Witajcie !
Chciałbym przedstawić Wam historię remontu pewnego bardzo klasycznego Latającego Holendra. w kolejnych " odcinkach " postaram się przedstawić postępy prac nad łodzią z góry proszę o uzbrojenie się w cierpliwość, ponieważ prace przeprowadzane są w wolnym czasie i bywało między nimi sporo przerw.
A zaczęło się to tak:
Od zawsze z małych łódek regatowych latający holender najbardziej mi się podobał, moim skromnym zdaniem ma idealną linie Posiadanie łodki tej klasy zawsze było moim marzeniem niestety ceny FD nie są małe a mój portfel nie jest duży
Podczas pewnego majowego wieczoru 2008 roku, ot tak przeglądając ogłoszenia na jednym z niemieckich portali aukcyjnych znalazłem ogłoszenie, przedmiotem którego był bardzo oldschoolowy drewniany FD ( latający holender ) rocznik 1960 !!! W tym właśnie roku klasa FD zadebiutowała na igrzyskach olimpijskich !
Aukcja startowała od 1 Euro i nie było ofert kupna.
Nie zastanawiając się ani chwili napisałem maila do ów sprzedającego z zapytaniem w jakim jest stanie jest kadłub, żagle, takielunek itp... itd... ponieważ zdjęcia były wielkości 6x10 cm na monitorze i ogólnie za wiele szczegółow nie było na nich widać jedyna rzecz która od razu rzucała się w oczy to piękna linia kadłuba i niesamowity pokład z dwoma kokpitami jak w motorówkach z poczatku XX wieku jakiego w Fd jescze nie widziałem
Następnego dnia otrzymałem odpowiedź od Corneliusa bo tak miał na imię sprzedający, napisał, że łódka wymaga trochę pracy ale ogólnie jest ok i posiada kompletny osprzęt, maszt i bom są nowsze wykonane z aluminium i pochodzą z lat 80tych a żagle z lat 90tych ( na zdjęciach był tylko kadłub ).
Podjąłem decyzję, że jesli suma bedzie niewielka to go kupuję !!!
Po siedmiu dniach obgryzania paznokci do konca aukcji zostało 10 minut i jeszcze jeden zainteresowany kupiec, w ostanich 30 sekundach wbiłem nieco wyższą kwota niż na jaką byłem przygotowany i udało się !!! zostałem szczęsliwym posiadaczem Fd z 60tego roku za jedyne 198 Euro
** Dodano: 2009-12-01, 01:33 **
odc. 2
umówiłem się mailowo ze sprzedającym że odbiorę do za 2 tygodnie bo akurat jechałem na rejs
Po powrocie przygotowałem wraz z ojcem naszą "uniwersalną" lawetkę podłodziową do przewozu łodzi tej wielkości, trzeba było przesunąć " dziobnicę " troche do przodu na dyszlu bo to jednak 6 metrow długości kadłuba, zapakowaliśmy do auta 2 opony samochodowe i tonę gąbek aby zrobić z nich coś w rodzaju łoża, żeby łódka nie stała delikatnym kadłubem na rolkach od lawety do tego kilka pasów mocujących i ruszyliśmy w drogę.
Jestem z Wrocławia a łódka stała pod Berlinem w małym miasteczku o nazwie Schwielowsee, wiec do przejechania mieliśmy ok 360 km w jedną stronę. Na nasze szczęście całość autostradami Wyjechaliśmy rano, aby dojechać na 12,00-13,00 na miejsce. Po 5 godzinach spokojnej jazdy dojechaliśmy na miejsce. Oczywiście jak na niemcy przystało miasteczko to było oddalone 10 km od najbliższej autostrady
Schwielowsee okazało się bardzo przyjemną, cichą i malowniczą miejscowością, GPS podprowadził nas pod sam dom Corneliusa, którego ogród po 25 metrach kończył sie taflą fajnego jeziora tak mógłbym mieszkać !
Gdy zobaczyłem łódkę na żywo nie miałem żadnych wątpliwości i szybko dobiliśmy targu.
Cornelius okazał się bardzo sympatycznym czlowiekiem po 40stce, w odpowiedzi na moje pytanie dlaczego sprzedaje, powiedział że brakuje mu czasu i chęci do remontu i chiałby aby łódka trafiła w dobre ręce wypiliśmy po szklance świeżego soku i zabraliśmy się za pakowanie FDeka na przyczepkę. Poszło szybko i bez problemów, żagle wrzuciliśmy do kokpitu i całośc zakryliśmy plandeką na wypadek deszczu maszt na górę a osprzet i inne klamoty do bagażnika ( naszczęście jest pojemny ). Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w drogę powrotną. Po 6,5 godzinie dotarliśmy do wrocka, czas był dłuższy bo jechaliśmy przez odcinek starej niemieckiej autostrady ten płytowy zaraz po wjechaniu do polski na ktorym jechałem 50- 60 na godzine a nie 110
W załączniku zdjęcie całego " zestawu " na parkingu przy autostradzie
Z tego co wyczytałem na tabliczce znamionowej łódka pochodzi ze stoczni VEB YACHTWERFT BERLIN numer kadłuba 27 dołączam fotkę jak łodź wyglądała zaraz po przywiezieniu i zdjęcię tabliczki znamionowej.
co do remontu, to robie ją wraz z ojcem od maja dużo się zmieniło, parece szły do przodu ale o tym w kolejnych odcinkach puki co zrelacjonuje po kolei co udało sie zrobić, zdradzę tylko że teraz łódka jest na etapie lakierowania
Gdy ją przywieźliśmy powłoka lakiernicza była już usunięta z pokładu.
Zdaję sobie sprawę że nigdy nie bedzie to łodź porównywalna z dzisiejszymi kadłubami pod względem sztywności, masy itd..., ale za to dzisiejsze białe wydmuszki nigdy nie będą mogły się równać pod względem wyglądu do błyszczącego od lakieru mahoniowego pokładu
gdy następnego dnia rozpakowałem kadłub z tych przeciw deszczowych zabezpieczeń zacząłem na spokojnie oglądać uszkodzenia i miejsca wymagające naprawy.
i oto moje pierwsze spostrzeżenia:
z zewnątrz kadłub ogólnie wygląda ok, gdzie niegdzie jest trochę odprysków farby które trzeba bedzie zrobić ale to na samym koncu " remontu " pod linią wodną niemiec połozył antyfuling który mnie trochę denerwuje bo napewno troche spowolni łódkę w porównaniu gdyby był tam wypolerowany lakier
kadłub na szczęście był suchy bo nie pływał od poprzedniego sezonu.
wewnątrz sprawy nie wyglądały juz tak pięknie
najgorszym uszkodzeniem byla częściowo przegnita stępka co gorsza w okolicy pięty masztu, niemiec wydłubał zgnite drzewo i była tam jedna wielka dziura !
powodem tego stanu rzeczy zapewne była woda spływajaca z masztu na najprawdopodobniej źle zabezpieczone drzewo, pewnie gdyby nie był to mahoń to już by tej stepki wogóle nie było
druga sprawa to spora ilość rozwarstwień górnej wartswy obłogu, zapewne stała tam woda
kadłub posiada kilka łat zrobionych ze sklejki po uszkodzeniach powstałych zapewne w czasie transportu bo przyczepka na ktorej stał u niemca raczej sie do tego specjalnie nie nadawala. laty naszczecie całkiem nieźle sie trzymają i postanowiłem ich nie rozgrzebywać
Oczywiście powłoka lakiernicza całościowo wymagała wymiany.
Maszt i bom są w dobrym stanie proste i bez wgnieceń nie jestem w stanie określić jakiej produkcji bo nie ma żadnych nalepek ani tabliczek, są anodowane na złoto z konstukcji podobne do masztów sparsa porównywałem z masztem sparsa od 470 tylko że moj jest oczywiście bardziej masywny ogólnie mowić na olimpiade drzewca to może nie są ale ja na takową sie nie wybieram wieć mi wystarczy
Żagle są w doskonałym stanie nie patrząc przez pryzmat regatowca który wolałby co sezon mieć nowe nie posiadają żadnych rozdarć i innych uszkodzeń widac że zawsze były rolowane a nie składane, jak co niektórzy czynią, w komplecie sa fajne laminatowe listwy do grota, fok przy rogu halsowym ma kilka plamek od rdzy ale w dobrej pracy żagla to raczej przeszkadzać nie będzie. grot tak jak w nowych żaglach ma okno na wysokości salingu aby było widać jak współgrają oba zagle ze sobą. Żagielki są wykonane z dosyć twardego jeszcze szeleszcącego dakronu, są napewno klasowe bo posiadają klipsy po pomiarach przed regatami data produkcji to 1990 rok.
spinakera póki co jescze nie mam ale cały czas na niego poluję wiec jak ktoś ma jakąś używkę to prosze o info !!! kolega ma poszukać swojego starego spina bo mowił że gdzieś chyba ma klasowego do FD ale narazie czekam
płetwy mieczowa i sterowa są niestety aluminiowe wiec napewno dużo mniej sprawne od profilowanych ale jak już pisałem na mistrzostwa świata się nie wybieram ałodka została kupiona dla czystego FUN'u z pływiania !!!
łódka niestety nie ma pompek podciśnieniowych, które zapewne by się przydały, na pawęży są 2 klapy do usuwnia wody z wnętrza kokpitu może wystarczą, wyjdzie w praniu.
FDek posiada fajny roler obiegowy genui ukryty pod pokladem poza tym nie jest wyposażony jak rasowa jednostka regatowa pod względem ilości regulacji i jakości osprzętu pokładowego, bo wiekszośc z niego jest oldschoolowa i tego zmieniac nie będę aby łódka nie straciła swojego klasycznego charakteru ale " lekki " upgrade napewno przejdzie !!!!
to by było tyle co do opisu stanu łodzi dodaję kilka zdjęc jak to wyglądało na początku.
przegnite miejsce w stępce:
rozwarstwione obłogi:
boSmann napisał:
-Pompki bym wstawił. Można je kupić
-Pomyśl też nad workami wypornościowymi. My woziliśmy 2 w części rufowej i jeden przed masztem. Przydawały się mimo, że miał podwójne dno w części dziobowej i w kokpicie do końca skrzynki
-To nie stępka Ci gnije tylko kilson (nadstępka)
-Jeżeli myślisz o spinakerze to pomyśl o jego stawianiu. Chyba nikt nie wymyślił nic lepszego niż tubus. W Twoim przypadku aby to wykonać i żeby pasowało to szkutnik musi się wykazać.
Stawiania z ręki z kokpitu nie polecam, chyba, że w 3 osoby będziecie pływać.
Musisz też jakoś brasy poprowadzić.
Powodzenia.
Jak się postarasz to piękny mebel wyjdzie
................
spinaker:
będzie stawiany na "wystrzeliwanym" spibomie ze snuffera pod pokładem ( leja ) jak napisałeś, zdradzę tylko że przeróbka pokładu juz jest gotowa i obyło się bez szkutnika zdjęcia w nastepnych częściach z całej tej operacji.
brasy prowadzonę będą pod pokładem system też już częściowo gotowy
a więc czas zacząć opis wykonanych prac a było tego naprawdę sporo, bo co chwilę znajdowałem coś co mi się nie podoba, a to jakieś wgłębienie, a to dziurkę którą należy zalepić itd... itp...
łódkę remontuję wraz z ojcem, należy zaznaczyć, że nie jesteśmy szkutnikami, lecz amatorami z jakimś tam pojęciem o szkutnictwie i cały czas się uczymy ale kiedyś trzeba zacząć na swoim koncie mamy jedną drewnianą łódkę którą remontowaliśmy parę lat temu a był to sklejkowy BEZ 1, potem były 2 plastiki, na których trochę się popływało i sprzedało, ale z FD bedzie inaczej bedzie to swojego rodzaju perełka w sumie już jest.
Wracając do prac:
Niestety nie posiadamy odpowiednio dużego pomieszczenia w którym mogłyby być prowadzone prace, tak więc wiekszość parac prowadzona była na powietrzu pod prowizorycznym zadaszeniem wieć uzależniony byłem od aury jaka panowała, temperatury, wilgotności powietrza, no i długości dnia dopiero tydzień temu udało nam się załatwić pomieszcenie na parę tygodni do malowania.
niestety nie odrazu wpadłem na to aby zrobic taką relację z tego remontu wiec nie mam fotek z całości parc ale postaram sie posklejać cos z tych które posiadam no i cały czas pstrykam nowe
Pierwszą czynnością było umycie kadłuba z zewnątrz po trasie, następnie zdemontowałem miecz i odkręciłem wszystkie okucia.
gdy kadłub był juz pozbawiony wszystkiego co mogło przeszkadzać przy pracach zabrałem się za dokładne oczyszczenie całości z brudu i pajęczyn których było wiecej niz w najlepszych horrorach, zajęło mi to kupę czasu i zaowocowało połknięciem kilku domowników którzy spadli mi do otwartych ust podczas sprzatania
Potem mogłem zabrać się za naprawę rozwarstwień obłogu na dnie kokpitu widocznych na poprzednich fotkach, naprawy tam gdzie było możliwe dokonałem w ten sposób, że powstałą szparę między warstwami obłogu wypełnilem rzadką żywicą epoksydową jednocześnie dociskając całość do siebie za pomocą cieżkiego ołowianego ciężarka. miejsca w których górna warstwa nie nadawała sie do przyklejenia wstawiłem nowe kawałki obłogu łacząc wszystko epoksydem. szpary, rysy itp wypełniłem epoksydem z wypełniaczem i kawałkami maty tam gdzie powierzchnie były większe, aby nie popękało. cała ta czynność zajęła pare tygodni oczywiście nie ciagłej pracy ale sie ciągnęło i bylo monotonne, nastepnie wyszlifowałem nadmiar żywicy na płasko. oczywiście wszystkie nie wyszły idealnie co do gładkości bo gdzie niegdzie cos tam odstawało ale najwazniejsze że się dobrze trzyma.
kolejną czynnością był ten nieszczęsny podgnity kilson, którym natychmiast trzeba było się zająć. Na szczęśnie Niemiec juz wcześniej wydłubał to co było zgnite wieć całość byla sucha, oczyścilem to dokładnie tam gdzie jeszcze znalazłem drzewo nie nadające sie już do użytku.
Rozpatrywałem wersję wymiany całego tego elementu lecz jest on zespolony ze skrzynią mieczową, więc robota dosyc skomplikowania i delikatna wieć sobie odpuściłem i wybrałem wersję alternatywną.
cała dużą dziurę stopniowo zalaminowałem zagęszczoną żywicą w polaczeniu z matą tworząć swojego rodzaju monolit. dodatkowo dla wzmocnienia całości wyciałem ze sklejki chyba 14 mm 2 policzki, które będą przyklejone i ześrubowane z obu stron kilsona, ich zadaniem ma być choć częsciowe odciążenie tego miejsa od panujących tam sił.
całość widoczna na zdjęciach.
Jak to rozwiązanie się sprawdzi zobaczymy na wodzie, jesli nic nie zacznie niebezpiecznie trzeszczeć to będę szcześliwy a jak zacznie to bedziemy mysłeć o wymianie calości na nowy zdrowy element.
praca nad tym ustrojstwem trawała ok tygodnia.
I przyszedł czas na czynność, za którą za bardzo nie przepadam czyli szlifowanie, szlifowanie i jeszcze raz szlifowanie
trzeba było usunąć praktycznie całą powlokę lakierniczą z kokpitu, oczywiście zajeło to sporo czasu sam nie wiem ile bo tu jakieś zawijasy tu listewki, skrzynka mieczowa itp... no i ten cholernie niski achterpik do którego ciężko bylo wpełznąć nie mowiąc juz o szlifowaniu i skrobaniu starego lakieru.
po długim długim czasie etap ten udało się zakonczyć, w miedzy czasie przyszły wakacje przez które przy łódce praktycznie nie było postępu, bo parwie 2 miechy nie było mnie w domu, po za tym aktywnie pływam na 2 łódce która jest w rodzinie a jest to katamaran Hobie Cat 16, wieć jak widziałem prognozę pogody wiatr 4-6 B to nagle checi do pracy znikały i wsiadało sie w samochód i jechało nad Zalew Mietkowski ok 50 km od Wrocławia pływać, zreszta nadal by tak było gdyby nie wypusćili mi z tego jeziorka wody bo jest to zbiornik retencyjny i w tym roku spuscili wode do zera , ale przynajmniej nic mnie teraz nie kusi żeby nie spędzic weekendu przy FDeku
kolejnym etapem bylo zmatowienie wewnętrznej strony pokładu, na której chyba ze względu na wagę była chyba jedna warstwa lakieru. to była dopiero robota zakamarki które trzeba było przeszlifowac nie miały końca
I w końcu nadszedł upragniony moment malowanie !!!
na pierwszy ogien poszedł pokład od wenętrznej strony zostały położone 3 warstwy lakieru naszczeście malował ojciec wiec moja twarz obyła się bez zacieków , następnie pod pędzel poszło całe wnętrze czyli kokpit, forpik, achterpik i skrzynia mieczowa. tu dopiero było małe boisko do pomalowania trawało to całą wieczność ale w koncu się udało na to wszystko położyliśmy 8 warstw lakieru więć powinno wystarczyć.
na dzis to tyle juz mnie ręce bolą od stukania w te klawisze
Kadłub prawie oczyszczony z okuć:
dziura w kilsonie przed naprawą:
rozwarstwienia obłogu przed naprawą:
dziura w kilsonie po wypełnieniu:
policzki podczas przymiarki do kilsona pasują idealnie:
kokpit już po naprawach i lakierowaniu:
kokpit już po naprawach i lakierowaniu, niestety było zachmurzone wiec nie widać połysku:
po pomalowaniu wnętrza przyszedł czas na pokład. Na szczęście był w dobrym stanie gdzie niegdzie trzeba było coś podszpachlować ale naprawdę mało tylko przy listwie odbojowej w kilku miejscach gdzie podgniło. po tych " pierdołach do zrobienia " nadszedł czas na poważną ! operację na "otwartym sercu" na myśl której mi ręce dygotały a było to już wcześniej misternie obmyślony plan wycięcia na dziobie otworu pod snuffer do chowania spinakera. Chyba przez tydzień siedziałem w necie szukając kształtu otworu i wyglądu całej konstrukcji takiego leja, kolejny tydzień dumałem przy łódce z różnymi szablonami, suwmiarką, ekierką, linijką i centymetrem co by wszystko pasowało idealnie bo nie było miejsca na błąd. w końcu wybrałem kształt i rozmiar otworu i 10 razy sprawdziłem pod pokładem czy się zmieści bo mam dosyć szeroką listwę odbojową jakieś 3-4 cm i do tego g. obłogu listewek itd... wiec trzeba było trochę ponurkować w forpiku.
Następnego dnia pojechałem do sklepu kupić wąski brzeszczot do wycinania kształtów do mojej wyrzynarki i przyszedł czas na operację zrobiłem sobie szablon z tektury o gr. 3 mm żeby nic mi się nie zwichrowało i ładnie wycentrowałem go na dziobowym pokładzie, następnie odrysowałem ołówkiem kształt i gotowe, już zacząłem sobie wyobrażać jak to będzie wyglądać. żeby móc użyć wyrzynarki musiałem wywiercić otwór w pokładzie żebym mógł wsadzić brzeszczot i rozpocząć cięcie. użyłem wiertła piórowego o śr. 20 mm poszło gładko, i przyszedł czas na wyrzynanie , przyłożyłem wyrzynarkę, sprawdziłem 58 razy czy w odpowiednim miejscu, wziąłem 30 dużych wdechów i włączyłem urządzenie o dziwo poszło GŁADKO ale nie powiem, że bez stresowo wyszło prawie idealnie w 2 miejscach delikatnie zadarło górną warstwę sklejki, ale na jakieś 0,5-0,8 mm na długości 0,8mm wiec tragedii nie ma praktycznie nie widać, zaszpachluje się. jak na moją pierwszą tak poważną ingerencję w piękny mahoniowy pokład jestem bardzo zadowolony.
Kolejną czynnością która musiałem wykonać to wzmocnienie otworu bo pokład w tym miejscu zrobił się trochę wiotki, a wiec obudowałem cały otwór jednym okrągłym "pokładnikiem" o przekroju 2,5 x 2,5 cm wyciętym z mahoniowej deski. dopiero od tego etapu mam fotki operacji bo z całego zamieszania przy cięciu zapomniałem wziąć aparatu z domu wzmocnienia oczywiście nie udało mi się dopasować idealnie do krzywizny pokładu wiec w 2 miejscach żeby spoina kleju nie była za gruba powciskałem kilka warstw forniru tworząc coś w rodzaju sklejki.
Następnego dnia wszystko było już suche i sztywne jak ch...ra
Musiałem jeszcze wyciąć wpusty po przelotki od trapezu i pod ( nie wiem jak się nazywa linka obciągająca nawietrzny bras spinakera ). to też zrobiłem za pomocą wiertła piórowego. efekty mniej więcej widać na fotkach.
w tym miejscu kończy się na jakiś miesiąc czasu etap remontu pod chmurką i zaczyna się etap remontu w pomieszczeniu w którym dzięki dobrym ludziom mogłem gościć przez jakiś czas.
gdy już się usadowiłem i zniosłem moje narzędzia itp... na pierwszy plan poszło usunięcie tych ohydnych plam od wody która podczas jakiejś burzy się dostała pod przykrycie dalej nie wiem jakim cudem, no ale " cuda " się zdarzają czasem jak na złość (widać je na zdjęciu powyżej)
na początku miałem to zmyć roztworem wybielacza lub czegoś co zawiera chlor jak radził Siga ale dostałem od znajomego specjalny środek do takich rzeczy.
operacja wygladała tak, że łódkę trzeba było zmoczyć wodą nanieść środek z 1 butelki to był jakiś roztwór chloru odczekać 5 minut i szorować szczotą , następnie spłukać dobrze woda i nanieść środek z 2 butelki który neutralizował działanie pierwszego powtórzyć czynności i spłukać wodą i gotowe plamy praktycznie zniknęły może jak się dokładnie przyjrzeć to gdzie niegdzie się coś wypatrzy ale ogólnie wyszło bardzo dobrze.
łódka została w ciepłym pomieszczeniu na jakiś czas do wyschnięcia.
Gdy materiał był już suchy, przyszedł czas na dokładne szlifowanie pokładu aby go ładnie wygładzić pod malowanie. Ogólnie mówiąc pokład był niezły wiec zacząłem od gradacji 100 a skończyłem na 220 pod lakier.
Oczywiście zajęło to trochę czasu
otwór wycinałem najzwyklejszą wyrzynarką z " castoramy " która kosztowała grosze więc jedyne możliwe w niej ustawienia to guzik On/Off dlatego nie odpowiem na twoje pytania, ale była nowa i nie miała żadnego bicia, brzeszczot mały i wąski ! do wycinania kształtów. ( patrz foto ) dla porównania w pudełku znajduje się standardowy brzeszczot ( ten większy )
2 małe nadszarpnięcia materiału według mnie powstały bo poleciałem w jednym miejscu jak by to powiedzieć "pod włos" tej górnej warstwy sklejki
otwór, aby wsadzić brzeszczot i rozpocząć cięcie wywierciłem zwykła wiertarką z wiertłem piórowym fi 20 przy takim dużym otworze łatwo było precyzyjnie rozpocząć wyrzynanie.
Bartnik napisał:
czyli brzeszczot o drobnych zebach skosnych do wycinania ksztaltowego bez podrzynania.
niestety póki co prace staneły ze względu na to, że musiałem opuścić hangar, który został mi użyczony i teraz łódeczka czeka na cieplejsze dni w namiocie wojskowym typu NS-64, muszę tam wstawić kozę i bedzie można działać dużo zostało zrobione, muszę jeszcze położyć ostatnią warstwę lakieru na pokład, ale z drugiej strony jest jeszcze kupę roboty, mam misterny plan usztywnienia konstrukcji bo niestety kadłub to już zabytek i jest dosyć wiotki. Planuję wstawić pełną lub ażurową skośną wręgę przed masztem tak jak było i jest to robione współcześnie i dodać ruszt idący po kilsonie od wręgi aż do dziobu, mam nadzieję, że pomoże
mniej więcej o co mi chodzi widać na załączonym obrazku, oczywiście trzeba będzie to przeprojektować żeby pasowało do mojej łódki.
chcę wykonać taki zabieg aby mieć mozliwość mocniejszego napięcia olinowania bez trzęsienia tyłkiem, że coś mi pęknie i kadłub się złoży
Jak uważacie jakiej grubości powinna być sklejka na taką wręgę i na taki ruszt żeby całość nie była za ciężka a usztywniła konstrukcję ?
oczywiście całość musi być tak wykonana, aby nie zepsuła wyglądu kadłuba wiec egzotyczne drzewo albo wyklejenie zwykłej sklejki wodoodpornej egzotycznym fornirem.
FD remont ciąg dalszy« poprzednia |
---|
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.