SzkutnikAmator.pl

  • Zwiększ rozmiar czcionki
  • Domyślny  rozmiar czcionki
  • Zmniejsz rozmiar czcionki
Home P47 ket żaglowy konstrukcja Plucińskiego P47 ket żaglowy, budowa cz.1

P47 ket żaglowy, budowa cz.1

Email Drukuj PDF

Dzieci twierdzą, że to kryzys wieku średniego.
Bardzo być może.
Niewątpliwie był jakiś impuls, który skłonił mnie do samochodowej podróży w stronę
najbliższego składu drzewnego, zakupu tam kilku arkuszy brzozwej sklejki
wodoodpornej, wrzucenia ich na dach i, wraz z kilogramem gwoździ, przywiezienia  
do domu. Impuls był nieokreślony za to efekt dobrze widoczny na poniższej
fotografii.

Łódka nie jest jeszcze do końca skompletowana. Brakuje jej żagla, który pewno
zamówię w najbliższej żaglowni.


Z drugiej strony można było całą łódkę zamówić u szkutnika a pewno byłaby
poskładana o niebo staranniej, solidniej i bardzo fachowo. Tak jak ten ewentualny
żagiel u żaglomistrza.
Co jednak zatem z frajdą z budowy?
Można też było gotową żaglówkę kupić. Chociaż taką trudno dostać. Trzeba ją
sobie zrobić.


Plany "Łodzi żaglowej turystycznej P-47 konstrukcji M.Plucińskiego" znalazłem w
styczniowym numerze miesięcznika MORZE z 1955 roku. Nie żebym tam specjalnie ich
szukał. Przypadkiem je znalazłem przeglądając stare numery czasopisma celem
zimowej stymulacji mojej bujnej wyobraźni w kierunku morza, tropików, wyspy Bali
itp. Szczerze sobie powiedzmy, że lektura MORZA z wczesnych lat pięćdziesiątych
nie jest rzeczą łatwą. Przodownicy pracy, niezwyciężona flota radziecka, brygady
pracy socjalistycznej i takie tam... Generał McArthur, gubernator prowincji
Indochińskiej z żoną na niedzielnej przejażdżce czołgiem wśród wieśniaków...
serio.


Ale wśród tego kompletna dokumentacja rasowej łódki wraz z pełnym i bogato
ilustrowanym opisem jej budowy. W numerze styczniowym '55 jest artykuł wstępny i
tabelka materiałowa, dalsze zaś części w kolejnych numerach z zamierzeniem takim
by mieć gotową łodkę na wakacje. Ponieważ mowa o wakacjach, które minęły już
sześćdziesiąt, dokładnie, lat temu, to miałem wszystko w ręku, całość dokumentacji
od początku do końca. Pisze tam M. Pluciński, że łódka jest lekka, nowoczesna,
łatwa i tania w budowie. Patrząc na wiele współczesnych konstrukcji podobnych
łodzi ze sklejki i do amatorskiej budowy trudno, po sześćdziesięciu latach,
nie przyznać racji konstruktorowi. Kształt tego keta jest dzisiaj nieco może
archaiczny, widać wyraźnie pochodzenie od ożaglowanych kajaków z dykty z lat
trzydziestych niemniej nie laminowana konstrukcja jest lekka i łatwa w budowie.


Jak zwykle u Plucińskiego, opiera się na prostym połączeniu dwu desek burtowych z
wyciętą z klocka dziobnicą i trzecią deską w roli pawęży. Dykta, klej, młotek.

Jeszcze, jak pisze konstruktor, kawałek sznurka by łatwiej było dechy do siebie
przyciagnąć.

Reszta jest komentarzem Wink

 

Cdn

Dodo budowniczy

Poprawiony: czwartek, 01 października 2015 08:13  

Komentarze  

 
#1 Administrator 2015-10-01 08:43
Fajna łódka. Ciekawe będzie zestawienie kosztów i roboczogodzin.
Po lewej przy ścianie garażu widzę kawałek sklejki z wyciętym połączeniem palcowym - to od tej łódki czy innej? burty chyba były łączone na nakładkę ?
Pozdrówki
Adam
 
 
#2 Dodo 2015-10-01 11:17
Panie i Panowie,
myślę, że są tutaj jakieś czytające to panie,
budżet tej żaglówki (bez żagla), nie licząc własnych kosztów robocizny, zamknął się w kwocie ok 600 PLN. Coś 340 na sklejkę (trzy arkusze 2500x1200x5 mm, dwa
arkusze 2500x1200x8), 100 zł 2x50 na dwie puszki EPIDIANu piątki użytej do klejenia, 100 zł na utwardzacz PAC i Z1, 30 na klej poliuretanowy, reszta na śruby i gwoździe. Kosztów paliwa nie liczę. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że można było te pieniądze wydać w znacznie lepszy sposób, na przykład na paltocik letni damski... Tak tanich paltocików damskich to chyba jednak nie ma. W związku z tym wydano jak wydano.
Oczywiście łączny koszt był nieco większy, część bowiem elementów, wręgi, pawęż, stępka, podłużnice, kształtowniki na wózek itp. została wykonana z materiału
znalezionego w domu. Głownie
w piwnicy, w której na przykład przez ostatnie osiem lat pod jednym ze stołów leżały stare kable w pancerzu ołowianym, akurat w sam raz do wytopienia obciążników sklejkowej płetwy sterowej i miecza. Wszystkie listwy zostały wycięte z desek sosnowych, które czterdzieści, z hakiem, lat temu sztorm zmył z pokładu przewożącego je drewnowca a kombinacja prądów i fali wyrzuciła na plażę w pobliżu domu, w którym wówczas mieszkałem. Większą część tych czterdziestu lat funkcjonowały w roli bardzo solidnych półek na książki. Aż do momentu kiedy przyszło się wyprowadzić.
To samo farby i lakiery, malowałem tym co znalazłem na półce. Roboczogodzin nie liczyłem, pomalowany i polakierowany kadłub powstał w ciągu miesiąca, od 28 lipca '15 do pierwszego września. Cała robocizna moja, raz dziecko pomogło przy przykręcaniu skrzynki mieczowej. Myślę, że w sumie wyszłoby to dwadzieścia dni roboczych po sześć godzin dziennie czyli, szacując, około 120 roboczogodzin na wszystko. Potem przez cały miesiąc strugałem maszt. Poczynając od wskazania w tartaku świerkowego pnia, z którego ma być wykonany, po końcowe malowanie lakierem bezbarwnym, ostrożne tak, by nie zamalować likszpary. Była to dosyć leniwa robota. Koszt materiału, to znaczy ostruganego w prostopadłościan 80x80x5400 mm pnia świerkowego, 50 PLN. Sklejka na burty łączona na nakładkę, palcowo powycinany płat sklejki to tylko na próbę z okresu prób i błędów kiedy zastanawiałem się w jaki sposób trwale połączyć arkusze sklejki.
Ale o tym... w następnym odcinku.

Pozdrowienia - Dodo budowniczy
 
 
#3 Mateusz 2015-10-01 17:12
świetna robota. piękna, klasyczna łódź.
koszt budowy bardzo niski. Dwa pytania:
1. Czym malowałeś, że nie liczysz kosztu farb?
2. Czy prześlesz na e-mail scan tych planów/artykułów?
 
 
#4 Grzegorz Bartczak 2015-10-01 20:46
Powinieneś dostać dofinansowanie z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego :-)
Patrząc na łódki do budowy amatorskiej Janusza Maderskiego czy Radka Wereszki dochodzę do wniosku, że P47 jest wyrafinowaną konstrukcją. Dno z jednego płata sklejki giętej w dwóch kierunkach nadaje sztywności. Pokład podobnej konstrukcji. Ciekawi mnie czy szczelny achterpik i forpik pozwoli na postawienie łódki na wodzie własnymi siłami. Pasje w tym względzie są mocno uwstecznione...
Jedyne co zmieniłbym to maszt z aluminium. Przekrój fi60x2 powinien wystarczyć. Wtedy w żaglu zamiast likliny powinien być rękaw..., ale dofinansowania w takim przypadku by nie było... :-)
Może skany (zdjęcia) umieścisz w dziale "Porady i plany" na szkutniku?
 
 
#5 Teodor Tomicki 2015-10-01 20:49
Szacunek!!!
To za piekna zaglowke!
Dolanczam pytanie tak jak "Mateusz", chodzi mi o punkt
drugi jego pytania.
Pozdrowienia - Teodor
 
 
#6 Dodo 2015-10-01 23:36
@Mateusz @Grzegorz
wasze słowa są bardzo miłe. To jest pierwsza łódka, którą zbudowałem, zatem tym bardziej miłe.
Natomiast zdecydowanie daleko nie jest to pierwsza łódka, której jestem właścicielem czy armatorem (bo to często nie to samo). Wiem ile jest warta, a warta jest przede wszystkim z powodu radośnie przy jej budowie spędzonego czasu.
Litościwe fotografie nie ukazują niektórych niedoskonałości, których jestem świadom. Publikuję tutaj bo chcę się podzielić raz radością tego budowania, dwa
całym szeregiem niespodzianek warsztatowych, które mnie przy okazji tej budowy spotkały, a których się nie spodziewałem. Świeżym doświadczeniem szkutniczego
gringo, ku uwadze innych a podobnych.
Nie oceniam innych konstrukcji, zbudowałem P-47, którego dna nie da się jednak pokryć jednym płatem sklejki, bo tam później dochodzi jeszcze stępka zmieniająca linie kadłuba, który w ten sposób jest płaskodenny, czy też zbliżony do płaskodennego tylko w części rufowej. Pokład w części dziobowej jest gięty w dwu płaszczyznach i w związku z tym musi być rozcięty na pewnej długości. Przecięcie to jest maskowane widoczną nakładką. Achterpik jest z założenia wodoszczelny, zamykany od strony kokpitu, w dokumentacji, klapą bagażnika, u mnie okrągłym
lukiem wodoszczelnym. Forpik jest otwarty w stronę kokpitu i w projekcie nie jest niczym wypełniony. Nie żeglowałem jeszcze tą łódką sądzę jednak, że po wywrotce, w najgorszym wypadku w forpiku i pod górnym półpokładem utworzy się poduszka powietrzna, która wraz ze szczelnie zamkniętą przestrzenią bagażnika nie dopuści do zatonięcia.
Zgodnie z dokumentacją łódź jest pomalowana farbami i lakierami olejnymi (ftalowymi). Rumpel i jarzmo steru, już poza dokumentacją, bezbarwnym lakierem
poliuretanowym. Poszło na nią; na kadłub dwa litry farby białej, na pokład litr lakieru bezbarwnego, ciutek farby czerwonej na odbojnicy i drugi ciutek niebieskiej na płetwę sterową i miecz. Kadłub przed pomalowaniem był dwukrotnie gruntowany wyrobem firmy Jotun o nazwie Benar, na gorąco podgrzanym w kąpieli wodnej. Benar jest endemicznym wyrobem norweskim i tylko w Norwegii przez firmę Jotun jest sprzedawany. Nie udało mi się ustalić dokładnie co to jest. Puszkę tego
oleju podobnego do pokostu kupiłem kiedyś na Haroyi, jednej z tysięcy wysp norweskich fiordów, ta akurat leży w pobliżu Alesundu ciutek tylko poniżej Lofotów. Pokład zaś, i tutaj uwaga, przed pomalowaniem został zagruntowany przy pomocy oleju rzepakowego także na gorąco podgrzanego w kąpieli wodnej. Takiego ze
sklepu spożywczego. Tutaj postanowiłem być jak najbardziej wierny duchowi epoki, z której P-47 pochodzi, a która prócz wszystkiego innego odznaczała się także znakiem koniecznej improwizacji. ;-)
Co do dokumentacji P-47, wiem, że podpadnę kolegom ale ani nie prześlę skanów ani nie zamieszczę ich w kąciku porad szkutniczych. O dokumentacji P-47 kiedyś tam opublikowanej w Morzu krążyły i krążą nadal rozmaite opowieści dziwnej treści. Ja daję konkretny namiar: cykl tej publikacji rozpoczął się w styczniu 1955 roku i trwał tam w kolejnych numerach do wakacji. Morze to był periodyk w PRLu bardzo regularny i poważny, jego numery zszyte rocznikowo dostępne są w każdej poważniejszej czytelni. Nie jest też wykluczone, że wujek Guugel coś wie na ten temat.
To tyle.

Pozdrowienia - Dodo budowniczy
 
 
#7 Grzegorz Bartczak 2015-10-02 10:05
Podsumowując: jak ktoś będzie bardzo chciał, to dokumentację zdobędzie.
Tutaj są skany w małej rozdzielczości:
robhosailor.blogspot.com/2012/09/p-47-uzupenienie.html
Po tych rysunkach źle wywnioskowałem, że jest zamykany forpik. Jeżeli jest otwarty to są minimalne szanse na szybkie postawienie łódki po wywrotce. Zatonąć nie zatonie - przecież jest cała z drewna.
Produkty Jotuna można kupić w Polsce. Ale żeby jednego produktu bronić jak niepodległości?
Pozdrawiam
 
 
#8 Dodo 2015-10-04 19:35
Cytuję Grzegorz Bartczak:
Zatonąć nie zatonie - przecież jest cała z drewna.

Powiedz to tym tam:
www.vasamuseet.se/sv/Sprak/Polski/
;-)
Drewno w stanie suchym ma niewielką pływalność rzędu 0.4 -0.1 wagi w stosunku do objętości, mokre jest kryminalnie nie pływające i wystarczy niewielkie dociążenie np. wagą metalowych okuć czy sworzni, nie wspominając o laminacie by nurkowało w kierunku dna niczym przestraszony maskonur.
Natomiast co do zalania łodzi w czasie wywrotki. Widziałeś kiedyś w czasie regat wywróconego OPTYMISTA, który normalnie robi grzyba i nie ma żadnych zamkniętych forpików? Balony w tej łódce służą do tego by całkowicie zalana wodą sterczała zrębnicą kilka centymetrów ponad lustro wody. To wystarczy by młodociany zawodnik wychlustał czerpakiem błyskawicznie tyle wody by nie stracić więcej niż jedno czy dwa miejsca w wyścigu.
Sądzę, że P-47 po wywrotce będzie leżał na wodzie w ten sposób, że szerokość półpokładów nie dopuści w ogóle by do wnętrza wlały się jakieś większe ilości wody. Zupełnie podobnie jak to dzieje się np. w wypadku Cadeta. Ponieważ jednak nie wiem tego na pewno, bo jeszcze swoim nie żeglowałem a będąc w słusznym wieku nie mam najmniejszego zamiaru moczyć się w październikowym morzu i poczekam z tym do wiosny, to napisałem, że w najgorszym wypadku to czy tamto.
Co do Norwegów to nie mają oni wielkich tradycji walki do upadłego w obronie niepodległości, a co tam też dopiero w obronie jakiegoś oleju do smarowania drewna. Benar to pewno jest jakaś nazwa tradycyjna a ponieważ język norweski jest praktycznie nieprzetłumaczalny na żaden inny to, jak przypuszczam, ten sam wyrób na rynek międzynarodowy nazywa się zupełnie jakoś inaczej. Można by to wyjaśnić w firmie Jotun, tyle tylko, że po co?
Pozdrowienia - Dodo budowniczy
 
 
#9 Grzegorz Bartczak 2015-10-07 14:04
Cytat:
Powiedz to tym tam:
www.vasamuseet.se/.../Polski

Ten statek miał 120 ton kamiennego balastu i uzbrojenie, które z drewna tez nie było. Jest to napisane w tekście z Twojego linku. P47 jest cały z drewna łącznie z płetwą sterową, mieczem i masztem. Po całkowitym zalaniu będzie pływał - nadal obstaję przy swoim.
Uważam, że dobrą cechą małych mieczówek jest możliwość ich postawienia po wywrotce własnymi siłami. Proste sklejkowe żaglówki są tej cechy pozbawione, a jak będzie zachowywała się P47? Czy półpokłady pomogą? Zobaczymy po pierwszych pływaniach.
Benar dostępny jest tutaj:
lakiery-do-drewna-jotun.manifo.com/benar
Pozdrawiam
 
 
#10 Dodo 2015-10-12 23:39
No, w dalszym ciągu nie wiadomo co to ten Benar jest. Pod wskazanym linkiem piszą tylko by się z nimi skontaktować a oni wtedy to ho ho ho.
Pisza lakier, a pachnie to to pokostem na kilometr. Mój romans z Benarem zaczął się całkiem niewinnie. Zbudowałem sobie nad koją szafkę ze sklejki, którą w przewidywaniu następnych długich miesięcy ciągłej eksploatacji postanowiłem czymś pomalować. To coś znalazłem na półce w lokalnym dyskoncie. Z zewnątrz i pięknym napisem BENAR wygladało na lakier. Po pomalowaniu półeczki sklejka ciut pociemniała i pokryła się czymś w rodzaju olejowego mazidła, które na drugi dzień wsiąkło bez reszty co pozwoliło półeczko/szafkę dalej eksploatować.
Natomiast co do języka norweskiego...
Nie wiem czy nas Administrator zaraz tutaj za dryfowanie off topiczne nie pogoni, fragment niewielki mojej, między innymi o tym także, książki dziejącej się krainie Benaru:
Pogoda psi się zupełnie. Od kilku dni bez przerwy pada deszcz. River lodowcowa pośrodku miasteczka bardzo wezbrała i z wielką energią brązowymi od piasku wodami rwie pod mostem poprzez drewniany próg prosto do morza.
Mostek w górę rzeczki został podmyty i zerwany. Nie jest to wielka jakaś osobliwość. Takie katastrofy zdarzają się dosyć regularnie co kilka lat i nie robi to tutaj na nikim specjalnego wrażenia. Jednak swoje do uspokojenia nurtu należy odczekać i zanim przeprawa zostanie naprawiona cały ruch przerzuca się teraz na ten jedyny mostek tuż koło uniwersytetu. Stąd bardziej trzeba teraz na poboczu szosy uważać bo ruch się zrobił większy. Szczególnie tych autobusów wycieczkowych wiozących ładunek Big Shipa z portu do centrum miasteczka.
Błoto na asfalcie i na poboczu, woda nie wsiąka w podłoże tylko spływa po skarpach nasypu i tworzy w dole wielkie rozlewiska brązowej wody. Kalosze mlaszczą po podłożu i z każdym krokiem jakby chciały się do ziemi przylepić i tak już pozostać.
Posuwamy się zatem z trudem poboczem drogi w strugach deszczu i omiatani od czasu do czasu mokrym podmuchem kłębów wody ciągnących się za każdym autobusem i każdą ciężarówką.
Oprócz normalnych i codziennych zakupów żywnościowych chcemy dzisiaj kupić szczelinomierz. Przymierzam się do regulacji docisku tarczy sprzęgłowej w naszej przekładni nawrotnej bowiem zaczynam przypuszczać, że mogą te regulacje mieć jakieś znaczenie dla tych ciągłych z przekładnią naszych kłopotów.
Dlatego trzeba zakupić szczelinomierz.
W tym celu tuż przed mostkiem skręcamy z asfaltu i kierujemy się na drewniany domek z wielkim napisem na froncie, że oto tutaj sprzedają narzędzia.
Przeczuwamy, że możemy mieć z zakupem pewne trudności. Przed wyjściem z jachtu sprawdziliśmy w internecie jak Norwedzy w swoim języku mówią na szczelinomierz. Zapisaliśmy to sobie na kartce i w ten sposób uzbrojeni w wiedzę techniczną śmiało wkraczamy do sklepu pomiędzy półki i regały pełne narzędziowego dobra.
Po kilku chrząknięciach, głośnym potrąceniu regału i radosnym - hello! - rzuconym w przestrzeń pojawia się sprzedawca, któremu natychmiast podsuwamy pod nos kartkę z napisem drukowanymi literami, po norwesku; szczelinomierz.
Zagłębia się w to wzrokiem z zainteresowaniem i po chwili stwierdza, że nie wie co to takiego. Możemy mu powiedzieć po angielsku. Ale jak po angielsku mówi się na szczelinomierz? Już po polsku wyraz jest długi, skomplikowany i pełen szeleszczących głosek, które oczywiście nam nie sprawiają żadnych trudności ale dla sprzedawcy mówimy pewno hieroglifami.
Od czego jednak współczesna technika i smartfony chwytające internet w powietrzu. W sklepie z narzędziami trochę internetu plącze się od niechcenia pomiędzy półkami zatem, słabo bo słabo ale udaje nam się odszukać tłumaczenie z polskiego na angielski - szczelinomierz. Brodaty narzędziowiec patrzy na ekran z zakłopotaniem i po bezradnej nieco minie od razu rozpoznajemy, że nie za bardzo zbliżyliśmy się do rozwiązania lingwistycznego problemu. Dziecko wstukuje przy pomocy miniaturowej klawiatury google tłumaczenie z angielskiego na norweski, co wbrew naszym oczekiwaniom nie przynosi wcale wyniku wcześniej zapisanego na kartce. Mamy tutaj jakąś inną formę szczelinomierza po norwesku. A może jednak w jakimś jednak innym języku bo sympatyczny Norweg zdaje się w dalszym ciągu nie rozumieć czego od niego, tak konkretnie, chcemy.
Uśmiechamy się wzajemnie do siebie. Do wnętrza sklepu przez zamknięte drzwi nie docierają podmuchy wiatru ani szum padającego deszczu.
Jest ciepło, przytulnie i... trochę tak głupio patrzeć sobie w oczy bez śladu porozumienia. W końcu subiekt bierze Radka pod rękę i prowadzi w stronę regału gdzie wśród innych szpejów leży sobie zgrabny, malutki szczelinomierz blaszkowy. Lepszy byłby drucikowy ale i tak los nam sprzyja i nie zamierzamy go kusić jakimś tam szczelinomierzem drucikowym.
Blaszkowy też będzie w sam raz.
Okazuje się, że język norweski występuje w pięciu nie całkiem ze sobą kompatybilnych odmianach. Akurat szczelinomierz w każdej z nich nazywa się jakoś inaczej. Szybko zapominam jak, bo szansa na to byśmy znowu mieli tutaj kupować szczelinomierz jest bardzo nikła.
Zerowa, w zasadzie.


Pozdrowienia
Dodo budowniczy
 
 
#11 tom matejko 2016-01-09 18:09
Witam i gratuluję wykonania pięknej żaglówki. Bordzo mnie interesuje waga samego kadłubu. W marcu 2015r kupiłem plany P47 z myślą jej budowy i przewożenia jej na dachu samochodu osobowego. Podobają mi się nowe rozwiązania z wręgami i metodą szycia i klejenia, choc nie mam żadnego doświadczenia w szkutnictwie .Myślę, że po tej lekturze będe miał większą odwagę rozpocząc budowę. Pozdrawiam.
 
 
#12 Dodo 2016-01-25 16:26
Pozdrowienia wzajemne. Nie wiem dokładnie ile waży kadłub, nie mam wagi do ważenia odpowiedniej. Sądząc po tym, ze praktycznie wszystkie sklejki do jego budowy przywiozłem na dachu tak mało ciężarowego samochodu jak Fabia to waga ta nie może być zbyt wielka. Może na wiosnę uda mi się dokonać pomiaru to wówczas z pewnością się nim podzielę.
Budowa łodzi dała mi wielka satysfakcję, moim zdaniem nie wolno się spieszyć, trzeba smakować po kolei wszystkie etapy budowy.
Dodo
 

Niestety nie masz uprawnień do komentowania artykułów. Komentarze dodawać mogą tylko zarejestrowani użytkownicy portalu.

Zaloguj się!

Newsletter: Co nowego?



Wiadomość HTML?


Info

Witryna SzkutnikAmator.pl została utworzona, jest prowadzona i utrzymywana przez szkutnię adamboats.pl oraz sklep żeglarski SZTORMIAKI.PL

Wszelkie prawa zastrzeżone.