Katamaran Quinto2 ze sklejki - cz. 13 (laminowanie i malowanie)

piątek, 04 września 2020 00:02 MarekJ
Drukuj

Po zakończeniu w ubiegłym sezonie prac lakierniczych wewnątrz jachtu pozostało laminowanie kadłuba. Pokład i kabinę miałem już polaminowaną więc nie pozostało nic innego jak obrócić kadłub do góry dnem. Łatwo powiedzieć ale akurat zaczęła sie epidemia, wszyscy byli wystraszeni i nie chciałem organizowac jakiegoś pospolitego ruszenia. Kadłub w sumie jest dość lekki i wymyśliłem patent widoczny na zdjęciu poniżej. Przygotowałem dwie pętle z lin na bloczkach, następnie podniosłem podnośnikiem dziób, napiąłem linę i po opuszczeniu kadłub wisiał. To samo z rufą i (prawie) bez problemu w dwie osoby w synem obróciliśmy go do góry dnem. Potem już tylko przygotowany koziołek pod dziób, belka z klinami pod rufę i można pracować....

 

 

 

 

 

Poszpachlowałem nierówności na kadłubie. Głównie przy złączeniu burt z dnem i na dziobie. Tam było grube rzeźbienie.

 

 

 

No to laminowanie. Na dno tkanina 280, powyżej 170 i potem całość jeszcze raz 170. Laminowałem żywicą Havel LH288 przeznaczoną do infuzji. No i tak. Z jednej strony fajnie się laminuje, bo szybko przesącza ale jej niska lepkość powoduje, że jak gdzieś tkanina dobrze nie leży to może niestety zrobić się bąbel powietrza.... Kilka, niestety przy drugiej warstwie mi powstało. Skutkiem dodatkowa robota z zeszlifowaniem nieprzylegającej tkaniny, uzupełnianiem braków, szpachlowaniem tego itd.

 

 

 

 

 

 

 

Po szpachlowaniu przypomniałem sobie, że mój katamaran pod dnem ma mieć skegi czy też płetwy kilowe. Jak zwał tak zwał w każdym razie pierwotny pomysł był taki, że przykleję je duuuużo później przed lakierowaniem. W sumie to nie wiem czemu. Ostatecznie uznałem jednak, że trzeba to zrobić teraz. Oczywiście nigdy nie patrzyłem jakie one są długie no i się zdziwiłem że prawie 3m - czyli doszła zabawa z ukosowaniem sklejki itp, itd...

 

 

Trochę się zastanawiałem jak je dopasować do kształtu dna. W końcu wymyśliłem że muszę go postawić tak aby końce odstawały tak samo, a potem narysować kreskę. Zdjęcia chyba to pokazują dobrze.

 

 

 

 

Biłem się z myślami czy dociąć od razu obydwa. W końcu tak zrobiłem. Jak mi drugi kadłub wyjdzie inaczej to będę o tym wiedział gdy przyłożę skeg. Lepiej żeby się tak nie stało :) Do montażu wykorzystałem niskość mojej szkutni...

 

 

Przed przyklejeniem jeszcze zaokrągliłem krawędzie no i wstępnie złapałem go punktowo w trzech miejscach żeby uniknąć ślizgania się po dnie gdy posmaruję żywicą. Przerabiałem to przy wklejaniu wręg. Suche ładnie trzymały się w miejscu, a gdy posmarowałem żywicą to nie mogłem ich zmusić do stania tam gdzie miały stać.

 

 

Potem już pieczołowicie, pędzlem, szpachlą itp przykleiłem na całej długości, chodziło mi o to żeby wcisnąć żywicę pod krawędź. Przy okazji wyszpachlowałem nierówności na dnie. No i kładłem kolejne warstwy laminatu na złącze i całość. Zdecydowałem, że pokryję skeg dwoma warstwami tkaniny 280g/m2, która przejdzie na dno wzmacniając też połączenie z dnem. Ten element niestety przyjmuje kontakty z mazurskim dnem i musi być mocny. Na koniec szpachla i szlf. Niby kawałek deski a bawiłem się z tym strasznie długo. Finalnie wygląda to bardzo solidnie. Szarpałem nim na boki, ani drgnie.

 

 

 

 

 

 

Tak więc kadłub został polaminowany i poszpachlowany. Czas na podkład. Zastosowałem Epifanes Expoxy Primer. Dwie warstwy. Pierwszą położyłem wałkiem gąbkowym. Niby przeznaczony do farb dwuskładnikowych ale malowało się fatalnie. Wałek szybko się niszczył, robił się z niego taki flak czy jak to określić. Męczarnia.

 

 

 

 

Drugą warstwę po lekkim przeszlifowaniu położyłem wałkiem welurowym - inna jakość, nigdy więcej gąbkowych. Oczywiście powierzchnia ma lekkiego baranka ale nic z tym teraz nie robię. Kadłub postoi kilka lat i poczeka na brata. Przed lakierowaniem poliuretanem przeszlifuję wszystko drobnym papierem żeby uzyskać gładką powierzchnię. Zdaję soie sprawę że takiej jak z formy nie uzyskam ale mam nadzieje że będzie do przyjęcia. Na zdjęciu pokrywy forpiku i achterpiku, na nich najlepiej widać jak to wyszło.

 

 

Skoro uporałem się z kadłubem to obrót w drugą stronę i malowanie pokładu. Obrót moim patentem wykonałem sam. Jedynie na koniec miałem lekki problem bo dołożony skeg spowodował, że nie mogłem kadłuba dokręcić do pionu. Trochę kombinacji z podnośnikiem warsztatowym i udało się. Kadłub postawiłem na zrobioych w miedzyczasie wózkach. Dołożony skeg spowodował, że pod sufitem zrobiło sie bardzo ciasno, no i faktycznie źle się dach kabiny malowało. Podkład, podkładem ale już wiem, że lakier wierzchni trzeba będzie kłaść w większym pomieszczeniu... Mam czas, coś wymyślę...

 

 

 

Odciąłem końcówki laminatu, wyszlifowałem krawędzie i pomalowałem pokład i kabinę. Na całość kadłuba poszło 7 puszek podkładu... sporo i drogo.

 

 

 

 

 

Jeszcze tylko wkleiłem dekiel rewizyjny zbiornika na wodę i nastał ten moment, że kadłub musiał opuścić szkutnię. Wózeczki okazały się trafionym pomysłem. Z pomocą żony wystawiliśmy kadłub na zewnątrz robiąc miejsce następnemu....

 

 

 

 

 

No i od nowa.... Jak ktoś nie czytał relacji do tej pory to może zacząć od następnego odcinka ;) Może będzie bardziej profesjonalnie ;) Na drugi kadłub trochę zmieniam taktykę. Najpierw wycinam wręgi, a potem dopiero zabieram się za sklejanie płatów burt i dna. Przy pierwszym kadłubie zacząłem od burt i niby szybko miałem kadłub ale zajął mi całą szkutnię. W czasie zszywania i wklejania wręg zajmuje on całą szerokośc szkutni co powoduje, że inne prace muszą się odbywać na zewnątrz, a na to nie zawsze są warunki, bo pada, bo ciemno itp.

 

 

Przystąpiłem do trasowania wręg 14 i 13 :)

No to do następnego :)

Poprawiony: poniedziałek, 05 października 2020 20:59  
Joomla SEO powered by JoomSEF