Przed rejsem w tym roku udało mi się wkleić okna z poliwęglanu. Wklejałem produktami Sika, jak na pierwszy raz wyszło to nawet nieźle. Poprawiłem również podnoszenie koi - zastosowałem trytki w roli zawiasów. Same koje wzbogaciły się o dziesięciocentymetrowe materace, co najbardziej ucieszyło załogę. Uszyłem również sakwy z siatki. Na zdjęciu zielona górna krawędź to szeroka guma. Przykręciłem także wieszaczki przy zejściówce i nad kojami. Generalnie poprawiłem komfort zamieszkania wąskich kadłubów.
W tym roku rozpoczynalismy rejs w miejscu gdzie w zeszłym roku skończyliśmy, tzn. w Nowym Duninowie. Profil slipu odpowiedni do naszego "zaprzęgu". Po zwodowaniu, jeszcze przed wieczorem, dopadł nas deszcz. Jak się później okazało był to stały element wyprawy. Lato tego roku nie było łaskawe. Nocowaliśmy w Duninowie w porcie.
Łódkę przed wodowaniem "rozciągaliśmy" na przyczepie. Sam sposób jest prosty, a szczegóły widać na zdjęciu.
Zalew Włocławski przywitał nas dobrą czwórką w twarz. W pewnym momencie powiało mocniej, tak że ledwo płynęliśmy. Na szczęście na prawym brzegu jest osłonięta od wiatru zatoczka Kózki, gdzie się schroniliśmy. Tego dnia na Zalewie widzieliśmy 1, słownie jedną żaglówkę. Płynęła baksztagiem na zarefowanym grocie w kierunku Płocka.
Po klikunastu minutach silnego wiatru fale mocno wypietrzyły się, rozbijając się efektownie o pobliski klif.
Na drugi dzień gniewny Zalew zmienił oblicze. Na horyzoncie widoczna zapora we Włocławku. Z tej strony wygląda niepozornie.
Na prawym brzegu ostatnie urwisko. Ładnie, prawda? Zatrzymujemy się we Włocławku na przystani przed zaporą. Czekamy godzinę na otwarcie śluzy.
Tak wygląda śluza przy otwartych górnych wrotach. Opłata za śluzowanie 7,24zł.
A tak wygląda śluza gdy lustro wody jest 14 metrów niżej... Widok przytłaczający
Panorama Włocławka. Włocławek znamy dość dobrze z lądu, więc nie nastawiamy się na zwiedzanie.
Nowa marina we Włocławku. Dość oryginalna i raczej częściej odwiedzana przez "szczury ladowe" niż "wilki morskie", choć jest dobrze przygotowana do obsługi wodnych turystów. Tutaj należy wspomnieć o życzliwości bosmanów obu przystani we Włocławku, jak również Pana śluzowego. "W czym mogę pomóc...", "Uważajcie na kamienną rafę tuż za Włocławkiem..." - w takim tonie toczyły się rozmowy.
Ruiny zamku w Bobrownikach. Brzeg tutaj usiany jest dużymi kamieniami, więc przy podejściu trzeba zachować wielką ostrożność. Zaskakuje przejrzystość wody w Wiśle... co najmniej pół metra. Nocujemy na Ptasiej Wyspie za Bobrownikami.
Napęd bocznokołowy dodaje uroku. To chyba ostatni prom tego typu w Polsce (?)
Przystajemy na lewym brzegu za przyczółkiem promowym w Nieszawie. Warto przespacerować się po miasteczku, w którym życie zatrzymało się 20 lat temu. To taka odskocznia od np. zatłoczonego Torunia. Tutaj nikt się nie spieszy.
Tego dnia mijamy się ze sporym jachtem żaglowym, a później z łodzią stylizowaną na wiślaną szkutę. Pozdrawiamy się przez podniesie ręki. To miły zwyczaj i nie jest istotne czy ktos płynie pontonem, kajakiem czy obsługuje wielką barkę pełną żwiru - pozdrawiają się wszyscy.
Most autostradowy przed Toruniem. Tym razem zabralismy rower. Bez niego noszenie zakupów, paliwa to cała wyprawa. Rowerem to miła przejażdżka.
Na prawym brzegu przy ujściu Rzeki Drwęcy w Złotorii mijamy ruiny polskiego zamku granicznego zniszczonego przez Krzyzaków.
Po paru kilometrach Toruń i dla odmiany ruiny zamku krzyżackiego zniszczonego przez Polaków.
Oblężenie Torunia... przez turystów. Na czas zwiedzania zatrzymujemy się w akademickiej przystani wodnej, która znajduje sie na prawym brzegu zaraz za bulwarami. Przystań jest zmodernizowana jednak zarośnięta tak bardzo, że do pomostów dobijamy pomagając sobie pychem.
Ponieważ w porcie nie ma infrastruktury sanitarnej na nocleg wybieramy dziki brzeg naprzeciw toruńskiej starówki. Widok na podświetlone mury rekompensuje niewygody. Cała załoga wpatrzona w światełka.
Rano budzi nas kakofonia piosenek religijnych... To pielgrzymi idą przez most do Częstochowy.
Znaki brzegowe prawego brzegu. Żółty krzyż to wskazanie miejsca dojścia z brzegu lewego na prawy, czerwony kwadrat - trzymaj się prawego brzegu. Aż trudno uwierzyc, ale oznakowanie brzegowe Wisły siega czasów zaborów. Każdy zaborca miał swój sposób oznakowania, który przetrwał do czasów obecnych. W zaborze austriackim są gołe tyki i tyki z wiechami. Takie oznakowanie na Wiśle jest jeszcze w Sandomierzu i Zawichoście. Natomiast już od Annopola szlak na lewym brzegu wyznaczają tyki malowane na biało-zielono, na prawym na biało-czerwono. Tak jest na terenie dawnego zaboru rosyjskiego, który sięgał do Włocławka. Dalej to zabór pruski i zielone romby, żółte x na lewym brzegu oraz czerwone kwadraty,żółte krzyże na prawym. Do tego dochodzą współczesne oznakowanie w postaci pływających bojek w kolorze zielonym i czerwonym. Czasami pojawiają się chorągiewki, a do tego miejscowi wędkarze stawiają swoje oznakowania w postaci malowanych plastikowych pojemników...W każdym razie... nudno nie jest.
Wejście do Portu Drzewnego... niestety zapiaszczone. To ostatni port Torunia. Mimo wielkiego sentymentu do Torunia muszę z przykrością stwierdzić, że tutaj turystów wodnych mają gdzieś.
Gubernatorem wyspy została Agata,... jako pierwsza zeszła na ląd. Obowiązkowo kąpiel w Wiśle. Zmian skórnych nie zaobserwowaliśmy.
Solec Kujawski. Tutaj praca wre, żwir wydobywa się na potęgę na potrzeby Solbetu - producenta materiałów budowlanych. Nie wiem czy to jest prawda, ale z powodu erozji dna poniżej zapory włocławskiej wydobywanie żwiru z Wisły w tych okolicach ma zostać wstrzymane. To by się zgadzało z wielką ilością zmagazynowaną na brzegu.
Przystań WOPR w Solcu. Łódka z silnikiem przygotowana do interwencji.
Dopływamy do ujścia Brdy. Tędy można dopłynąć do Bydgoszczy i dalej przez śluzę Okole na Kanał Bydgoski i Noteć. Tylko z tego co wiem śluzy miejskie są już wyremontowane, natomiast w kolejce stoi śluza Okole, która należy do RZGW Poznań. Więc cały szlak znów będzie zamknięty. Zresztą szlak od śluzy Okole w kierunku na zachód jest mocno zarośnięty i trzeba być mocno zdeterminowanym by go pokonać.
Most drogowy w Fordonie. Zaraz za mostem piaskarki.
Tydzień przed rozpoczęciem naszego rejsu w górach solidnie lunęło. Poziom wody z dnia na dzień podnosił się, aż ustalił się na poziomie między stanem niskim i średnim. Większość łach schowała się pod wodą.
Nocujemy za główką w Strzelcach Dolnych - stolicy śliwek. Co roku na początku września we wsi odbywa się piknik z "śliwką w tle". Wieczorem, jak zwykle, pada deszcz. Tym razem nawiedziła nas burza. Na szczęście schowani pod wysokim nawietrznym brzegiem nie odczuwamy skutków nawałnicy.
Znak przejścia, trzymaj się lewego brzegu nie bliżej niż 80 metrów. Na zdjęciu widać podmyty brzeg przez co główki regulacyjne znalazły się w nurcie i są oblewane wodą z dwóch stron. Takie miejsca są bardzo niebezpieczne i tylko niektóre, jak to, są oznaczone. Każdy podmyty brzeg, często zamaskowany bujną roślinnością, trzeba mijać z uwagą.
Na prawym brzegu Chełmno oddalone od wody o jakieś 2 km. Polecam zwiedzanie. Wcześniej na PB Starogród pierwsza lokalizacja Chełmna.
Most drogowy Chełmno-Świecie.
Orzeł bielik - wielkie ptaszysko. Czy siedzi, czy jest w locie nie sposób go pomylić z innym ptakiem. Wisła jest domem bielika, nie jest tutaj rzadkością.
W zeszłym roku pozytywnym zaskoczeniem był Płock, w tym roku zdecydowanie GRUDZIĄDZ. Brawo dla włodarzy miasta. Nowa marina ze wszelkimi wygodami, bezpieczna, o rzut kamieniem od starówki. Po prostu super.
Gdyby nie napis "Społem" w lewym górnym rogu można byłoby pomyśleć, że to ulica w mieście południowej Europy.
Widok z wieży zamkowej w dół Wisły. Oczywiście przed wieczorem standardowo pada deszcz. Poniżej widok w górę rzeki.
Rano odpływamy. Ostatnie spojrzenie na panoramę Grudziądza, chyba najbardziej znane oblicze miasta.
Na wzniesieniu miasto Nowe na LB i ujście rzeki Mątawy. Rowerem podjechałem po "słodkie" na kawę. Miasto bardzo urokliwe. Kupiłem również wielkie kebaby, co wzbudziło w załodze nieukrywaną radość - była juz pora obiadowa.
Pozostałości zniszczonego mostu w Opaleniu. Na PB w oddali Kwidzyn.
Zamek w Gniewie. Nie zatrzymujemy się. Trochę za daleko, a poza tym nie ma bezpiecznego dojścia do brzegu.
Wisła pożegnała nas szkwalistym wiatrem w twarz. Wpływamy na Nogat. Telefon do śluzowego i za chwilę otwierają się wrota śluzy Biała Góra. Mamy kibiców. Szerokość bramy 4,8m, my mamy 3m z groszami, a wiatr dopychający nie ułatwia manewrów. Załoga już doświadczona, więc dajemy sobie radę. Opłata za sluzowanie uiszczona ( 2 x 7,24zł - jest po godz. 15) i standardowe pytanie: Ile w dół? Odpowiedź śluzowego wzbudza uśmiech: 15.... centymetrów. I pomyśleć, że we Włocławku było 14 ... metrów.
Biała Góra to nie tylko śluza, to cały zespół urządzeń regulujacych wodę z Wisły, Nogatu i Liwy.
Na noc zostajemy w nowej marinie, która znajduje się zaraz za śluzą. Całe Żuławy usiane są nowymi marinami współfinansowanymi z budżetu UE. Wszelkie wygody i uprzejmi bosmani. To wszystko może zachęcić do pływania po okolicznych wodach, tym bardziej, że mamy tutaj gwarantowaną głębokość szlaku.
Na Nogacie, oprócz Białej Góry, są 3 śluzy bliźniaczo podobne do siebie i do śluz na... Noteci. W końcu budowniczy ten sam.
Dopływamy do Malborka. Cumujemy przy pomostach opustoszałego miejskiego kąpieliska.
Ponad trzy godziny zwiedzania może osłabić najtwardszych żeglarzy... ale było warto.
Widok z wieży Zamku Wysokiego w dół Nogatu. Pod nami Zamek Średni. Na zdjęciu poniżej widok w górę Nogatu. U dołu zdjęcia przycumowany do pomostu "Sen wariata". Okazuje się, że lepszym miejscem do cumowania jest nowiutka przystań w części północnej Malborka. Tam też nocujemy.
Następna śluza. Jachty w czarterze można łatwo rozpoznać po dużej ilości zawieszonych odbijaczy, które podczas pływania nie są chowane.
Razem z nami śluzuje się żaba.
Z Nogatu wpływamy na Kanał Jagielloński, którym docieramy do Elbląga. Na PB ciągną się na całej długości miasta nabrzeża przemysłowe, przy których stoją zacumowane barki. Mijamy kilka portów, by w końcu przepłynąć pod zwodzoną kładką dla pieszych. Miedzy mostami zwodzonymi, na wysokości "nowej starówki", znajduje się odnowione nabrzeże przystosowane do wygodnego cumowania. Oczywiście korzystamy z okazji. Zwiedzamy miasto, a w pobliskiej restauracji zamawiamy pierogi ruskie i pizzę...
Na nocleg wybieramy Jachtklub Elbląg. Nie ulega wątpliwości - to jest port morski z prawdziwymi morskimi jachtami.
W oczekiwaniu na otwarcie mostu pontonowego w Nowakowie na Rzece Elbląg. Tutaj nie wolno sie spóźnić. Most otwierany jest punktualnie mniej więcej co 2 godziny i tylko pod waruniek gdy ktoś oczekuje na przepłynięcie.
Płyniemy dalej Rzeką Elbląg wzdłuż Zatoki Elbląskiej. W końcu kończy się osłona od wiatru na lewym brzegu i ... wpływamy na środek Zalewu Wislanego. Szkwalista 4 z północnego-zachodu rozpędziła już spore fale, a drugi brzeg jawi się jako gruba kreska na horyzoncie. Katamaran, jeśli chodzi o stateczność, nie ma sobie równych. Nasz choć mały, na dodatek tylko z 5km silnikiem rozbija dziobami fale i niespiesznie, ale skutecznie zbliża się do mierzei. Nie ukrywam - był lekki strach. Szlaku trzymaliśmy się do pławy Elbląg, później obraliśmy kierunek wprost na Krynicę Morską. Im bliżej mierzei tym fale mniejsze, a nasza prędkość większa.
Cumujemy w Krynicy Morskiej. Idziemy na zasłużony obiad, a potem udajemy się nad Bałtyk celem wymoczenia nóg w słonej wodzie... Cel wyprawy osiągnięty.
Przed wieczorem przechodzi ulewa. Port i cała okolica pustoszeje. Kładziemy się spać, ale jak sie okazuje nie na długo... W nocy zmienił się wiatr na południowo-zachodni, a wraz z nim do portu zaczęły wchodzić niemałe fale. Pływające betonowe pomosty, y-bomy zaczęły kołysać i obijać się o siebie szarpiąc jachtami. Dopiero wtedy zorientowałem się, że nie ma od zachodu falochronu... Z różnych powodów nie dokończono inwestycji. Do tej pory nie mogę tego zrozumieć. Gdyby port porównać do hotelu to w Krynicy Morskiej wybudowano hotel, wyposażono go w niezbędne sprzęty, wynajęto pokoje gościom.... tylko zapomniano zrobić połowę dachu... Rano postanowiliśmy opuścić nieprzyjazny port i udać się do Katów Rybackich, gdzie odespaliśmy ostatnią noc.
W Kątach Rybackich spokój na wodzie i lądzie. Idziemy nad morze poplażować. Postanawiamy zakończyć tutaj wyprawę. Korzystamy z portowego slipu, pakujemy się i idziemy na smażonego dorsza. Na pożegnanie dopada nas ulewa - to tak dla podtrzymania wakacyjnej tradycji.
Na koniec zapraszam do obejrzenia wywiadu z nami. We Włocławku znajomi "nasłali" na nas lokalną telewizję. https://www.youtube.com/watch?v=EfRtucF8tEg
Na filmie widać płetwę sterową zamocowaną do kolumny silnika. Nigdy takiego rozwiązania nie widziałem. Do rejsu nie wiedziałem jak będzie się sprawować. Wzrosły siły na rumplu - to wada, natomiast diametralnie zmieniła się manewrowość, szczególnie przy małych prędkościach nawet z wyłączonym biegiem. W końcu precyzyjnie mogłem manewrować w portach, bez płetwy miałem z tym problem.
Pozdrawiam wszystkich wodniaków.
Na prośbę admina wstawiam zdjęcia z mocowania płetwy na silniku:
Pomysł skopiowałem z łodzi ze stałymi napędami, gdzie płetwę sterową ustawia się bezpośrednio za śrubą. Sama płetwa zrobiona jest z 4mm stalowej blachy. Obejma jest z 3mm bednarki. Pod bednarką jest kawałek elastycznej wykładziny. Dwa otwory nawiercone w płycie kawitacyjnej, jeden w "ostrodze". Całość jest sztywna, nie wygina się podczas skręcania. Wszystko pomalowane podkładówką - nie było czasu na lepsze zabezpieczenie. Wymiary: szerokość - 38cm razem z kolumną, wysokość - 50 cm. Zamiast stali mogłem zastosować grubsze aluminium - byłoby lżej. Wybrałem stal, bo mam migomat i wszystko mogłem zrobić na miejscu. Zresztą to miał być tylko eksperyment... , który w razie potrzeby mógł być zdemontowany.
następna »Kabinowy katamaran motorowy-część 5 -dziewiczy rejs |
---|
Komentarze
Pozdr
Robert
gdzie jedziecie w tym roku z katamaranikiem?
Pozdr
Robert
Pozdrawiam.
dzięki za info. Mógłbym prosić o wysłanie do mnie maila na robitak@wp.pl - nie mam pytań odnośnie budowy, tylko popływania w wakacje.
Pozdrawiam
Robert
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.