W poprzednim sezonie okazało się, że istniejąca winda do silnika typu sanie nie spełnia zadania. Po założeniu silnika blokowała się, silnik sam się nie opuszczał, a wysokość podnoszenia jest za mała, żeby podnieść silnik z wody: jest to konieczne żeby nie obrastał, a żadna z gotowych konstrukcji nie zapewni większej wysokości podnoszenia.
Założenia konstrukcyjne
- Duża wysokość podnoszenia – ok. 40cm. Jest to konieczne z uwagi na umiejscowienie studzienki: zwykle są tuż za pawężą, ale tu jest ster głębinowy, koker i dopiero studzienka. Mierząc od dna do lustra wody jest 10cm z tyłu i 14 z przodu. Chciałbym, żeby spodzina wychodziła całkiem z wody, żeby nie zarastała, ewentualnie pół skegu może zostać w wodzie.
- Praca bez zacięć.
- Silnik ma być podnoszony i opuszczany nie tylko na przystani, ale i podczas pływania
- Silnik ma się łatwo podnosić i opuszczać, najlepiej jedną ręką.
- Możliwość założenia sprężyny ułatwiającej podnoszenie.
Zimą przemyślałem dwa rozwiązania – dwukrotnie większe sanie i odwrócony pantograf. Pierwsze rozwiązanie odpadło z uwagi na konieczność zachowania większej dokładności wykonania, brak pewności czy nie będzie się zacinać i potrzebną dużą szerokość studzienki. Padło na drugie, mimo że nietypowe, ale wydawało się łatwiejsze w wykonaniu. Dokładność wykonania i montażu nie jest tak krytyczna. Łatwiej też założyć sprężynę. Silnik będzie poruszał się po łuku, jak prostowód kreślarski, ramiona jednakowej długości, o jednakowym rozstawie osi. I jeżeli będzie się zacinać, założę silnik stacjonarny.
Część prac wykonałem podczas budowy komory silnika, opisanej w poprzednim artykule. Przy okazji zakończyłem resztę prac: pomost, drabinka i kratki wentylacyjne na pawęży.
Przymiarki, projekt, przymiarki, projekt…
Zacząłem od wycięcia ze sklejki szablonu silnika, na miejscu wyciąłem płaski rzut pionowy przekroju achteru, na nim zbudowałem płaski szablon mechanizmu, zawiozłem na miejsce i ostatecznie dopasowałem.
Zeszło na to pół dnia. Po dopasowaniu zabrałem do garażu, przeniosłem do pliku Pantograf.dwg i wykonałem wg niego wstępny projekt. Następnie, aby ostatecznie upewnić się co do działania przyszłego mechanizmu, według projektu wykonałem model 3D ze sklejki. Po wlaminowaniu ścianek przymierzyłem, poprawiłem, zmieniłem projekt, przerobiłem model, znów przymierzyłem, poprawiłem, zmieniłem projekt. Po kilku okrążeniach osobiście zatwierdziłem projekt.
Szablon i model mechanizmu ze sklejki zwiększyły koszty, ale musiałem jakoś dobrać wymiary. Według projektu wykonałem rysunki wszystkich detali, łącznie z rozwinięciem elementów giętych, po czym dla upewnienia się że wszystko będzie pasowało, na podstawie detali wykonałem złożenie elementów. Pozwoliło usunąć poważne błędy. Kilku i tak nie uniknąłem, ale na szczęście do łatwego poprawienia.
Wykonanie mechanizmu
Nieświadom dalszych konsekwencji, zamówiłem detale do wycięcia na laserze i pogięcia na prasie, jak w przypadku pilersu. Elementy pospawałem ze sobą i obrobiłem na gotowo, daruję Wam szczegóły. Nie musiałem się przykładać do wyglądu spawów, jak przy pilersie, bo i tak nie będzie widać. Przygotowałem do zamontowania na miejscu: ponieważ montaż jest skomplikowany, przemyślałem go w taki sposób, żeby zamontować go raz i już go nie wyciągać.
Przeróbka pomostu
Przy okazji spawania elementów pantografu przystosowałem pomost do powieszenia na nim drugiego silnika, w przypadku awarii tego w studzience. Wymiany silnika w studzience nie da się zrobić szybko, dobrze więc jest mieć możliwość założenia innego. Takie mocowanie przećwiczyłem w poprzednim sezonie, ale pomost był wyżej, a krawędź półki powyżej poziomu pomostu: jak założyłem elektryczny silnik, śruba była wprawdzie pod wodą, ale za płytko.
Dospawałem od spodu prowadnice z profili na szerokość jarzma półki. Jarzmo ma prowadnice z ceowników, będzie wsuwane w profile od tyłu i blokowane przetyczką. Założyłem nowy greting, którego fragment jest podnoszony na zawiasach. Po wsunięciu półki, będzie można założyć pożyczony silnik, lub poratować się elektrycznym.
Greting wykonałem z deski tarasowej syntetycznej, z casto. Lekka w obróbce ale waży więcej niż drewno. Łatwo pęka gdy wkręt jest blisko krawędzi, trzeba nawiercać grubszym wiertłem niż do drewna. Zobaczymy ile wytrzyma. Na razie nawet nieźle wygląda.
Przygotowanie silnika
Silnik został zrobiony zimą, mam nadzieję że przez kilka najbliższych sezonów wystarczy tylko podstawowa obsługa. W wolnej chwili, oczekując na pocięte detale, wykonałem kilka usprawnień, żeby dostosować go do studzienki: gniazdo wiązki przewodów i szybkozłączka paliwa kolidują ze ściankami. Gniazdo (i tak nieoryginalne – od wojskowej radiostacji) zastąpiłem wąską, szczelną wtyczką, która jest łączona z odpowiednią wtyczką przewodu sterowania pod pokrywą. Drugi koniec przewodu sterowania podłączyłem do zdemontowanego z silnika gniazda i zaizolowałem. Wymieniłem też przewody akumulatora na dłuższe (żeby akumulator wrócił do komory) i grubsze – wzięte od starych (miedź) przewodów rozruchowych: urywające się zaciski zastąpiłem oczkami. Złączkę linii paliwowej zdjąłem, linię podłączyłem bezpośrednio do filtra.
Pokrywa komory kokera
Do wyciętych i dopasowanych uprzednio części pokrywy dolaminowałem kryzę. Najpierw wykonałem obie połówki – łuki kryzy na słoiku owiniętym folią. Połówki z kilku warstw tkaniny laminowałem najpierw na płaskim na folii, potem nakładałem na słoik. Od razu dwie naraz: wewnętrzna była owinięta folią, na nią zewnętrzna. Zdjąłem, obrobiłem, przymierzyłem na miejsce i skleiłem glutem. W garażu podciąłem i podlaminowałem od spodu, usunąłem glut, zalaminowałem od góry. Dopasowałem do siebie, pomalowałem podkładem i poliuretanem.
Kołnierz
Teraz małe przypomnienie: w poprzednim sezonie okazało się, że studzienka stawia bardzo duży opór na wstecznym, zamknąłem otwór studzienki prowizorycznym kołnierzem założonym na kolumnie. Tak wyglądał po wyjęciu, tuż przed utylizacją:
Ponieważ to rozwiązanie się sprawdziło, postanowiłem wykonać kołnierz dokładnie dopasowany do studzienki. W internecie jest sporo takich rozwiązań, jak to:
Inspiracja
Kołnierz został wylaminowany na naciągniętej na kadłub płycie, we wnętrzu studzienki jak w formie. Płytę i ścianki okleiłem kilkoma warstwami taśm, ale okazały się zbyt mocne i nie udało się wyjąć rdzenia. Musiałem zerwać dyktę i wybijać rdzeń młotkiem. Nie spodziewałem się, że kilka warstw tkaniny na epoksydzie może być tak mocne.
Należało na ścianki nałożyć np. cienką gąbkę oklejoną taśmą. Ale ostatecznie jest:
Ostatnie zdjęcie nasuwa oczywisty pomysł, na zamykanie otworu studzienki deklem po podniesieniu silnika. Planowałem takie rozwiązanie jak to, dobrze nam znane:
Dekiel miał być wkładany ręcznie, od strony kokpitu po całkowitym podniesieniu silnika. Na szybko nałożyłem drugą dyktę, okleiłem i wykonałem drugą pokrywę z poliestru i maty szklanej. Na bardzo szybko – przy 30 stopniowym upale ponad 1% utwardzacza to za dużo – prawie oparzyłem się przy wyciąganiu (ewakuacji) dekla. Nie musiałem wybijać, bo sporo się skurczył. Wyrzuciłem na bezpieczną odległość, na szczęście nie dymił. Wyszło słabo:
Laminowałem głową w dół leżąc w kokpicie. Śmierdzi zaszczanym kotem, co ostatecznie można przeboleć, ale nawdychałem się styrenu, piwo nie ma po tym smaku. Kolejne marnotrawstwo, tym bardziej, że dekiel nie wejdzie. Ale popracuję nad tym, wykonam też go porządnie, z epoksydu. Poliester nie jest jednak moim przeznaczeniem.
Zabrałem kołnierz do garażu i wylaminowałem kryzę do kolumny silnika. Najpierw na kołnierzu przykleiłem rdzeń z pianki oklejonej taśmą, na tym wylaminowałem kryzę, po związaniu wyciąłem dno, zaszpachlowałem i wylaminowałem od spodu.
Jak już miałem gotowy pomost, pokrywę komory kokera, kołnierz i mechanizm w częściach, mogłem wstępnie zmontować wszystko na miejscu. Musiałem zachować określoną kolejność: zanim założyłem pantograf na miejsce, musiałem zamknąć komorę za studzienką, a ponieważ w komorze jest jedna ze śrub mocujących pomost, zacząłem montaż od niego.
Pomost na miejscu
Pomost jest założony niżej niż był, około 8cm. Nowa półka będzie niżej względem zeszłorocznej prowizorki o jakieś 12cm. Nie wiem czy to wystarczy ale niżej się już nie da. Jeżeli nie, do elektrycznego silnika dorobię półtunel. Miejsca mocowania pomostu na pawęży, od wewnętrznej strony, zostały wzmocnione dodatkowymi warstwami laminatu i szerokimi podkładkami. Pod stopki pomostu i podkładki wyciąłem uszczelki gumowe.
Następnie zamknąłem komorę kokera. Pokrywy przykręciłem wkrętami do ramki, łączenia okleiłem taśmą aluminiową do kominów: w ubiegłym sezonie sprawdzone na jednym z okien. Trzymało dobrze i ciężko było odlepić, mam nadzieję że tym razem okaże się równie odporna. Czas pokaże: po sezonie otworzę i zobaczę ile jest tam wody. Przestrzeń za kokerem została utracona, ale przedtem, po cokolwiek leżące na dnie za studzienką trzeba się było wczołgać. Przy okazji powstała pierwsza komora wypornościowa: nieduża, ale przynajmniej jakoś wykorzystałem nieużyteczne miejsce.
Pokrywa komory kokera
I wreszcie montaż mechanizmu. Mechanizm w garażu łatwo dał się złożyć, na miejscu było gorzej. Po kilku godzinach walki trafił na miejsce. Trudność polegała na tym, że osie ramion dla uproszczenia konstrukcji nie są dzielone i musiałem nawlec je we właściwej kolejności, przez wykonany uprzednio otwór na kable i cięgna. Jarzmo mechanizmu – płyty z tulejami – jest przykręcone na ściankach komory, wzmocnionych wylaminowanymi na łączeniu ścianek i pawęży kątownikami grubości po 5mm. Całość skręcona jest przez podkładki z twardej gumy grubości 4mm i solidnie dociśnięte po 5 x M10 z każdej strony.
Niestety nie udało się spasować wszystkiego idealnie. Działa, ale jarzmo jest pod innym kątem niż w projekcie: Jarzmo wymagało niewielkich poprawek: podciąłem kant i dodałem poprzeczkę z płaskownika. Podciąłem końcówki górnych ramion: kolidowały z dolną, węższą częścią studzienki. Tak to jest z prototypami. Górne ramiona weszły w kolizję z tylną ścianką wanny: poszerzyłem otwór o kolejne 2cm, a sztorcklapy nie wkładam w prowadnice, tylko kładę na nie i trzyma ją ciężar silnika. Skandaliczna prowizorka, ale daje czas na wymyślenie docelowego rozwiązania.
Po sprawdzeniu działania nałożyłem na kołnierz żywicę z bawełną, rozmieszaną na gęsto i postawiłem na tym oklejoną stopę jarzma silnika. Następnego dnia wyjąłem jarzmo wraz z kołnierzem i zabrałem do garażu do dalszej obróbki.
W garażu owierciłem kołnierz, wykonałem gniazda pod łby śrub, oderwałem go od jarzma i oczyściłem. Wykonałem nacięcie na linii podziału – podobnie jak poprzedni ten też będzie dzielony. Ponownie okleiłem stopę jarzma, przymocowałem kołnierz kołkami, okleiłem linię podziału i założyłem foremki na nakrętki. Na to nałożyłem kilka warstw tkaniny, a na tylną część nałożyłem kawałek herexu i szpachlówkę z mikrobalonami. Nie chciałbym tego elementu utopić. Dodałem jeszcze uszy do linki, tak na wszelki wypadek. Po związaniu odciąłem sklejki, kołnierz rozdzieliłem, obrobiłem i złożyłem ponownie. Tylną część pokrywy obrobiłem od spodu, podlaminowałem i nałożyłem szpachlówkę na wyrównanie. Złożyłem całość z silnikiem dla ustalenia położenia półki względem jarzma.
Zabrałem całość na przystań i zamontowałem. Nastąpiła chwila prawdy: czy wszystko pasuje i czy silnik podniesie się całkiem z wody. Trudności pokonywać, o sukcesach meldować! Półkę silnika musiałem przyciąć – weszła w kolizję z poprzeczką dolnego ramienia. Ale poza tym silnik pasuje, tylko oś śruby wydaje się być minimalnie w dół.
Przymiarka mechanizmu z kołnierzem
Okazało się że tylną część kołnierza można włożyć jak nie ma silnika. Znaczy albo silnik albo kołnierz – nie tak miało być. Z bólem zdecydowałem się przeciąć na pół tylną część kołnierza. Żeby dłużej bolało, przecinałem ręcznie, brzeszczotem do metalu. Rozcięcie widać na jednym ze zdjęć: Ponieważ kołnierz będzie się tylko czasem zanurzał, pomalowałem go sprayem – przez jeden sezon mu nie zaszkodzi, a będzie łatwiej przy poprawkach, bo surowy laminat jest w kolorze brudu i będę widział, kiedy zeszlifowałem.
Na zdjęciu styku z dnem studzienki podkleiłem paski taśmy Gorilla Tape (podwójnie), żeby laminat nie opierał się o laminat. Zobaczymy, ile wytrzyma. Docelowo będzie guma, ale już nie miałem czasu na czekanie, aż klej złapie. Studzienkę i okolice dna wymalowałem antyporostem. W trakcie podnoszenia na przyczepę założyłem ster. Sprawdziłem czy jest w osi – przynajmniej na to wygląda:
Cały mechanizm wyszedł dość ciężki, waży około 14kg: wykonany jest w większości z blachy 4mm. Wraz z silnikiem, do uciągnięcia za ucho jest 50kg – tyle pokazuje waga. Poprzednio nie sprawdzałem, ale jest zauważalnie mniejszy opór, używam tej samej talii 1:4. Jeszcze wideo z pracy mechanizmu:
Wodowanie z przyczyny opóźnienia zakończenia prac i odpływu na Włocławskim odbyło się 14km dalej. Przy tej okazji wykonałem pierwszy rejs (techniczny) z powrotem na przystań, bez masztu na samym silniku. Zajęło to 2h20’, wiała trójeczka, ale od rufy, więc płynęło się spokojnie, można było napić się kawy. Wziąłem kolegę do pomocy i już mam zlecenie na kolejną windę (też ma studzienkę). Silnik spalił 2.5l mieszanki na średnich obrotach. Oprócz tego, że wiatr pomagał, zamknięty otwór studzienki pewnie też.
Przeniesienie napędu z silnika na kadłub odbywa się teraz za pośrednictwem pogrubionego dna studzienki, użebrowanej pawęży i wzmocnionych krawędzi ścianek komory silnika. Po wlaminowaniu wszystkiego na miejsce, całość tworzy sztywną, przestrzenną konstrukcję. Ciężar silnika przejmuje wzmocnione dno studzienki i przednia część kołnierza. Woda trochę zapobiega uderzeniu kołnierza w dno przy niekontrolowanym opuszczaniu: amortyzuje, wypływając szczelinami. Hałas i drgania w kabinie też się zauważalnie zmniejszyły, czego się nie spodziewałem.
Kołnierz jest ściśle dopasowany do studzienki, do wnętrza dostaje się minimalna ilość spalin, Kolumna silnika na razie nie została uszczelniona z kołnierzem, ale wydaje się że nie ma takiej potrzeby. Spaliny do kabiny się nie dostają.
Czeka mnie jeszcze postawienie masztu, taklowanie i można pływać. Z uwagi na dopasowany kołnierz, to na silniku jest dużo lepiej niż było. Na żaglach też powinno być lepiej: przedtem pływałem z otwartą studzienką i spodziną orzącą wodę. Teraz albo otwarta studzienka bez spodziny, albo zamknięta ze spodziną. Jak będzie lepiej nie wiem. Po sezonie napiszę, jak działa i co jest do poprawy. Na razie zostawiam jak jest. Z uwagi na inne plany muszę odłożyć remont jachtu.
Nie wiem, czy ktoś przede mną wykonał podobny mechanizm. Może tak, ale się nie podzielił, może nie, bo to trochę przewaga formy nad treścią. Może ktoś pomyślał, że to dużo pracy. Miał rację. Obawiałem się tego, ale najważniejsze że działa. Satysfakcji, jaką odczuwam po wykonaniu całości powinno mi wystarczyć na ten sezon i kolejny. W następnym sezonie planuję więcej pływania. W czasie remontu ludzie pytali, kiedy wodowanie, pod koniec, czy w ogóle w tym roku się woduję. Gdyby nie pewne, nieplanowane wydarzenia, udałoby się zgodnie z planem, koniec czerwca i na wodzie. Ostatecznie zwodowałem się trzy tygodnie później. Teraz czas na próby, wnioski i wykonanie planów na poprawki i dalsze przeróbki. Montaż i pierwsze pływanie pokazały, że trzeba to jeszcze dopracować i tu i ówdzie poprawić. Ale nie będę się z tym teraz spieszył: popływam, zobaczę jak jest, pierwszy pomysł zazwyczaj nie jest najlepszy.
Ostatecznie cel został osiągnięty: można wynurzyć cały silnik z wody, nie zacina się, więc nie wstawiam silnika stacjonarnego. Jeszcze.
c. d. n.
Leczenie osmozy« poprzednia | następna »Osmoza, recenzja systemu JOTUN |
---|