Zanim zaczniemy: najpierw się pochwalę:
W tym miejscu nie mogę pominąć osób, którym należą się podziękowania za wsparcie i udzieloną pomoc, a bez których nie byłbym w stanie zmierzyć się z tym wyzwaniem: Ojcu, za wsparcie moralne i finansowe. Niestety nie doczekał końca remontu, nawet nie obejrzał zdjęć… Mamie, za wspieranie i zapewnianie prowiantu na każdy wyjazd. Synowi, za fizyczną pomoc w tej nierównej walce, zwłaszcza w natarciu na starą studzienkę. Żonie Marcie, za nieustające wspieranie i Wielką Wyrozumiałość. P. Sławomirowi Kawerskiemu za fachowe konsultacje i porady. Dr inż. Jerzemu Pieśniewskiemu za porady i konsultacje projektowe. Komentatorom na tym blogu, w szczególności Administratorowi. Forumowiczom z sailforum.pl
Unboxing :)
Jest jeszcze publikacja: http://www.jachtowe.com.pl/znaczy-kapitan.html
Dyplom skserowałem, zalaminowałem i wkleiłem w kabinie, pozostawiając miejsce na kolejne dyplomy... ale za to co teraz opisałem, nagrody nie będzie.
Dr inż. Jerzy Pieśniewski powiedział, że pilers ma być, a słowo pilersem się stało. Nacisk od masztu może być nawet dwie tony: suma z naciągu want i pracy żagli. To co pełniło rolę pilersu może powinienem pominąć milczeniem. Żałosną imitację pilersu pełniła kantówka 6 x 8 cm postawiona pod tylną prawą krawędzią cęgów, oparta o dno obok skrzynki mieczowej i starannie oklejona listwami z drewna o czerwonej barwie. Mimo to maszt nie przebił poszycia nadbudówki i nie wbił się w falszkil, ale może pływane było na benzin-grot’cie. Tak to wyglądało jak zacząłem:
Cęgi masztu. Z prawej widoczny stary „pilers”
Przednia część skrzyni mieczowej
Pilers zacząłem od projektu: miałem zajęcie w zimie. Rysunki wykonałem w AutoCad’zie, prowadziłem konsultacje mailowo i telefonicznie z konstruktorem, rozrysowałem rozwinięcia elementów, dostałem wycenę na laserze. Wartość oferty groziła upadkiem finansowym, więc przekonstruowałem, aby zminimalizować ilość elementów. Ostateczna wersja dała zmniejszenie kosztów o połowę i wygląda tak (dla przejrzystości usunąłem niektóre elementy, widoczne na zdjęciach):
Na potrzeby projektu musiałem jakoś ponazywać poszczególne elementy. Jak każda kolumna, pilers ma bazę (na której stoi) głowicę, (którą podpiera strop) i trzon. Nie wiem czy w żeglarstwie tak się to nazywa, wziąłem z innej branży.
Położenie osi pilersu i zarazem trzonu wyznaczają cęgi masztu, a ściślej położenie trzpienia, na którym opiera się postawiony maszt. W oryginalnej dokumentacji pilers jest cofnięty, chciałem zrobić centralny. Całość zaprojektowałem tak, aby spawy nie przenosiły obciążeń: wszystkie elementy opierają się o siebie. Ponieważ dolny punkt podparcia pilersu wypada na łukowej części skrzyni mieczowej, o nieznanej wytrzymałości, to baza musi mieć „nogi” żeby stanąć po obu stronach skrzynki na dnie. Koncepcja zakładała wykonanie pilersu w całości jako jeden element i wklejenie go na poduszkach laminatowych. Aby dobrze „usiadł” należało najpierw rozepchnąć dach z dnem. Próby rozepchnięcia wykazały, że stosunkowo łatwo można rozepchnąć kadłub na 6mm – tyle wystarczy żeby go włożyć na miejsce. Mocno trzeszczy tylko za pierwszym razem.
Jak już miałem ostateczną wersję projektu, zamówiłem w pewnej solidnej firmie wycięcie i gięcie detali wspornika wciągarki, bazy i głowicy. Baza i głowica wykonane są z kilkunastu elementów z blachy 3mm. Trzon jest z rury średnicy 76mm o ściance tej samej grubości. Cęgi masztu są z blachy 2mm, więc chyba wystarczy. Materiały: detale, rura na trzon, elektrody, żywica, tkanina, krążki i papiery ścierne, tarcze i pasta polerska kosztowały niecałe 1000zł.
Oprócz tego musiałem przemyśleć kolejność montażu pilersu oraz sposób wstawienia go na miejsce. Jak już pisałem, miałem zajęcie na długie zimowe wieczory...
Miejsce posadowienia pilersu na dnie po prawej stronie skrzyni było nierówne. Jeszcze w czasie szlifowania kadłuba pod linią wody zeszlifowałem je oraz fragmenty powierzchni skrzynki mieczowej na przyszłych powierzchniach styku. Dla wyrównania poziomu po głębszej stronie wylaminowałem 15mm podkładkę z tkaniny 450ki i Epidianu 653 + Z1: takie laminowanie idzie szybko. Kolejno przygotowane porcje wylewałem, na to nakładałem po kilka uprzednio dociętych arkuszy tkaniny 450ki i przesączałem. Po kilku cyklach przekroczyłem docelową wysokość. Położyłem folię, na to kawałek sklejki i docisnąłem kantówką na klinie, opierając ją o sufit. Klin wbiłem, ale po paru minutach był luźny: żywica wypłynęła. Obsmarowałem nadmiar dookoła, i jeszcze dobiłem klinem. Teraz można stawiać bazę:
Miejsce pod bazę: wylaminowane i oszlifowane
Pozostał problem wyznaczenia kąta głowicy względem osi trzonu: na ten kąt musze uciąć rurę. Dokładnie. Przed wycięciem pilersu złapałem kąt dachu nadbudówki nakręcając na niego kawałek sklejki: wartości kąta nie znam. Przyjąłem założenie, że stary pilers jest przynajmniej pionowo – nie wiedziałem jeszcze czy słusznie, wskazywała na to jedynie staranność wykończenia zabudowy. Powstał w ten sposób szablon, według którego później uciąłem rurę.
Wyznaczenie kąta dachu nadbudówki
Oryginalnie sp%$#^&@lony kołkopilers przeciąłem na dwie części, wyszedł całkiem lekko, trzymał się jedynie na wkrętach (mosiężnych!) na sklejce z zabudowy. Drewno było jasne (sosna lub świerk?) wycięte w rdzeniu (przynajmniej) bez pęknięć z przesychania. nie stwierdziłem żadnych podkładek, np ze sklejki na dnie ani na stropie nadbudówki. Wyciąłem też fragment grodzi, około 30cm. Niby niewiele, ale wnętrze zrobiło się dużo bardziej przestronne.
Wycinanie starego pilersu i jego część przy dnie
Część przy dnie udało się wysunąć do góry, nie było konieczności rżnięcia reszty zabudowy. Dolna część (na zdjęciu z prawej) śmierdziała ziemią i grzybnią, wygląda na to, że trzymała jedynie zabudowa.
Montaż nowego pilersu zacząłem od dopasowania elementów. Projekt się udał, nie było dużo szlifowania. Wykonałem fazy pod spoiny a pozostałe krawędzie zaokrągliłem tarczą listkową: nie wyglądają już tak grubo. Do szlifowania powierzchni widocznych użyłem tarcz listkowych 80, 120 i 400. Później będzie trudniejszy dostęp.
Detale po laserze, prasie i wstępnej obróbce
Poprzedni plan wykonania pilersu zakładał wożenie elementów tam i z powrotem na różnym etapie wykonania, ale na nowej przystani jest warsztat i można podłączyć spawarkę, więc pospawałem całość w dwa weekendy. Kolejność nakładania spawów musiałem przemyśleć tak, aby odkształcenia w wyniku skurczu spoin nie miały wpływu na końcowy kształt. Zacząłem od spawania głowicy, to był najłatwiejszy element, detale mogły pasować tylko w jednej pozycji względem siebie. Najpierw spoiny otworowe, punktowo, kontrola równoległości i prostopadłości i docelowe spawanie:
Spawanie głowicy
Następnie odkręciłem śruby cęgów, dokładnie ustawiłem i unieruchomiłem od spodu głowicę, przewierciłem w niej otwory od góry według otworów mocujących cęgi i skręciłem razem.
Gorzej było z bazą: spoiny wyłącznie pachwinowe, ponadto musiała pasować na skrzynię mieczową i jeszcze otwory do spawania trzonu muszą być w osi… trochę to trwało. Najpierw pospawałem „nogi”: pionowe trapezowe elementy z poziomymi podstawkami (płytki z trzema dużymi otworami). Ustawiłem je po obu stronach skrzynki mieczowej i złapałem zaciskami za pomocą kątowników. Potem ostrożnie wyniosłem, ustawiłem żeby były równolegle i połączyłem, na razie punktowo, do przymiarki. Pasowało, więc zespawałem pilnując kolejności żeby się nie zwichrowało. Baza wchodzi na skrzynię mieczową z minimalnym luzem.
Po wstępnym wstawieniu bazy i głowicy mogłem dokładnie określić wysokość pilersu. Najpierw dociąłem kantówkę na długość trzonu, jeden koniec pod kątem według szablonu. Kąt okazał się dobry, ale uciąłem za krótko. Dobrze że nie zacząłem od rury.
Przymiarka do trzonu i sprawdzenie kąta
Jak już byłem pewien długości i kąta trzonu dociąłem rurę na trzon i obrobiłem końce do spawania. Najgorzej było z połączeniem całości, żeby wszystkie 3 elementy wyszły w osi, z właściwym kątem i żeby nie wyszło śmigło. Ściągnąłem je długim prętem gwintowanym i ustawiłem względem siebie.
Montaż pilersu: baza, głowica i trzon ustawione względem siebie
Samo ustawianie trwało godzinę, ale opłaciło się. Po złapaniu punktowo przez wcześniej przewidziane w tym celu otwory przymierzyłem na miejsce – pasował od pierwszego razu, nie było konieczności poprawiania.
Nałożyłem docelowe spoiny i dodałem żebro do bazy: po to jest ta szczelina widoczna na zdjęciu powyżej: wbiłem tam płaskowniki i dospawałem, wypalając ostatnie niedopałki elektrod. Weekend się skończył więc wróciłem do domu, ale prawie się udało.
W następny weekend poprawiłem niektóre spoiny, i już z własnej inicjatywy, bez konsultacji z konstruktorem dodałem do pilersu kilka wzmocnień - tak z inżynierskiej intuicji. Pozostało jeszcze wykończenie widocznych powierzchni. Szlifowanie tarczami listkowymi 120 i 400, potem ręcznie 600 na mokro, aż do momentu w którym nie widać głębokich rys i to nie z powodu pory dnia. Najgorzej było z osmalonymi miejscami w kątach: użyłem różnego rodzaju szczotek drucianych na wkrętarce: słabo, ale idzie. Najbardziej przyłożyłem się do trzonu: to będzie element widoczny od razu po wejściu pod pokład. Rura już w bagażniku wyglądała topornie, liczę, że lustrzana powierzchnia optycznie ją wyszczupli. Potem umycie (pasta polerska jest tłusta), zabezpieczenie powierzchni nielaminowanych (czyli prawie wszystkich) stretchem i taśmą i można ogłosić gotowość do wstawienia na miejsce.
Gotowy pilers. W porównaniu do poprzedniego wygląda monumentalnie. Waży 17,8kg
Powierzchnie styku bazy z laminatem, mają przewidziane duże otwory, żeby po wstawieniu pilersu na poduszkach wylaminować od wierzchu tak, aby zabezpieczyć pilers przed przesunięciem. Jak mówią doświadczeni szkutnicy, kwasówka nie klei się z epoksydem, więc trzeba ją dodatkowo przymocować, na rodzaj laminatowych „nitów”. Baza nie ma otworów: jest skręcona z cęgami masztu.
Głowica i baza: szczegóły konstrukcji
Samo wstawienie pilersu przebiegło sprawnie. Pociąłem tkaninę na pasy i prostokąty i przygotowałem pilers wraz z profilami na tymczasowe rozgięcie bazy.
Przygotowanie do laminowania
Następnie wylaminowałem poduszki na dnie i pionowych ściankach skrzynki mieczowej, oraz na głowicy pilersu z około 3mm zapasem tkaniną 450ką, nie żałując żywicy: wolę nie zostawiać powietrza. Użyłem żywicy SeaLine, dlatego że wolno żeluje, co pozwala na jak najbardziej równomierne rozłożenie obciążeń – osiadanie laminatu może trochę potrwać, w końcu to nie stal. Nałożyłem tkaninę z żywicą na dno, ścianki skrzyni mieczowej i głowicę: na metal źle się nakłada, tkanina powoli się zsuwała. Użyłem "kołeczków" ze zwiniętej w rulon taśmy pakowej, które wyjąłem tuż przed wstawieniem pilersu na miejsce. Rozgiąłem bazę profilami i zaciskiem, rozepchnąłem podnośnikiem dach z dnem. Wstawiłem pilers, przykręciłem głowicę do cęgów śrubami oklejonymi taśmą, zdjąłem profile rozginające bazę i ulżyłem podnośnik. Kadłub był rozepchnięty maksymalnie 10 minut. Wlaminowałem w otwory bazy przygotowane wcześniej fragmenty tkaniny (10 x 200), ostatnią warstwę obficie przesączyłem.
Wlaminowana baza…
… i głowica
Wstawiony na miejsce pilers
Kolejny pracowity weekend się skończył. Nawet nie posprzątałem, ledwo żywy zdołałem wziąć prysznic i wróciłem do domu.
To była największa operacja jaką wykonałem w tym sezonie. Było po drodze kilka problemów, ale do rozwiązania, trwało długo głównie z powodu ilości pracy, jaka była do wykonania. Nie było dużych poprawek, pilers pasował od pierwszego razu, w czasie wlaminowania wstawiałem go tylko raz. To mój pierwszy pilers w życiu, ale jak ma się całą zimę na przemyślenie projektu i sposobu na wstawienie na miejsce, to nie jest to takie trudne.
Okazało się że zabudowa nie wszędzie jest równo. Głowicę pilersu dociągnąłem do cęgów, więc kąt przód-tył wyszedł jak wyszedł. Nie mam jak tego sprawdzić, ale na oko zgadza się ze śladami po starej zabudowie i drzwiami WC. Położenie lewo-prawo na oko mniej się zgadza, ale tu też nie miałem możliwości przesunięcia. Skrzynia mieczowa i cęgi muszą być w osi (no chyba że nie są) z powodu kształtu tym bardziej nie miałem możliwości przesunięcia. Wniosek: zabudowa chyba nie do końca jest równo....
Niedługo zaczyna się sezon. Jest jeszcze kilka rzeczy do zrobienia, ale już nie tak spektakularnych. Na razie grube prace sobie odpuszczę
c d n . . .
Osmoza, recenzja systemu JOTUN« poprzednia | następna »Początek naprawy dna |
---|