"Santa Brygitta" - Hasipa
Andrzej - "Hasip" jest armatorem przepięknego klasycznego drewnianego jachtu zbudowanego w 1950 roku w Szwecji. Jacht w doskonałej formie, nadal stacjonuje w Szwecji i pływa ...
Moja "Santa Birgitta" jest jachtem klasy M25 wyprodukowanym w Szwecji w roku 1950.
Konstrukcja jachtu jest klasyczna - klepka mahoniowa na szkielecie dębowym (co trzecia wręga ze stali cynkowanej ogniowo), dach kabiny i pokład kryty listewkami z daglezji.
Pokład i kabina uszczelnione były klasycznie - płótno lniane nakładane na olej oraz malowane farbą olejną.
Całość była estetyczna i szczelna.... do czasu
Farba na płótnie zaczęła pękać od zbyt dużej ilości warstw.
1. Zdejmowanie płótna
Początkowo myślałem, że zeszlifowanie i/lub zdjęcie nadmiaru farby przy pomocy skrobaków i opalarki wystarczy.
Niestety myliłem się.
Na jesieni w trakcie zdejmowania masztu odkleił się spory kawał płótna. Okazało się, że w kilku miejscach (zwłaszcza w miejscu gdzie wanty przechodzą przez pokład - w Birgitcie napinanie want jest pod pokładem) gdzie latami sączyła się woda płótno przegniło całkowicie.
Jedynym rozsądnym rozwiązaniem (moim zdaniem) było zdjęcie całego płótna oraz uszczelnienie pokładu i dachu kabiny na nowo.
pokład i dach kabiny po zdjeciu plótna
Przy okazji zamierzałem rozwiązać "problem" forluku i umiejscowienia kotwicy.
Seryjnie łódka została wyposażona w forluk zamykany suwklapą. Zrębnica klapy miała ok. 1,5 cm wysokości. System ten był wystarczający do regat (nikt nie śpi w dziobie, przechowuje się tam wyłącznie żagle i liny), ale całkowicie niepraktyczny w turystyce (w dziobie jest koja) jako mało szczelny.
forluk zamykany suwklapą
Zdejmowanie płótna okazało się trudną sprawą.
"Fabrycznie" płótno zakłada się przed montażem kabiny oraz skrajnych listew pokładowych (mocnic). Płótno mocowane było nierdzewnymi zszywkami. Dopiero po pokryciu pokładu montowano skrajne klepki pokładu oraz ściany kabiny.
Na kabinie było łatwiej, gdyż końce płótna przykrywane były listwami. O ile z pokryciem kabiny bym sobie poradził, o tyle demontaż ścian kabiny i części pokładu nie wchodził w rachubę. Praca nie jest trudna, ale czasochłonna. Z uwagi na to, że łódka stoi 1500 km od domu rozwiązanie odrzuciłem.
Pozostało pomalować "czymś" kadłub i kabinę. O wyborze "czegoś" dalej.
Wracamy do zdejmowania lnu.
Zanim zacząłem zdejmować płótno musiałem zdemontować wszelkie okucia oraz całą suwklapę kabiny oraz suwklapę forluku. Wydaje się, że lniana "szmatka" nie jest trudnym przeciwnikiem jednak o ile nie jest przegnita i jest pokryta stwardniałą farbą - jest twarda jak laminat PS!
Farba kruszy się na drobne ostre "igiełki" a samo płótno przesączone farbą dość szybko stępia wszelkie narzędzie.
Najskuteczniejsze okazały się w tej operacji dwa narzędzia: nóż do tapet z wymiennymi ostrzami (dożo ostrzy) oraz dłuto lub ostry nóż z ostrzem "mora" do wycinania fragmentów przy krawędziach (przy ścianie nadbudówki i krawędzi pokładu).
Po zdjęciu płótna pokład optycznie wyglądał strasznie. Był biały i cały się kleił. Olej lniany pod warstwą płótna i farby nie wysechł (brak dostępu tlenu), przesiąkła zaś farba i nadała mu odcień mleczno-biały.
W takim stanie dalsza praca okazała się niemożliwa o ile nie zamierzałbym wykąpać całego jachtu w benzynie. Miałem nadzieję, że do wiosny olej wyschnie na tyle, że dalsza obróbka mechaniczna klepek będzie możliwa bez nadmiaru "chemii".
W zimie zaś przygotowywałem pozostałe elementy do przeobrażenia mojej łódki z regatowej w turystyczną.
2. Wykonanie forluku
Jak wspomniałem wyżej musiałem coś zrobić z forlukiem.
Najlepszym rozwiązaniem jest wstawienie fabrycznego luku. Niestety nie ma luków w kształcie "dziury" jaka pozostała po zdjęciu suwklapy.
Postanowiłem zorbić zrębnicę na której zamocuję "morski" luk wykonany z mosiądzu chromowanego z hartowaną szybą.
Zrębnica "zabezpieczała" dwa problemy - sprzęgała wymiary oraz zatrzymywała część wody (w trakcie żeglugi woda ciągle gości na moim pokładzie).
Rozmiar zrębnicy dobrałem tak aby "stara" wchodziła w środek. Całość wykonałem z desek mahoniowych klejonych oraz łączonych na wkręty. Łby wkrętów wpuszczałem w deskę i przykrywałem kołkami z mahoniu - znaczy flekowałem. Po wyschnięciu kleju wszystko było szlifowane i kilkukrotnie lakierowane.
Na koniec przykręciłem luk do zrębnicy uszczelniając szczeliwem (silikon marine&teknik).
Całość w takim stanie pojechała do Szwecji i tam została przyklejona i przykręcona wkrętami do pokładu (przygotowanego do malowania) przed ostatecznym malowaniem.
Na tym zdjęciu - forluk po ostatecznym malowaniu zamontowany na pokładzie
3. Wykonanie luku "kotwicznego"
Do tej pory kotwica wraz z łańcuchem i liną spoczywała w plastikowej skrzynce pod ławką w kokpicie. Na regaty można było pozbyć się "klamota" ponadto łódka nadal wyglądała czysto.
Niestety przy żegludze turystycznej rozwiązanie takie jest maksymalnie upierdliwe. Łódka miała otrzymać solidne kosze (dziobowy i rufowy).
Nowe okucia i kosze już zamontowane
Na koszu rufowym przygotowałem wieszak na kotwicę i miejsce na rolkę do liny kotwicznej. Należało pomyśleć o miejscu na linę. Achterpik jest najlepszym rozwiązaniem. Zwłaszcza jak ma 3m długości i do ostatniego metra nie ma dostępu. Zrobiłem zatem drugi luk na linę kotwiczną. Wykonałem dwie ramki połączone zawiasowo z kątownika ze stali nierdzewnej (wymiar 20x16cm). Jedna ramka jest przykręcona do pokładu (wyciąłem stosowną dziurę), do drugiej przykręciłem deskę mahoniową. W ramkach wycięta jest dziura tak aby można było zamknąć luk bez ryzyka przecięcia liny. Szczelność nie jest tutaj istotna.
Nowe miejsce kotwicy
Zwróćcie uwagę na wózek silnika - praktyczna konstrukcja - dop:Adam
4. Malowanie pokładu
W trakcie zimy zastanawiałem się czym malować kadłub aby mieć zapewnioną estetykę i szczelność. Po wstępnej preselekcji pozostały dwie metody - żywica epoksydowa i szkło albo coelan.
Wybór padł na coelan pomimo, że jest znacznie kosztowniejszy.
Zalety tego środka zachwalanego przez producenta oraz konsultacje z żeglarzami, którzy już coelan'u używali utwierdziły mnie w moim wyborze. Przygotowałem zatem listę zakupów. Nie była długa, ale "wartościowa".
Coelan należy kłaść w ilości min. 1l/m2. Zużycie primera wynosi ok. 1l/10m2 przy jednokrotnym malowaniu. Maluje się 1-3 razy primerem zależnie od pożądanego koloru. Ja malowałem trzy razy.
Zanim jednak rozpocząłem malowanie musiałem odpowiednio przygotować podłoże. Przez zimę stary olej wystarczająco wysechł aby można go było zdjąć mechanicznie. Okazało się, ze najlepszym rozwiązaniem jest opalarka i skrobaki. Skrobaki kupione w Polsce wytrzymywały ok. 1m2 powierzchni. Dopiero użycie skrobaków z ostrzem z węglików spiekanych (dzięki Jurku za pożyczkę, kupiłem już komplet dla siebie) dało efekty i praca stała się szybka.
Do takiej operacji najlepiej mieć pomocnika.
Jedna osoba nagrzewa powierzchnię a druga skrabie.
Niestety ja musiałem zrobić to sam. Cóż powiem - zeskrobanie farby z łódki 10m długiej stojącej pod namiotem foliowym to najlepsza metoda na spalanie tłuszczu.
Po zeskrobaniu farby oraz lakieru z tych elementów które miały naturalny kolor, całość szlifowałem szlifierką oscylacyjną z odsysaniem pyłu.
Po tej operacji okazało się, że pomiędzy klepkami w miejscu uszkodzenia płótna są szpary. Były zbyt wąskie na stosowanie "fug" (coelan ma w ofercie uszczelniacz do wypełniania ubytków), ale wydawały się zbyt szerokie aby zatrzymać środek ( obawiałem się zacieków w środku).
Szpary uzupełniałem nicią do szycia żagli, lub linką 2mm. Nić wciskałem tępym nożem lub wbijałem tępym dłutem.
Następnym krokiem było odtłuszczenie powierzchni i nakładanie primera. Do odtłuszczenia najlepiej nadaje się benzyna.
Primer nakłada się zwykłym pędzlem (można wałkiem, ale pędzel lepiej rozprowadzał środek pomiędzy szparami i spękaniami).
Primer schnie dość szybko. Po niecałych dwu godzinach można nakładać następną warstwę lub kłaść warstwę nawierzchniową lakieru.
Pierwsza warstwa primera
Druga warstwa primera
Ja nałożyłem trzy warstwy primera aby uzyskać satysfakcjonujący kolor drewna.
W tym miejscu należy zaznaczyć, że primer należy dobierać odpowiednio do gatunku drewna.
Trzecia warstwa primera
Sam lakier coelan nakłada się w 2-3 grubych warstwach. Ja na początku położyłem dwie cienkie warstwy (nawyk nabyty przy lakierowaniu lakierami olejnymi) jednak połysk (raczej jego brak) jak i zdolność krycia (tak zachwalana przez producenta) nie wyglądały zachęcająco.
Lektura materiałów zamieszczonych w sieci nakazała mi zweryfikować doświadczenie.
Na profesjonalnych statkach lakier jest wylewany z dużych puszek i rozprowadzany po pokładzie "zbierakami" a ludzie łażą w kaloszach.
Zaryzykowałem i zacząłem robić podobnie.
Na dużych powierzchniach wylewałem lakier z puszki i rozprowadzałem pędzlem, a na mniejszych nakładałem lakier pędzlem (coelan ma konsystencję kislu) i rozprowadzałem.
I to właśnie było TO! Oczywiście przy takim malowaniu należy dobrze okleić taśmą wszelkie brzegi aby spływający lakier nie zrobił zacieków na powierzchniach pionowych.
Lakier rozlewa się pięknie tworząc szklistą powłokę.
Do malowania można użyć zwykłych pędzli lub pędzli gąbkowych (w zasadzie jest to guma piankowa). Robiłem także próby z wałkiem (tylko futrzak - nie wolno stosować wałków z gąbki gdyż szybko się rozpuszczają).
Czas schnięcia lakieru to ok. 5h. Jeśli jest chłodniej to dłużej. Nie wolno lakierować jak jest wilgotno lub pada deszcz pomimo, że lakier utwardza się wilgocią. Sam lakier może źle przyjąć (tam gdzie mi skapywało z czoła zrobiło się kilka bąbelków i mam nowe zadanie na wiosnę) lub wyjdzie mleczno-matowy (na próbę pomalowałem deskę i na noc wystawiłem poza namiot).
Coelan doskonale wypełnia nierówności i wnika we wszelkie szpary.
Tegoroczna eksploatacja pokazała, że jest także bardzo elastyczny i pracuje wraz z drewnem. Oznacza to, że tam gdzie drewno się kurczy i w innych wypadkach lakier by pękał tu tworzy się błona, a tam gdzie szczeliny maleją na skutek pęcznienia drewna robi się jedynie garbik.
Pomalowałem także tym lakierem spinakerbom i przestałem mieć problem ze ścierającym się o wanty lakierem.
Coelan ma jedynie dwie wady: koszmarnie śmierdzi przy malowaniu (po wyschnięciu nie ma żadnego zapachu) i jest 10-krotnie droższy od klasycznego lakieru olejnego (z drugiej strony aby uzyskać grubość powłoki 1mm należy położyć 10 warstw lakieru olejnego co będzie kosztowało podobnie).
Należy szacować, że koszt materiałów na pokrycie coelanem jednego metra kwadratowego wyniesie 250zł.
Nowe wcielenie "Santa Brigitta"
5. Pomysł na "brak jaskółek"
Na koniec chciałbym napisać o jeszcze jednym "patencie" jaki podpatrzyłem i zastosowałem na swojej łódce.
Tym wynalazkiem są kieszenie wykonane z tkaniny a zawieszane wzdłuż burt.
Niekiedy nie ma możliwości lub jest to bardzo trudne aby wykonać jaskółki nad kojami, a trzymanie ubrań w torbie jest bardzo niewygodne.
Dobrym rozwiązaniem są kieszenie. Ja zrobiłem (znaczy zleciłem krawcowej) zrobienie czterech pasów tkaniny wewnętrznie usztywnionej "sztywnikiem" na które na zewnątrz naszyto kieszenie (4 kieszenie na każdy pas).
Każdy pas ma ok. 200 cm długości i 50 wysokości.
Kieszenie od góry zamykane są sznurkiem który działa jak ściągacz.
Do burt pasy są przypinane klipsami (bez problemu tego typu "okucia" są do nabycia w sklepach żeglarskich w Szwecji).
Proste i skuteczne.
Zdjęcia "kabinowych" kieszeni:
Andrzej obiecał zdradzić jeszcze kilka sekretów drewnianych jachtów...