Łódką do marzeń – czyli jak powstała moja Pasja 450 cz. 10

środa, 08 czerwca 2011 20:47 Skalpel
Drukuj

Witam - dalszy ciąg opowieści - łódka zbudowana - pierwszy rejs mam za sobą. Było super -

łódeczka okazuje się bardzo zwrotna i ładnie trzyma kurs. Oto kilka fotek jak nam się fajnie pływa po zatoce.

 

Drugie wodowanie – zaraz po pracy – lodka na wodzie dopiero około 18tej – dmucha tak sobie, ale działamy. Ja – Robert i Darek. Dorobiłem listwy do żagla  - sklejka 4 mm.

Pozostaje jeszcze sprawa miecza, o której pisałem wcześniej. Naprawdę był to duży problem.  Jak robiłem skrzynię mieczową spasowałem ją bardzo dokładnie z mieczem - ładnie się wszystko przesuwało, prawie bez luzów.

No i tu pojawił się problem , którego się nie spodziewałem - jak tylko dostało się trochę piasku lub wodorostów miedzy miecz, a skrzynię mieczową - to miecz się blokował. I to tak mocno, że nie szło go wysunąć w żaden sposób inaczej niż wybijając z skrzyni. Cały miecz przez dwa sezony ( zaledwie parę pływań) poprostu w ten sposób pokaleczyłem. Zawsze po cumowaniu na brzegu był problem z wysunięciem. I to była taka zabawa na pół godziny uderzania grubą dechą w miecz, aby sie wysunął. Później młotkiem przez ten klocek.

Nie pomagało wlewanie wielu wiader wody do skrzyni mieczowej aby przepłukać skrzynkę.

W końcu postanowiłem zrobić nowy - trochę cieńszy - nie ma wyjścia oryginalny jest nie do użytku. W wymianie pomógł mi Mariusz kolega z pracy - od tej pory problem z blokowaniem miecza się skończył - musi być przestrzeń miedzy ściankami skrzyni, a mieczem. Przynajmniej kilka mm.

Teraz czas na kolejne pływania, przejazdy przez plażę to istna mordęga - wózek, który pospawałem do wodowania i transportu na plażę dość ładnie się spisuje podczas dojazdu do plaży, ale przez samą plażę koła z Castoramy grzęzną głęboko w piasku i naprawdę przepychanie - pierwsza fotka od góry - jachtu przez ten kawałek wymaga sporej ilości energii. Minimum to trzy osoby - we dwóch idzie tak powoli i ciężko, ze się odechciewa pływania.

Na tej fotce widać jak mocno się zapadają koła. Drugie pływanie - Robert który dał się wyjątkowo raz namówić , Ja no i nizawodny Darek :-)

 

W tym miejscu mam do Was pytanie - gdzie można zdobyć takie szerokie koła na plastikowych felgach ? Często w marinach widuję wózki wyposażone w takie plastikowe felgi i balonowe opony, ale jak pytam ludków skąd to mają to nigdy nikt mi nie potrafił powiedzieć...być może pytam nieodpowiednie osoby. Skąd to zdobyć ?

Ważne też , aby takie koło nie kosztowały majątku... Pomocy... :-(

Przyjazność plażowiczów też pozostawia sporo do życzenia, rzadko, kto chce pomóc.
Dodatkowym problem jest też wyjazd po pływaniu z wody. O ile łatwo samemu wprowadzić łódkę na wózek w wodzie, to wyciągniecie z wody na plażę we dwóch wózka z łódką jest prawie niemożliwe. Plaża ma to do siebie, że tuż za linią brzegu tworzy sie na próg tuż pod linią wody i nie ma jak przez niego we dwóch przejechać ze względu właśnie na ciężar jachtu.

Takie są oto konsekwencje zmian w projekcie, jakie wprowadziłem. Jacht miał być w oryginale łatwo przenoszony z miejsca na miejsce przez dwie osoby, a tymczasem dwie osoby mają problem z manewrami na wózku :-(

Jacht przez zmianę wielkości , ma grubszą płytę dna zamiast 8 mm - 10 mm, dodatkowo cały kadłub jest oblaminowany , no i otrzymał wzmocnienia pokładu i achterpik. Całościowo oznacza to dość znaczny przyrost wagi całej jednostki.

Dwie osoby z trudem mogą zdjąć go z wózka na ziemię , ale juz nie podniosą i założą z powrotem- za ciężki i nie ma jak chwycić. Tego nie brałem pod uwagę budując łódkę. I mści się to do dziś...

Tym bardziej, że sprawa pływań z plaży bardzo się skomplikowała :-(

Jak zaczynałem budowę mnóstwo znajomych interesowało się tym - pomagali jak mogli , ale gdy budowa zakończyła się i pojawiła się możliwość pływania kolejno wszyscy potencjalni chętni do pływania jakoś ciągle nie mieli czasu i byli zajęci innymi sprawami... Zupełnie tego nie rozumiem... Może gdyby trzeba było za to płacić ???

A wydawało mi się, że będzie tylu chętnych do pływania :-( Naprawdę ciężko było umówić 3 osoby jednocześnie ,Umówienie 4 osób juz graniczyło z cudem... No cóż , każdy ma własny sposób spędzania wolnego czasu.

I tak z powodu zbyt dużego ciężaru łódka coraz rzadziej pływała, aż doszło do momentu gdy mi się nie udało zorganizować w sezonie żadnego pływania - poprostu nie było chętnych do pomocy przy wodowaniu no i pływaniu.

Najwyraźniej nie spotkałem odpowiednich ludzi. Ale co tam - nie poddaje się. Twardym trzeba być - nie miękkim :-)

Postanowiłem , że spróbuję wodowania w marinie w Sopocie - nowo wybudowana itd - trochę kawałek, aby dojechać ale jakoś jacht dowiozę i będę tu trzymał w sezonie. Ale okazało się, że panowie z WOPRU nie wpuszczą na slip jachtu bez rejestracji. Nie pomogły żadne dyskusje - musze zarejestrować jacht co niniejszym uczyniłem.

Udałem się do Gdyni, koło Oceanarium zarejestrować swój jachcik. Wyposażyłem się w zdjęcia z budowy (tu publikowane), zezwolenie od Pana Janusza na budowę sztuki jednostki, faktury za materiał (dobrze że się zachowały). Musiałem udowodnić Panu z PZŻ, że to właśnie ja zrobiłem ten jacht - Pan jakoś tak dziwnie nie uprzejmy ( było strasznie gorąco – może dla tego ) ale zatwierdził mi to wszystko.

Podczas tej rozmowy - zabawna sprawa - musiałem podać miejsce postoju jachtu - mówię garaż w Brzeźnie , a on mi na to że to musi być port. Ja mu na to, że takie maleństwo stoi w garażu a nie w porcie...

No ale takie przepisy bez sensu - jak port to port ... wpisaliśmy Sopot, a niech mu będzie. W końcu jachty nie stacjonują w jednym porcie :-)

Zażądał też aby jacht miał nazwę. A z nazwą to wcale nie taka prosta sprawa. Wiem , że to nie wypada , aby jacht nie miał nazwy… ale długo się zastanawiałem jaką dać nazwę dla łódki , no bo nazwy maja jachty raczej normalne , a nie takie małe łódeczki.  Wszycy mi wymyslali nazwy które mi se nie podobały, a ja sobie obmyślłem swoją... Wiec przyciśnięty do muru wybrałem - będzie Szuwarek :-)

Jakoś tak zawsze lubiłem zielone szuwary... a w nich komary :-).

Opłaciłem składkę i dostałem dowód rejestracyjny jachtu. No teraz nie powinno być problemu. Jednak już do koca sezonu nie zajechałem do mariny w Sopocie. Udało się zorganizować pływanie na plaży. Oto kilka fotek.

 

Ja z Darkiem

 

Jak widać - dziewczyny też u mnie gościły na pokładzie - tu żona Darka dała się namówić i ma niezła zabawę na fali tak jak i my :-) Nie ma to jak mokre pływanie !

Na pierwszym planie bloczek samorobka - nie zawiódł jak do tej pory ani razu :-)

 

A tu wejść na pokład odważył się Marcin :-)

Jak wcześniej wspomniałem pływania jednak odbywały się zbyt rzadko i bardzo mnie to martwiło. Ciągle znajomi nie mają czasu i w sumie już przywykłem do tego , że organizuję pływanie z którego nic nie wychodzi. Widać perspektywa spędzenia czasu na wodzie tylko dla mnie jest fajna … zupełnie tego nie rozumiem… No ale takie są fakty.

W późniejszym czasie na mojej drodze na całe szczęscie pojawiły się osoby , dzięki którym łódeczka znowu zawitała nad wodę.

Pierwszą osobą jest Piotr który umożliwił mi odbycie kusrsu na patent - niesamowita sprawa, że się zdecydowałem – namówił mnie do tego tak że jakoś postanowiłem załatwić temat , aby nauczyć się prowadzić jacht i nabrać niezbędnej wiedzy - wiedzy co może być niebezpieczne w tym sporcie. Z wodą żartów nie ma - zatoka pokazała mi swoje pazurki.

Kiedyś wypłynelismy na zatokę i nagle - kilkaset metrów od brzegu pojawiły się znienacka olbrzymie fale i trzba było wracać - miałem wtedy trochę duszę na ramieniu... To było najkrótsze pływanie jakie do tej pory miałem.

Co do odbycia kursu na patent tak naprawdę obawiałem się , że będę pływał na kursie z młodymi ludźmi , a ja już mimo że młody duchem, już raczej należę do starszych… Kurs się odbył, okazało się że zupełnie nie potrzebnie się obawiałem różnicy wieku. Liczą się zainteresowania – tak jak wcześniej napisałem – trzeba po prostu spotkać odpowiednich ludzi.

Drugą osobą był Maciej - mój instruktor z kursu , który dodatkowo przekonał mnie do wyprowadzenia jachtu z garażu do mariny. Do tej pory strasznie dmuchałem na jachcik – był taki wypieszczony… no ale jak pływać to pływać.

Od tej pory właściwie wszystko się zmieniło - przez cały ostatni sezon napływałem się tak , że już mi się nawet trochę to znudziło :-) Dzięki tym osobom trafiłem między ludzi który kochają pływać na żaglach.

Naprawdę niesamowita sprawa - znowu zrobiło się ciekawie :-) Ale o tym następnym razem ;-)

Szuwarowy żeglarz - Piotrek :-)

 

Poprawiony: wtorek, 14 czerwca 2011 08:17  
Joomla SEO powered by JoomSEF