dało mi tyle motywacji, żeby jeździć do Wschowy i kontynuować budowę jachtu. Udało mi się tylko jednej soboty zeszlifować źle położony laminat na grodzi i zbudować z kilku drewnianych łat wózek transportowy do jachtu.

W noc sylwestrową 2015 przyszła pora na deklarację noworocznych postanowień. I wtedy po którymś z kolei kieliszku, z którego właśnie zniknęło 25 ml ciężkiej pracy milionów drożdży wpadłem na pomysł (Eureka!), że przecież mogę w Lesznie wynająć garaż i kontynuować budowę. Proste, że wcześniej na to nie wpadłem. Po szybkiej analizie wymagań i możliwości finansowych związanych z wynajmem garażu oznajmiłem małżonce (choć pewnie oczekiwała odstawienia pewnych używek albo zadbania o zapowietrzony kaloryfer), że dokończę w 2016 rok jacht!

Gdy nastały odpowiednie temperatury rozpocząłem poszukiwania odpowiedniego lokum. W końcu znalazł się właściciel garażu, który nie dziwiąc się, że nie zamierzam tam gromadzić majątku całego życia (czyli wszystkich przedmiotów z kategorii "kiedyś się przyda") czy organizować przeżutu jakiś lekkich dragów, wynajął mi garaż, a hasło "jacht żaglowy" skomentował tylko "Ja też kiedyś miałem taką plastikową łódkę na ryby, ale mi ukradli". Musiałem tylko odczekać kilka dni, aż poprzedni najemca się wyprowadzi.

Przywieźliśmy z tatą jacht do Leszna. Małe Ducato na tą odległość wystarczyło, choć z otwartymi drzwiami. Będę musiał pomyśleć nad jakąś przyczepką na przyszłość.

Zacząłem od przyklejenia i przykręcenia pokładników na zewnętrz burt, a po przemyśleniu rozwiązania okucia sztagowego obciąłem kawałek dziobnicy, którą wcześniej na całej długości zrobiłem zaokrągloną, żeby przygotować miejsce na przykręcenie okucia jak w projekcie. Wcześniej chciałem zastosować jakieś standardowe okucie przykręcane do pokładu, ale przeliczyłem że przy zastosowaniu takowego zmieniłby się znacząco kąt pochylenia sztagu, wróciłem więc do projektowego rozwiązania.

Dalej poszło już z górki – zabezpieczyłem forpik i achterpik woodprimerem trzykrotnie i zacząłem poszywanie pokładu.

Przepraszam za jakość niektórych zdjęć – robione telefonem przy słabym świetle, nie zawsze był aparat pod ręką. Wszystkie połączenia pokładu z pokładnikami klejone i przykręcane. Nadzór inwestorski (moja córka) przyszedł odebrać robotę – siedzi się wygodnie więc zatwierdzone. Koniecznie chciała jednak coś pomóc, więc pozwoliłem przesmarować pokład Penitrinem, tego nie da się zepsuć.

Wymyśliłem sobie, że pokład będzie pokryty obłogiem sosnowym pociętym w listwy szerokości 35 mm. Materiał dostarczyła mi koleżanka z firmy ARDI produkującej dębowe podłogi – obłóg miał być pierwotnie jesion, ale chyba nie było akurat i padło na sosnę. Obawiam się trochę, że pokład może być za miękki, ale z drugiej strony na takim jachcie nie chodzi się za dużo po tym pokładzie, więc nie powinno być problemu. Okaże się za kilka lat.

Pokład kleiłem Epidianem 5 + PAC + pyłek drzewny, przyszywałem zszywkami przez sznurek i dociskałem oprócz tego na krawędziach ściskami, pasami, czym się dało.

Obłóg przyklejałem etapowo, ze względu na ograniczoną liczbę ścisków i szybki czas wiązania żywicy. W garażu temperatura wynosiła ok 35 stopni, przez co trzeba było pracować bardzo szybko. Pokład dziobowy robiłem chyba w sobotę, a półpokłady zacząłem w poniedziałek. W niedzielę wieczór jednak spróbowałem wyjąć kilka zszywek z dziobu. I tutaj – przerażenie! Co druga zszywka się łamała, zaraz przy samym pokładzie! Epidian musiał mocno chwycić także same zszywki. Poleciałem jeszcze tego samego dnia po kilka narzędzi – przyrząd do wyciągania zszywek (50 zł!), małe proste i zagięte kombinerki modelarskie. Wyciągnąłem kilkanaście kolejnych, ale nadal co któraś się łamała. Przeklinałem wtedy cały świat i siebie samego za ten pomysł z obłogiem na pokładzie. Kleiłem jednak pokład dalej – wieczorem klejenie, a na następny dzień ok 4 rano wyciągałem zszywki – pękła może jedna. Miałem jednak ok. 400 zszywek do wyciągnięcia z dziobu. Zajęło mi to tydzień. Każdą starałem się powoli podważać i wyciągać, mimo to jedna na 8-10 nadal się łamała. Tak na końcu zostało mi jakieś 50 ułamanych końcówek do wyciągnięcia. Każdą zaznaczałem ołówkiem, żeby na końcu nie pominąć. Trzeba było niestety uszkadzać powierzchnię drewna, żeby zrobić trochę przestrzeni dla kombinerek, którymi wyciągałem. Pogodziłem się z tym, trzeba będzie zaszpachlować.

Gdy skończyłem ze zszywkami przyjechał Daniel pomóc ze szlifowaniem – za pomocą czołga i papieru 120 zgrubnie obrobił cały pokład. Zgodnie stwierdziliśmy, że efekt jest zadowalający, chociaż ja takiego czegoś na żadnym jachcie jeszcze nie widziałem. Po położeniu lakieru powinno być elegancko.

W czasie, gdy Daniel operował taśmówką na pokładzie ja zabrałem się za rumpel. Skleiłem go z tych samych listew, z których układałem pokład. Dałem po cztery listwy na stronę, co dało po 14 mm na każdą stronę. W projekcie było 12, myślę że będzie ok – w razie czego będzie jeszcze zapasowy rumpel gdzieś w zanadrzu. Przy klejeniu ścisków było oczywiście więcej, niż na pierwszym zdjęciu, tu była tylko przymiarka na sucho.

Muszę przyznać nieskromnie, że rumpel zrobiłem bardzo fachowo, dokładnie wykończyłem i dopracowałem każde zaokrąglenie i fazowanie. Jest to element przy tym jachcie, z którego jestem najbardziej zadowolony. Oby takich było więcej Cool.

Odwróciliśmy jacht, poszpachlowałem wszystkie dziury, nierówności, a potem razem z bratem dwa dni szlifowaliśmy kadłub z zewnątrz, by na końcu zagruntować, a następnie pomalować podkładem epoksydowym.

Po wyschnięciu podkładu na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się ok, jednak po bliższej inspekcji powierzchni okazało się, jest pełno miejsc, które jeszcze wymagają szpachlowania. Po konsultacji w sklepie dostałem szpachlówkę, którą można kłaść na podkład epoksydowy, położyłem raz – przeszlifowałem, położyłem drugi raz szpachlę – wyszło tych miejsc całkiem sporo:

Ale miałem powoli dość tego szlifowania, wybraliśmy się w Tatry - musiałem trochę odpocząć od jachtu. Jak wrócę szlifowanie i szpachlowanie ciąg dalszy.

Pozdrawiam,

Błażej

 

 

 

 

 

 

Poprawiony: sobota, 16 lipca 2016 19:05  
Joomla SEO powered by JoomSEF