Dalsze nadrabianie zaległości.
Ogólne wrażenie jest takie, że Narwalem się nie pływa, Narwalem się naciera. Zwłaszcza jak się dobrze rozpędzi. Regularnie rozjeżdżam mieczem odsypisko przed wejściem do portu. Nadal nie da się podnosić miecza z kokpitu. W porcie, dla bezpieczeństwa lepiej manewrować z opuszczonym mieczem, wychodząc trzeba by go podnieść i opuścić, czyli zejść do kabiny. Opuściłem na tyle żeby przechodził i wystarcza, zarówno do zabezpieczenia manewru w porcie jak i do pływania na żaglach. Na koniec sezonu powinienem zakończyć kopanie kanału na podejściu do przystani.
Na żaglach pływa znakomicie, nawet przy najlżejszym wietrze. Mimo tej samej zasady działania, jest różnica przy większej łódce. Moje niewielkie (jeszcze!) umiejętności nie przeszkadzają zanadto. Pływam z opuszczoną spodziną, ale opory jakby zmalały: bądź co bądź, sporo zmniejszyłem otwór. Mogę uznać, że studzienka jest udana, jeżeli tylko będzie można podnosić silnik będzie jeszcze lepiej.
Zdarzyło mi się płynąć pod falę przy 5-ce. Mimo masy, podskakuje na falach jak korek, ale leżące na pokładzie bosak, pychówka, czy komórka w kokpicie nie ruszyły się. Tylko miecz obijał się w skrzyni. Płynąłem tak ponad 3 godziny, obawiałem się o silnik, ale dał radę: jednak co Mercury to Mercury. Nie mam z nim żadnych problemów, odpala na dotyk. Wymaga jedynie przeglądu.
Są już pierwsze awarie. Straciłem kontrfał steru. Kilkakrotnie wybiło ster do góry, ponieważ linka była luźna, wcięła się między płetwę a policzek jarzma. Na przyszłość koniec kontrfału trzeba będzie założyć na naciągniętej gumie. Zamierzałem wyciągnąć trzon steru na wodzie, żeby włożyć fał, ale obawiałem się, że nie uda się go z powrotem włożyć. Na ten sezon tak zostawiłem: płetwę steru opuszczam fałem, podnoszę ciągiem silnika. Albo czekam aż nabierze zielska.
Deszcze pokazały nieszczelności na oknach i cęgach masztu, mimo użycia rekomendowanego kleju. Nie leje się jak poprzednio, ale to tu, to tam kapnie. Denerwujące. Smarowanie silikonem pomaga tylko chwilowo.
W czasie wolnym od pływania wykonałem kilka drobiazgów.
Kupiłem taśmę Gorilla Tape i zakleiłem cieknące okna. Mówią, że mocna, faktycznie wygląda solidnie. Tuż po oklejeniu wyglądało zdecydowanie lepiej. Zobaczymy jak będzie po zimie. Jak klej potem nie zejdzie to zeszlifuję przy wymianie, ale to jak dojdę z remontem do wymiany okien, póki co muszą jeszcze wytrzymać.
Okna
Forluk
Wykonałem bak z baniaka na paliwo. Jeszcze przy poprzedniej łódce używałem kanistra jako baku, doraźnie wężyk od linii paliwowej włożyłem w wylewkę ale w bakiście śmierdziało benzyną. Pierwszy pomysł: wykonanie otworów i włożenie dławików z olejoodpornej gumy okazał się porażką: dławiki rozpuściły się od oparów. Zakupiłem mosiężne korki do grzejników i wkręciłem je w otwory na teflon do gazu. Też lipa, pomogło dopiero zasmarowanie korków na grubo sikafleksem. Śmierdzi tylko trochę, przez szybkozłączkę do linii paliwowej, trzeba by coś z tym w przyszłości zrobić, bo czasem wozi się to w aucie. Brakuje napowietrznika, może wykonam go w drugim korku, na razie luzuję zakrętkę. Sprawdza się: baniak jest sporo poniżej silnika i mimo to nie przerywa.
Bak
Silnik kupiłem w zeszłym roku ze śrubą 9 x 9. Niezależnie od kształtu studzienki, taka śruba do tyłu słabo ciągnie: dowiedziałem się w serwisie. Praktycznie nie było hamowania, zdarzyło mi się zmiażdżyć dziobnicą oponę na nabrzeżu, na szczęście nic się nie stało. Śruby nie udało się z nikim zamienić, kupiłem bardziej uciągową: 9¼ x 7, nawet bez kołnierza na spodzinie jest zauważalnie lepiej. Na spokojnej wodzie wykonałem kilka próbnych manewrów. Jest zauważalnie lepiej, szybciej hamuje, lepiej się zbiera do przodu. Najbardziej uciągowa do tego silnika to 9¾ x 6½, może uda się między sezonami znaleźć.
Uruchomiłem echosondę: zasilam z zapalniczki, przetwornik tymczasowo przykleiłem na plastelinę na dnie, żeby wypróbować kilka miejsc. Wykonałem stojak na dolnej części nowej sztorcklapy. Działa całkiem nieźle, ale zapomina niektóre ustawienia, po każdym włączeniu trzeba od nowa ustawiać. Szkoda tylko że kabel ma krótki, może da się go jakoś przedłużyć.
Echosonda
Przetwornik
Naprawiłem baterię słoneczną. Niechcący potłukłem, okazało się że jest szklana, tylko od spodu ma jakieś tworzywo, co sprawiło, że pozostała w jednym kawałku. Nadal działa, na pewno daje mniejszą moc, ale zawsze coś. Nakleiłem ją na 2 cienkie sklejki podobnowodoodpornej. Warstwy sklejki pozwoliły odwzorować krzywiznę pokładu, żywica wiązała pod obciążeniem bańkami z wodą:
Bateria słoneczna
Częściowo miał być to eksperyment, częściowo utrwalenie, żeby wytrzymała do czasu jak dojdę z remontem do pokładu, wtedy zamontuję docelową baterię. Niezabezpieczona niczym sklejka natychmiast dostała grzyba. Miejsce jest dobre, powierzchni wystarczy na jakieś 100W. W sezonie służy do doładowywania akumulatorów, poza sezonem podłączam bezpośrednio do wiatraczka podklejonego do wywietrznika: nawet pod plandeką daje tyle prądu, że coś tam się kręci, zawsze wymieni trochę stęchłego powietrza w kabinie.
Nie mogłem już patrzeć na głowicę pilersu. Przed jego wstawieniem musiałem wyrżnąć zabudowę i fragment podsufitki. Nie wyglądało za dobrze, więc z kawałka sklejki wyciąłem trapez i przykręciłem do istniejących śrub. Prowizorka, ale już wygląda lepiej i podsufitka nie opada.
Sufit mesy
Dokładne sprawdzenie pokazało, że pilers okazał się pochylony do tyłu o jakieś 4cm. U Kolegi w Solinie 27 też, ale mniej. Pytałem konstruktora, może tak zostać. Maszt i tak nie naciska dokładnie pionowo w dół, względnie wzdłuż swojej osi, zazwyczaj chyba ukośnie do przodu. Może kiedyś poprawię, o ile uda się wyjąć pilers w całości. Między innymi dlatego wygląda, jakby zabudowa była krzywo (może trochę jest). Piza ma swoją Krzywą Wieżę co czyni ją wyjątkową, jest to jakiś argument, żeby tak zostawić.
Poprzykręcałem co odpadało, co się dało przymocowałem. Pomału wynoszę ze środka co chwilowo niepotrzebne. Ze 100kg już ubyło. Część drewnianych wykończeń chciałbym zostawić: są wykonane całkiem starannie i może uda się je wykorzystać w nowej zabudowie.
Przybyła jedna ozdoba: musiałem czymś zakleić grzyby. Wydrukowałem tematyczną fototapetę, przykleiłem klejem w sprayu i polakierowałem. Już wygląda lepiej:
Mesa
Drzwi kibla musiałem zdjąć na czas montażu pilersu. Nie założyłem, bo nie dałoby się ich otworzyć, a nie chcę ich ciąć. Wykonałem składane, z pasów sklejki i zawiasów z marketu budowlanego, będą zamykane na gumkę. Rozwiązanie tymczasowe, lepsze niż nieakceptowalna przez Żonę zasłonka. Kabina WC jest dla żeglarzy noszących rozmiar M, mimo to poświęciłem się dla nauki i wykazałem empirycznie, że „laptop” na jachcie średnio się nadaje na „dwójkę”, więc będzie używany tylko w stanie wyższej konieczności. Szczegóły eksperymentu Wam daruję.
Drzwi do WC
Zresztą, kibel na jachcie, jak sama nazwa wskazuje, służy do przechowywania sztormiaków i kapoków.
Winda miecza, mocowanie silnika, itd…« poprzednia | następna »Wnioski po sezonie, przygotowania do zimy |
---|