Witajcie po bardzo długiej przerwie. Długiej w opisaniu naszych prac chociaż te trwały, oczywiście poza sezonem letnim, kiedy to wyjeżdzamy na różne wakacyjne wypady. Kiedy przygotowywaliśmy kadłub szpachlując go szpachlą epoksydową SeaLine lekką myślałem, że drobne dziurki jakie zostały po nakładaniu szpachli "zalejemy" lightprimerem w trakcie malowania pistoletem. Niestety efekt był odwrotny. Natrysk szpachli wykonaliśmy dwa razy i niestety za każdym razem szpachla podkładowa nie chciała wniknąć w pory, które dalej zostawały. Spróbowałe kilka różnych innych szpachli nakładanych już ręcznie ale pory były tak małe, że praca nasza była daremna. Po kolejnych próbach trwających już miesiącami, postanowiłem zidentyfikować wszystkie pory powiększając je wiertłem fi 4-5 i dopiero wtedy udało nam sie zaszpachlować i je usunąc z powierzchni...
I tu popełniliśmy kolejny błąd, w mojej ocenie :) Po zaszpachlowaniu otworów nałożyliśmy podkład lightprimer wałkiem.... Teoretycznie producent dopuszcza dwie metody zarówno natrysk jak i wałek ale uważam, że tylko natrysk jest dobry ponieważ chcąc doprowadzić kadłub do suepr połysku prawie wszystko zdarliśmy na posadzkę... Niestety nasz zaprzyjażniony lakiernik nie miał czasu a ja bałem się samemu chwycic za pistolet. I to był błąd. myślę, że dużo lepiej byłoby nałożyć samemu, bez doświadczenia, podkłąd natryskiem niż nanosić go wałkiem. Ale to już za nami. Oczywiście wszystkie nierówności po wałku pokazały się kiedy pokryliśmy kadłub pyłem kontolnym i zaczeliśmy szlifować cały kadłub na finito najpierw paierem 240, 320, na koniec 400. Ponieważ w sklepie mieli tylko pomarańćzowy to zaryzykowałem, ale to nie był dobry wybór. Tylko czarny, jest bardziej kontrastowy i wszystko widać jak na dłoni. Oto kilka fotek...
na pomarańczy słabo widać....
widać na zdjęciu "morkę" czy jak to się tam nazywa, czyli grubość którą trzeba było zdjąć ...
Nie pozostało nam nic innego jak szlifować do momentu uzyskania powierzchni bez żadnej czarnej kropki...
Sprzątneliśmy całą szkutnię, zasłoniliśmy folią żeby nie sypał się kurz i umyliśmy cały kadłun cleanerem firmy SeaLine
Kolega Marek przyjechał na czas i zaczeliśmy przygotowywać farbę do malowania
No i zaczeło się .... z niecierpliwością patrzyłem, jak Marek zaczyna nanosić farbę i co zaczyna się pojawiać... będą fale? niedoróbki? nic takiego - wszystko super, jak zobaczyłem efekt naszej prawie rocznej pracy to łaza mi pociekła, nie ma się do czego przyczepić...
Ustawiliśmy laser, rzeby było widać gdzie mniej więcej jest linia wodna i malowaliśmy około 15 cm poniżej...
moje odbicie - jak w czarnym lustrze :)
A taki był efekt końcowy :)
Potem pomalowaliśmy część podwodną antyporostówką używając wałka... i tak zakońćzyliśmy nasze zmagania prawie roczne, uffff
Nasz sukces uczciliśmy z żoną kieliszeczkiem trunku produkcji nieprzemysłowej
I teraz zaczeły się przygotowania do odwracania łódki. Do poczytania wkrótce...
Doctor cz. 5 szpachlowanie« poprzednia | następna »Doctor cz. 7 odwracanie jachtu |
---|