SzkutnikAmator.pl

  • Zwiększ rozmiar czcionki
  • Domyślny  rozmiar czcionki
  • Zmniejsz rozmiar czcionki
Home Alfred - remont starego kutra Alfredem Szczecin-Ustka

Alfredem Szczecin-Ustka

Email Drukuj PDF

Tym razem głos oddam Justynie. Opisała podróż Alfredem w ramach dużego sprawozdania z całego rejsu a że był to opis barwny pozwoliłem sobie tylko dokonać redakcji tekstu ale pozostaje to Jej tekst.



Jest wtorek. Ruszamy po kuter. Ruszamy po Alfreda. Basen, w którym stoi łódka ma małą głębokość, Baltic Star tam nie wpłynie. Krążymy więc po okolicy starając się znaleźć jakieś miejsc gdzie moglibyśmy z Robertem wyjść na brzeg. Znajdujemy stojącą przy brzegu barkę. Bierzemy kanistry z paliwem i wyskakujemy z łódki. Barka cumuje przy złomowisku. Szybki rzut okiem czy przypadkiem na terenie nie ma psów stróżujących i ruszamy drogę. Czujemy, że wszystko dopiero się rozpoczyna. Alfred został przygotowany przez Roberta do drogi już przed rejsem. Na pokładzie mamy pompę strażacką. Będzie brał wodę tego jesteśmy pewni, w końcu stoi tam nieruszany od kilku lat.
Były właściciel oddaje nam cumy i ruszamy w stronę Baltic Star.

Podchodzimy burta w burtę żeby przełożyć najpotrzebniejsze rzeczy.


Do Świnoujścia płyniemy osobno. Ruszamy pierwsi.

Baltic Star trzyma się w niedalekiej odległości, gdyby działo się coś wymagające interwencji. Bierzemy wodę w sporych ilościach, ale od tego mamy pompy. Co jakiś czas uruchamiamy więc fontannę.

Przechodzimy przez Zalew bez żadnych problemów (oprócz permanentnego tonięcia). Walczę ze snem i czuję, że przegrywam. Co chwilę budzi mnie Robert. Widać już keję w Świnoujściu. Tutaj czeka na nas Marek. Jest około dwunastej w nocy. Marek czeka tak od kilku godzin. Całe szczęście wie, że na wodzie nie robi się planów. Zostajemy do rana...

W środę rano ruszamy w kierunku Ustki. Jeszcze tylko tankowanie Baltic Star i wymiana kanistrów. Wychodzimy ze Świnoujścia. Kuter bierze wodę na fali.
Staramy się dobrać odpowiednią prędkość żeby brał jak najmniej.


Baltic Star idzie przed nami szybciej. Bez niespodzianek. Co chwilę odpompowujemy kabinę dziobową i rufową. Dostajemy informację od Baltic Star, że odchodzą trochę, bo chcą odstawić silnik i dokonać kontroli smoków w zęzie pod wałem.

My płyniemy dalej. Po kilkudziesięciu minutach dostajemy informację, że silnik nie chce wstać. Robert stara się zdalnie pokierować Panami, nic nie przynosi efektu. To w tym momencie Marek wypowiada słowa, które stają się hasłem wycieczki – sytuacja ze złej stała się beznadziejna. Zapada decyzja. Płyniemy do nich. Falę mamy od dziobu na dodatek musimy się spieszyć. Teraz Alfred nie tylko bierze wodę, to jest wodospad lejący się do środka. Pompę włączamy co chwilę. Podchodzimy do Baltic Star. Robert wyskakuje zamontować hol. Szybka decyzja które z nas poda linę, a które będzie za sterem. Słyszę, że jest tylko jedna szansa podania rzutki. Stwierdzam, że wolę być za sterem. Fala nadal jest duża. Robert wykrzykuje mi polecenia. Fala rzuca mnie w kierunku łódki, hol podany, a my mijamy się na milimetry. Musimy schodzić do Kołobrzegu.

Jest noc. Wiemy już, że silnika na Baltic Star nie uda się naprawić na wodzie. Wchodzimy do portu, jest silny przybój. Robert wychyla manetkę do oporu. Baltic Star jest od nas cięższy. Musimy go przeciągnąć. Wychodzę na pokład żeby dać znać czy przejdzie. Widok żaglowca na holu walczącego z falami zapiera dech w piersiach. Przechodzimy. W porcie musimy zrobić tratwę, zaparkować obiema łódkami. Łączymy łódki i znajdujemy miejsce. Robert przy sterze, ja jak tylko będziemy przy kei mam wyskoczyć jako desant. Podchodzimy. Wyskakuję. Baltic Star nas szarpie i uderzamy w keję, na szczęści słabo. Falszburta jest cała. Dzisiaj nie ma sensu już nic robić. Idziemy spać.

W czwartek rano rozpoczynamy naprawę. Tak naprawdę nie do końca wiadomo co się stało. Wymieniamy rozrusznik. Silnik nadal nie wstaje. Wszystko trwa zbyt długo. Trwają prace nie tylko nad silnikiem. W końcu udało nam się kupić dobrą pompę zęzową, więc Paweł ją zakłada. Pół dnia Robert walczy w maszynowni.

Nic. Silnik nadal nie wstaje. Danka zarządza posiłek. Po raz pierwszy Robert nie przychodzi tylko nadal jest przy maszynie. Później powie, że to była chwila załamania, że zwyczajnie nie wiedział już co mogło się wydarzyć. Danka o nas dba. To taka dobra dusza tego rejsu. Pilnuje żeby zawsze była zrobiona ciepła herbata, żeby nikt z nas nie był głodny. Stwarza nam poczucie domowego zacisza. Po raz kolejny sprawdzamy co się mogło wydarzyć. W misce olejowej jest woda. Brak waterlocka (
wcześniejsza awaria-Robert), fala od rufy - silnik nabrał wody. Spuszczamy olej. Siedzę przy silniku kilkadziesiąt minut i wybieram go do kanistrów. Wymieniamy olej. Silnik wstaje. W Kołobrzegu Paweł z Wojtkiem  rezygnują z dalszego rejsu i schodzą z pokładu.

O świcie w piątek wychodzimy w kierunku Ustki. Baltic Star przed nami. Bez przygód. Zmieniamy się z Robertem przy sterze co kilka godzin. Systematycznie uruchamiamy pompę. W trakcie rejsu głownie planujemy co zjemy jak już dotrzemy na miejsce. Ryba i frytki. Po jedzeniu w Morzu ten zestaw brzmi jak marzenie. Widząc główki portu w Ustce mam ochotę krzyczeć z radości.

Tylko Robert mnie jeszcze powstrzymuje mówiąc jeszcze nie stoimy przy kei. Jeszcze się nie ciesz, to jest Morze. Wstrzymuję entuzjazm. W ciszy podchodzimy do główek. Przy główkach wita nas Leon z kamerą. Baltic Star już tu jest. Wchodzimy. Teraz już można krzyczeć. Zrobiliśmy to – Alfred jest w Ustce.

Jesteśmy tak zmęczeni, że mimo planowanej wcześniej imprezy powitalnej każdy jedzie do domu. Tak naprawdę z osób, które zrobiły cały rejs została nas czwórka – Robert, Leon, Danka i ja. Tomek i Marek dołączyli dopiero w połowie, ale w zasadzie to Ich świeże siły nas uratowały. W innym przypadku, jak podsumował Leon, Robert zostałby w Kołobrzegu z dwoma statkami i Załogą w składzie dwie kobiety i dziecko.

To sprawozdanie Justyny, dodam tylko, że miałem wspaniałą Załogę i jeszcze lepsze posiłki w postaci Tomka i Marka. Dziękuję

Teraz już rozpocznie się regularny opis remontu, cieszę się, że dotrwaliście Drodzy Czytelnicy i mam nadzieję, że nie jesteście źli na mnie za tak szczegółowy wstęp...

Poprawiony: poniedziałek, 30 stycznia 2017 11:59  

Komentarze  

 
#1 Administrator 2017-01-28 19:41
No zupełnie jak u Hitchcock-a.
Nawet imię takie samo
Na początku trzęsienie ziemi, powódź, morskie góry a potem.....
No czekamy, i za długie przerwy są :-)
Pozdrówki
Adam
 

Niestety nie masz uprawnień do komentowania artykułów. Komentarze dodawać mogą tylko zarejestrowani użytkownicy portalu.

Zaloguj się!

Newsletter: Co nowego?



Wiadomość HTML?


Info

Witryna SzkutnikAmator.pl została utworzona, jest prowadzona i utrzymywana przez szkutnię adamboats.pl oraz sklep żeglarski SZTORMIAKI.PL

Wszelkie prawa zastrzeżone.