Dalsza część zmagań z osmozą na kadłubie.
Moje modlitwy jednak nie zostały wysłuchane. Dwa weekendy z rzędu nie dało się nakładać epoksydów: przeciętna temperatura ok. 5°C deszcz, czasem śnieg. Jak co roku, w Wielkanoc białe Święta. Mało tego: najbardziej liczyłem na pogodę w długi majowy weekend, a były może 3 ładne dni, poza tym było zimno i padało. Wskutek tego musiałem wykonać dodatkowe czynności, związane z przykrywaniem jachtu plandeką (dobrze że kupiłem za dużą), dogrzewać, oraz dłużej czekać na wiązanie kolejnych warstw podkładów i szpachlówek. Z tego powodu planowany czas wydłużył się o cztery dni.
Plan uległ modyfikacji. Co zrobiłem w czasie gorszej pogody, miałem za sobą w długi weekend. Na początkowym etapie pracy było tyle, że nie zmarnowałem żadnego wyjazdu: zawsze jest coś do zrobienia. Zacząłem od wykonania tymczasowego oddzielenia achteru od kabiny – lepiej późno niż wcale:
Wybaczcie…
Potem prace nie do końca związane z leczeniem osmozy, za to jak najbardziej z kadłubem: zabrałem się za studzienkę silnika (następny artykuł). Szlifowanie steru i zaszpachlowanych powierzchni pod podpory wyszło nieźle, miejscami zeszlifowałem z powrotem do gołego laminatu, dorobiłem więc na szybko 50g Lightprimera i zamalowałem. Jak dowiedziałem się później, niepotrzebnie: można kłaść antyosmotyczny HS na laminat.
Sprzątanie wnętrza: po kilku weekendach nierównej walki w środku był taki chlew, że nie było jak się ruszyć, do tego nadal pełno pyłu wszędzie. Zakupiłem w casto odkurzacz kominkowy: wiadro z wyciągiem i filtrem – ma 600W silnik, więc agregat daje radę: dopasowałem szczotki i ssawki od domowego odkurzacza. Niestety, starego Zelmera już nie mam, musiałem więc wydać dodatkową stówę.
Wiele czasu zeszło na przygotowanie. Zdarzyło się, że na przemian było piękne słońce, żeby za chwilę zrobiło się ciemno i mogły spaść wszelkie rodzaje białego gówna: śnieg, grad, styropian:
Nie jest łatwo…
Malowanie pasów też odbyło się etapami: zaimprowizowałem ogrzewanie: przykryliśmy jacht podwójnie złożoną plandeką, żeby starczyło na pasy i pod nią pracował agregat z opalarką i farelka. W kabinie jeszcze długo śmierdziało spalinami:
Ogrzewanie: ten sam dzień, nie było tak ciepło, jak wygląda
Mimo ogrzewania, antyosmotyczny HS wiązał długo. Sobota dwie warstwy, niedziela trzecia warstwa. Zgodnie z radą p. Sławka, następną warstwę nakładałem jak poprzednia była jeszcze lepka, ale już nie brudziła. Przed otwarciem utwardzacza weźcie głęboki wdech: ten od antyosmozy wyjątkowo obrzydliwie śmierdzi.
Nadszedł długi majowy weekend, w który miałem nadzieję zakończyć prace z kadłubem i zwodować. Żeby zdążyć na dźwig, musiałem dobrać jeszcze jeden dzień z urlopu, w celu nałożenia antyporostu. Zaraz po przyjeździe, w piątek zmatowiłem antyosmozę 240ką i nałożyłem dwie warstwy antyporostu. P. Sławek mówił, że przy solidnym zmatowieniu można pominąć Lightprimer, zdążyłem pomalować pasy pod nowe podpory. Następnego dnia rano antyporost był już utwardzony.
Kolejne warstwy: 1 x Lightprimer, 3 x Antyosmotyczny HS, 2 x antyporost
W sobotę wodowanie: przyjechał dźwig i zwodował kilka jachtów. Od rana przygotowywałem podpory. Przyjmuje się minimum 12 godzin przed wodowaniem, nie ma napisane ile do przekładania na podpory, można chyba przyjąć tyle samo, tu upłynęło 17h (*). Żeby nic się nie przylepiło, przygotowane wcześniej kliny wraz z arkuszami wykładziny dodatkowo owinąłem stretchem. Podłożyłem pod kadłub podkłady, kliny, podciągnąłem pasami i dźwig podnosił razem z nimi. Po kilku próbach ZNACZY KAPITAN stanął na podporach z klinów, podkładów kolejowych, belkach i 14 paletach, na które na skupie mówią „łupki” (po 5zł). Dla zabezpieczenia ściągnąłem kadłub wraz z paletami pasami transportowymi:
Na podporach: obejrzyjcie film: podniesienie na podpory
Wszyscy zgodnie twierdzą, że solidnie i stabilnie. Zaletą tego rozwiązania jest niska cena, wadą brak możliwości podnoszenia, opuszczania i przekładania podpór. Znaczy, możliwość jest, tylko jest to bardziej pracochłonne i wymaga dodatkowej asekuracji, więc tego nie robiłem. Jacht stał na tym trzy tygodnie: od 29 kwietnia do wodowania 20 maja.
Jeden z kolegów radził użyć miękkiego adaptera do szlifierki oscylacyjnej. Nie udało mi się kupić gotowego, wykonałem go więc z krążka filcowego do polerowania i samoprzylepnego rzepa. Wykonałem w nim otwory pasujące do krążka:
Adapter do szlifierki, już zużyty
Długo nie służył, zepsuł się, ale trochę pomógł. Wykonany fabrycznie byłby lepszy, jak się Wam uda, warto kupić. Też szukam, na potem.
Teraz przerwa na studzienkę silnika. Pracowałem nad nią kolejne 3 dni. W tym czasie nie zrobiłem z kadłubem nic, poza przeszlifowywaniem w przerwach. Dopiero jak spojenie studzienki na dnie związało, mogłem zakończyć szlifowanie kadłuba. Zeszlifowałem pozostałe powierzchnie, i wklęsłe burty: przy laminowaniu kadłuba komuś coś nie wyszło. Pojawiały się miejsca jak to:
Pająk
Były też miejsca uszkodzeń: normalne, powiedziałbym eksploatacyjne, najwięcej na dziobie i przedniej części falszkila, oraz nierówności spojenia połówek kadłuba: te miejsca wyszlifowałem tarczą listkową na szlifierce kątowej z najmniejszymi możliwymi obrotami. Wykopałem dół pod miecz, mimo podniesienia na podpory musiałem jeszcze prawie metr wykopać. Samo szlifowanie kadłuba i miecza zajęło mi 2 dni pracy. Tym razem zacząłem 40ką potem 80ką, na koniec 120ką, miecz tarczą listkową 80ką. Pogoda się zepsuła, więc do malowania przykryłem całość plandeką i dogrzewałem farelką: taką objętość pod jedną warstwą plandeki ciężko jest nagrzać, ale lepsze dodatkowe 2°C niż, spóźniona, marcowa aura w maju... W przerwach wstawiałem pod ten namiot agregat, żeby grzał sobą i spalinami. Też się trochę przytrułem. Pomalowałem jedną warstwę Lightprimera, tym razem bez rozcieńczalnika, nakładając do krawędzi antyosmozy na pasach. Kolejnego dnia zaszpachlowałem kratery, wżery, rysy, nierówny pas stępkowy, spojenie studzienki. Kilka miejsc przez nieuwagę pominąłem. Trzeba było kupić szary Lightprimer, na białym słabo widać.
Następnego dnia szlifowanie szpachlówek i jedna warstwa antyosmozy, kolejnego dwie warstwy, malowane do krawędzi antyporostu. Skończyłem w poniedziałek: przedłużyłem urlop o jeszcze jeden dzień. Kładłem wałkiem, najgrubiej jak się dało, wyszło trochę zacieków do zeszlifowania. Wiąże niezmiernie wolno, zwłaszcza w temperaturze około 8°C. W międzyczasie pomalowałem miecz 3 x antykorozyjnym (uwaga: utwardzacz przeżera wkład od kuwetki – mieszajcie w kubku, wtedy przeżera wolniej) i 3 x antyporostem. Przed wyjazdem zdążyłem jeszcze wciągnąć miecz (antyporost wiąże szybciej mimo niskiej temperatury) i zasypać dół. Zabezpieczyłem plandekę i do domu.
Namiot – tak wyglądał po przyjeździe
Kolejny tydzień przerwy: pogoda na początku tygodnia nie była najlepsza, w nocy temperatury były około zera, dopiero pod koniec tygodnia pogoda dogoniła kalendarz. Umówiłem dźwig na kolejną sobotę, zrobiłem zakupy, przygotowałem trzon steru. Weekend był ładny, antyosmoza ładnie się utwardziła. Przyjechałem w sobotę około 10, zacząłem od zdjęcia plandeki:
Antyosmoza: utwardzona, przed szlifowaniem
Zacząłem od montażu korka ze śruby M24, dwóch szerokich podkładek stalowych, dociętych wg nich podkładek gumowych i jednej podkładki sprężystej. Części metalowe pomalowałem podkładem antykorozyjnym. Przed montażem posmarowałem wszystko silikonem, złożyłem, skręciłem, najpierw z małym dociskiem, żeby silikon wypłynął, na drugi dzień podłożyłem pod nakrętkę podkładkę sprężystą i dociągnąłem kluczem. Związany poprzedniego dnia silikon został dociśnięty. Powinien wytrzymać przynajmniej sezon. Na wierzch poszedł jeszcze silikon, tak na wszelki wypadek:
Korek: chamskie śrubiszcze, szerokie podkładki, guma i silikon
Mając cały weekend zrobiłem całość bez kompromisu, jak w przypadku pasów. Zmatowiłem antyosmozę 240ką wyrównując zacieki, nałożyłem Lightprimer: bez rozcieńczalnika na 1 warstwę wychodzi 1.2kg, odznaczyłem linię wody za pomocą uprzednio naklejonych pasów z taśmy McGyver’a – ten pomysł się sprawdził.
Kadłub zagruntowany Lightprimerem
W niedzielę zabezpieczyłem Lightprimer nad taśmą sprayem samochodowym. Akrylowy kiepsko kryje, przed wodowaniem poprawiałem, lepiej od razu kupić silikonowy. Potem nad taśmą nakleiłem drugą, do której malowałem antyporostem:
Taśmy na linii wody
Pierwsza warstwa poszła tylko na krawędzie natarcia, falszkil, studzienkę, ster oraz pas linii wody, na szerokość ok. 15cm, na rufie dookoła otworu spodziny. Następnie dwie warstwy na wszystko, przy czym tylko ostatnią warstwę domalowałem do taśmy i odklejałem po kawałku, żeby nie zdążyła przykleić się na farbę. Nieźle wyszło, w jednym miejscu linia antyporostu się zagina w dół, za późno zauważyłem. Zaszpachlowanie wklęsłych burt w okolicach grodzi achteru też nie wyszło dobrze. Przynajmniej na razie tak zostanie: musi być widać, że to pierwszy raz. Ale z daleka wygląda nieźle:
Gotowe
Przed wyjazdem posprzątałem bałagan i zamontowałem trzon steru. Płetwę sterową powiesiłem w kabinie, żeby „doszła”. W poniedziałek rano zaczęło padać: zdążyłem.
W następny weekend przyjechałem z synem, więc wszystko poszło sprawniej. Zrobiło się cieplej, do kabiny wprowadziły się mrówki, zaczęliśmy więc od pozbycia się ich z wnętrza. Później zamontowaliśmy płetwę sterową przycinając fał na docelową długość. Zamontowaliśmy też prowizoryczną półkę do silnika na pomoście kąpielowym i założyliśmy elektryczny silnik 1KW 40kg ciągu – można na nim wykonać jakiś manewr w porcie, lepsze to niż pychówki. Dźwig był umówiony na 10, musieliśmy więc wcześnie wstać. ZNACZY KAPITAN i LOKIS zostały zwodowane w dwóch etapach, z uwagi na wyjątkowo niski stan wody i wagę (ZNACZY KAPITAN waży ponad 3T), jachty najpierw zostały przeniesione bliżej wody, dźwig przestawił się bliżej, i dopiero zwodował. Decyzja operatora dźwigu: całą operację wykonał bardzo profesjonalnie. Nie wspomniałem, że przy okazji swojej pracy na kadłubie LOKIS’a robiłem zaprawki, dlatego więc wodowaliśmy się razem. Kliny na podkładach spełniły swoje zadanie, folia też, nie przylepiło się nic (*).
Kontrola po wodowaniu nie wykazała przecieków. Obawiałem się 3 miejsc: studzienki, korka i wgniota, na jednym z klinów: niestety opony leżały jak leżały i nie dało się inaczej namalować pasów. Poszycie pod jednym z klinów wygięło się do środka, przy układaniu coś chrupnęło. Przypuszczam że zabudowa, trudno powiedzieć gdzie, bo większość przylaminowań jest odspojona.
Pływa ! obejrzyjcie film z wodowania
Zabrałem na pokład swoje graty: belki, kliny i maszt z rolerem, wziąłem hol od LOKIS’a i popłynęliśmy na nową przystań.
Pozostało do zrobienia:
W sezonie będę laminował wewnątrz na wodzie, również pod linią wody. Przyda się farelka do wygrzania miejsc przed laminowaniem, żeby wilgoć się nie kondensowała. Chcę wykonać zabezpieczenie poboru wody. Wymyśliłem rozwiązanie, nie widziałem takiego na innych jachtach, ale niewykluczone, że ktoś wcześniej zrobił coś podobnego. Dookoła poboru wody, czyli potencjalnego miejsca awarii, przecieku i przyczyny zatopienia łódki, chcę wlaminować coś, co nazwałem komorą przeciwzalewową: rodzaj skrzynki, która ma zabezpieczyć pobór wody przed uszkodzeniem, oraz w razie rozszczelnienia zatrzymać wodę. Dostęp do niej będzie wyłącznie z góry, krawędzie będą ok. 20 cm powyżej linii wody. Króćca nie wkleję, założę uszczelkę z miękkiej gumy: zawsze można docisnąć kluczem, ewentualna wymiana na wodzie również będzie możliwa, bez konieczności awaryjnego slipowania.
Koncepcja poboru wody: co Wy na to?
Na rysunku nie zachowałem proporcji, wysokość komory wyjdzie około 50cm. Odpadnie zawór, pompa i filtr, które kosztują niemało. Za to 2 zawory calowe z tworzywa od instalacji ogrodowych, trójnik, węże PE, złączki, zwykły przepust burtowy (żadnych kratek ani sitek, po otwarciu obu zaworów można będzie wyczyścić wyciorem od góry) i najtańsza pompka elektryczna. Wszystko miękkie, żeby nie złamać. Zanieczyszczenia pozostaną w butelce, przepływ do pojemnika ponad linię wody przez zamknięty górnym zaworem syfon. Otwarcie górnego zaworu spowoduje odcięcie wody, podobnie jak zamknięcie dolnego. Zajmie trochę miejsca, ale coś za coś. Jedyny mankament, to konieczność używania długiego klucza nasadowego do montażu przepustu.
Obiecane podsumowanie (dotyczy kadłuba ze studzienką). Praca: 10 wyjazdów (nie licząc wodowania), od 28 lutego do 14 maja, 28 dni średnio po 10h pracy dla 1 osoby, w tym 9 dni pomagał mi syn. Całkowity koszt: ponad 6000,- w tym 2500,- materiały z firmy SeaLine. Teraz już wiem co oznacza „BOAT” : Break Out Another Thousand.
Efekt fizjologiczny: Schudłem 4 kilo, przez następny tydzień po weekendzie majowym nie mogłem dojść do siebie: przemęczenie, opary wiążących żywic i acetonu ze mnie wyłaziły. Pył poliestrowy nawet zaczął mi smakować.
Satysfakcja: Poza tym że tyle pracy, a efektów nie widać, to JEST
Ciekaw jestem, na ile sezonów wystarczy. Jeżeli podzielę choćby przez 10 to OK. Teraz woda zweryfikuje jakość pracy i materiałów: posiada bezlitosną skrupulatność. Na pewno antyporost trzeba będzie uzupełnić. Mogą być jakieś poprawki, oprócz tego co już widać. Antyosmoza zostanie na długo, mam nadzieję. Koledzy podziwiali, pytali, czy nic mi nie jest od oparów, kiedy skończy mi się cierpliwość (odparłem że nie wiem, ale jak to się stanie, to obiecuję że będzie na co popatrzeć). Niektórzy nawet twierdzą, że łajba mnie przeżyje. No i dobrze, wnuki będą pływały: przynajmniej coś po mnie zostanie. Ostatniego dnia pracy otworzyłem napój i pod zakrętką znalazłem to:
Czas pokaże…
* Pomimo upłynięcia 17h od ostatniego dotknięcia wałkiem do postawienia na klinach faktura wykładziny delikatnie odcisnęła się na kadłubie. Możliwe, że temperatura była za niska i antyporost nie utwardził się ostatecznie. Możliwe też, że potrzebuje utwardzenia do pełnej wytrzymałości: zgodnie z kartą charakterystyki, przy 10°C potrzeba 24h.
Pracę dedykuję pamięci mojego Ojca.
Początek naprawy dna« poprzednia | następna »AUSSENBORDMOTORSCHACHT |
---|
Komentarze
Pytasz "Koncepcja poboru wody: co Wy na to?".
A ja na to:
1. Czy rozważałeś następującą sytuację: plastikowe elementy tracą gwałtownie szczelność/urywają się, woda nalewa się do studni, jacht przechyla się 45-60-80 stopni? Czy wówczas woda nie zaleje wnętrza?
2. Uważam, że nie odpowiedzialnie jest używać zamienników / plastikowych elementów odwodnień czy innych odpowiedzialnych elementów jachtu. No chyba, że będziesz pływa zawsze sam i nie masz bliskich.
Pozdrawiam!
Rozważałem utratę szczelności z jakiegokolwiek powodu, nie tylko jakości plastiku z castoramy. Krawędź studni będzie sporo powyżej poziomu wody. Studnia będzie w pobliżu osi jachtu, więc trzeba by dużego przechyłu. Poza tym nie zamierzam pływać z takimi przechyłami, zwłaszcza jak już wiem o rozszczelnieniu, bo rozumiem że masz na myśli awarię w ekstremalnej sytuacji. Już po wrzuceniu rysunku wpadłem na pomysł dodatkowego zamknięcia tej studni rewizją z uszczelką (jak do komór wypornościowych) i wyprowadzenie odpowietrzenia na zewnątrz.
Otwór w dnie jest calowy, ewentualne zalewanie wnętrza nie powinno być gwałtowne, oczywiście w przypadku że pokrywa rewizji odpadnie.
Jeżeli chodzi o odpowiedzialność to masz słuszność. Koncepcja nie wyklucza zastosowania przejścia burtowego, dolnego zaworu i węża/rury dobrej jakości. Studnia dodatkowo ochroni te elementy przed uderzeniem. W poprzedniej łódce miałem taką przygodę, na szczęście w porcie, w czasie sprzątania. Wywaliłem pół tuby sikaflexu zanim przestało lecieć. Dlatego tu chcę zastosować dodatkowe zabezpieczenie.
Pozdrowionka :)
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.