Witam!
Wydawało mi się, że skończyłem ze szpachlowaniem i szlifowaniem powierzchni przed laminowaniem - niestety!
Laminowanie czas zacząć!
- i tu pierwsze zaskoczenie - zakupiona w ilośći 10 litrów żywica miała konsystencję jadalnego oleju kujawskiego - pierwsza myśl, ponieważ sprzedawca rozlewa ją z beczek do 5 litrowych pojemników to prawdopodobnie dodaje do niej jakiś rozpuszczalnik, uzyskując w ten sposób dodatkowy dochód / tu muszę przeprosić sprzedającego za posądzenie o nieuczciwość/. Sprawdziłem - gęstość żywicy to 1,4 grama na cm sześcienny - wszystko więc w porządku, konsystencja prawidłowa - co nie sprawia że problem położenia jej na powierzchi skorupy, gdzie miejsc poziomych na lekarstwo, znika.
- spływa lawinowo a nawet gorzej - jak woda nawet przy namniejszym odchyleniu powierzchni od poziomu. Wyobrażony sposób - rozlewam żywicę i rozkładam na niej przygotowany płat maty szklanej/ zakupiłem pilotażowo razem z żywicą i utwardzaczem 10 m2 maty/ spalił na panewce. W pomieszczeniu, w którym mam zamiar laminować brak jakichkolwiek mozliwości manewrowania kadłubem w poszukiwaniu poziomych fragmentów powierzchni. Cóz "nie kijem go to pałką".
Wykombinowałem sobie, żę będę moczył matę, i tak nasączone, przycięte płaty będę przyklejał - dociskal do powierzchni kadłuba.
W tym celu, z rynny PCV zrobiłem korytko długości 1,40 m / mata jest szerokości 1,3m/ . W miedzyczasie zrobiłem sobie wałek metalowy do dociskania przygotowałem pojemniki z podziałką, strzykawki do odmierzania utwardzacza, zaopatrzyłem się też w pakiet jednorazowych rękawic, różne szpachelki i pędzle a także w rozpuszczalnik do poliestrów.
Dobra - do roboty!
Przyciąłem pas maty szerokości 30 cm długości 130 cm / sypie się z niego - lepiszcze, którym posklejane są poszczególne igły wydaje się być słabe - ale widocznie tak ma być/ , przygotowałem żywicę - do 1 litra żywicy dodałem 5 ml utwardzacza i po dokładnym rozmieszaniu wlalem ją do korytka. Jak na razie wszystko w porządku. Przycięty pas maty zanurzyłem w rozlanej w korytku żywicy i chcąc przyśpieszyć nasycenie zacząłem go dociskać i przewracać - tu obuchem w ... w rękach pojawiły się strzępki, poszczególne igły oddzieliły się od siebie, z pasa maty zrobiła się masa żywiczno - igłowa bez możliwości przeniesienia na kadłub - chyba że garściami albo widelcem, w dodatku zaczęło to wszystko żelować, więc czym prędzej opróżniłem korytko / może się jeszcze przyda/ wylewając zawartość, jako że nie miałem gdzie tej żywiczno-igłoszklanej masy wykorzystać, do pojemnika na odpady.
Cóż, nauka kosztuje, wiem że lepiej i taniej uczyć się na cudzych błędach ale nauka na własnych jest skuteczniejsza, im bardziej boli tym lepiej się utrwala - doczytałem, że lepiszcze, którym połączone są igły maty, rozpusza się w styrenie zawartym w żywicy, więc moczenie większych płatów maty i przeniesienie tego namoczonego kawałka w całości jest niemożliwe..........
Sumując:
- strata - 1 litr żywicy, 5 ml. utwardzacza, 0,4 m2 maty, 1 para rękawic jednorazowych, czas i praca;
- zysk - "doświadczenie".
Co dalej?
Pierwsza myśl - nie laminować - wyszpachluję wszystko, wyszlifuję, na to 5 razy jakiś dwuskładnikowy lakier i te wszystkie antyporosty itp, konstrukcja jest naprawdę solidna na pewno mnie przeżyje, a potem choćby i potop.
Dotarła zakupiona w ilości 50 m2 tkanina rowingowa i 50 litrów żywicy poliestrowej oraz utwardzacz.
Opamiętanie; "jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma" - zmiana koncepcji - dwa razy tkaninna, pomiędzy zaś płatami tkaniny mata układana na mokrą jeszcze pierwszą warstwę tkaniny.
Jako że nigdy takiego materiału / tkaniny szklanej/ nie widziałem, z ciekawością "obadałem organoleptycznie" ten produkt a wysnute wnioski to: mocna, miła w dootyku, śliska, splot raczej luźny , nitki osnowy i wątku tej samej grubośći, bez smaku i zapachu, na pewno po namoczeniu w żywicy możliwa do przeniesienia. Zrobiłem wieszak, na którym powieszona została rolka. Szerokość tkaniny 130 cm.
więc namoczenie w rynnowym korytku bez problemów.
Nie kupiłem tego /tkaniny, żywicy/ w celach dekoracyjnych, dla miłego wyglądu czy zapachu więc jeszcze raz, skaczemy, najlepiej od razu na "głeboką wodę".
Do zalaminowania zaplanowałem dziobnicę z zakładkami na burty po 65 cm z obu stron /błąd - chyba najtrudniesza do zalaminowania część kadłuba/ , odciąłem z rolki pasek 120 cm otrzymując płat o wymiarach 135 cm x 120 cm / błąd - za duży/; urwałem /nie ciąłem/ mniej więcej taki sam kawałek maty
- do 2 litrów żywicy / błąd - za dużo/ dodałem z 20 ml utwardzacza / błąd - za dużo, chociaż zgodnie z instrukcją/;
- w korytku ułożyłem przyciętą tkaninę i wlałem prygotowaną żywicę, ładnie pokryła materiał, rozlała się na całości, kilkakrotnie ją przewróciłem - i tak pięknie nasączoną /okazała się dosyć ciężka, trzeba ją było odpowiednio złapać w żadnym przypadku za brzegi/ przeniosłem na dziobnicę starając się ją odpowiednio centralnie ułożyć. Po podociskaniu jej w punktach, które pozwoliły na utrzymanie jej na miejscu - wyraźnie miała ochotę zsunąć się na posadzkę, przycisnąłem do niej przygotowny płat maty - i tu nie było łatwo - wcale nie chciał się trzymać, przytrzymując go jedną ręką drugą chwyciłem przygotowany wałek miękki i rozpocząłem wałkowanie dociskające - wyglądało dobrze, żywica zaczęła przenikać przez matę, wszystko trzymało się powierzchni, pojawił się jednak problem, żywica zaczynała żelować a pod spodem w wielu miejscach było jeszcze powietrze, ponadto w rynience zostało jeszcze około 0,8 litra żywicy z której zaczynała się robić galareta. Szto diełatć - panika, pal licho ważnieszy laminat - wałkuję, dobijam pędzlem / nazywa się to podobno tapowaniem/, wałkuję metalowym - w końcu rozcinam w miejscach gdzie największe bąble, do wałków i pędzla zaczynają przyklejać się igły maty, tkanina przestaje kleić się do sklejki - ropocząl się proces żelowania i nic już nie pomoże - podsumowując jednym słowem FALSTART, jeszcze innym KLAPA czyli DU.. Zimna - idę na papierosa.
Przy kawie i papierosie refleksja, uspokojenie i analiza błędów.
Ktoś zapyta, i na pewno będzie to racjonalne pytanie - dlaczego ten facet robi to sam? Czyżby nikt nie chciał mu pomóc - nie stać go na wynajęcie pomocnika - pracownika, nie ma rodziny, przyjaciół , na pewno byłoby łatwiej, uniknąłby wielu problemów.
Odpowiedź: Mam rodzinę, przyjaciół, żaden problem wynająć sobie pomocnika, chętnym do pomocy codziennie muszę wyjaśniać,że ta budowa to 3 TM i jedno MK:
1. Tylko Moje miejsce;
2. Tylko Moje narzędzia
3. Tylko Moja praca
Budowa tego jachtu to mój kaprys - "Kaprys" - czyż nie piękna nazwa dla jachtu!
Jednak do rzeczy:
Po przeanalizowaniu błędów i wyciągnięciu wniosków zabrałem się do pracy. Zeszlifowałem miejsca, w kórych powstały "powietrzne namioty" zerwałem niedoklejone płaty tkanino-maty - odpadu uzbierało się 3/4 dziesięciolitrowego wiadra nie mówiąc o tym co rozpyliło się w powietrzu lub wyniosłem na sobie. W niektórych miejscach tkanina zespoliła się ze sklejką doskonale wręcz cudownie.
Wszystkie powstałe w wyniku tego nierówności wyszpachlowałem i wyszlifowałem.
Wylaminowałem tkaniną szklaną z obu stron kadłuba najbardziej pionowe połacie burt o powierzchni 80 cm x 130 cm - wyszło pięknie, żadnych bąbli, tkanina przylega idealnie.
Sposób w który to wykonałem, prawdopodobnie kontrowersyjny, przedstawię w następnym odcinku - mam nadzieję nie spowoduje jakiegoś uszczerbku na zdrowiu u "fachowców" .
Mój cyrk moje małpy.
- teraz fotki:
Wylaminowana tkaniną powierzchnia burty przy rufie - żadnego bąbelka, przylega idealnie ! Tak samo z drugiej strony.
- te różnice w odcieniach to światłocienie, faktycznie kolor jest jenolity.
Płat maty szklanej przygotowany do namoczenia w żywicy:
Mata szklana - struktura jest dość luźna:
Wykonany samodzielnie metalowy wałek do docisku i nabarciej przdatna szpachelka;
Narzędzia i pojemniki używane do laminowania:
Stół do przygotowania maty oraz wykonane z rynny korytko do nasycenia tkaniny:
Rolka tkaniny na wieszaku - zwisa przgotowny do odcięcia płat:
Skrawki maty zerwane po nieudanym laminowaniu:
Widok wyszpachlowanej powierzchni burty przy dziobnicy po pechowym położeniu tkaniny:
Pozdrawiam serdecznie!
A. CH.
Sztrandek 650 cz. 13« poprzednia | następna »Sztrandek 650 - cz.11 |
---|