Czyli jak ZNACZY KAPITAN odzyskał sprawność bojową.
Remontowanie jachtu na wodzie ma swoistą specyfikę, różni się od remontu przeprowadzanego np. w hangarze czy namiocie. Tu nie można doprowadzić zapuszczonego jachtu, wraku lub totalnej nędzy do stanu surowej skorupy, wykonać napraw i odtworzyć lub zabudować od nowa. Wiąże się to z koniecznością wyłączenia jachtu z użycia kosztem szybszego (chyba) zakończenia pracy. O ile pracę w ogóle kiedykolwiek uważamy za skończoną: przy nowych łódkach też trzeba coś podłubać. A może szkutnik, który twierdzi, że skończył łódkę, jest skończonym szkutnikiem?
Jeszcze jesienią wykonałem dwa stojaki do silników:
Podobieństwo do umeblowania obiektów sakralnych jest przypadkowe i niezamierzone.
Silnik przeszedł wymianę oleju, przepał i regulację. Wykonałem to dzień przed wyjazdem.
Zakończenie pilersu: minął tydzień, żywica utwardziła się w 100%. Posprzątałem chlew pozostawiony w zeszłym tygodniu. Lepiej się sprząta, jak żywica na foliach i innych śmieciach zwiąże, świeża brudzi wszystko czego dotknie, ale i tak miałem moralniaka, że zostawiłem taki syf. Rozpiłowałem otwory na śruby w cęgach na kwadrat 8mm, w pokładzie i głowicy rozwierciliśmy na 10mm i przykręciliśmy cęgi na docelowe śruby: M8 zamkowe z wylizanymi na lustro łebkami. Cęgi przykleiliśmy klejem do szyb samochodowych – porada doświadczonego szkutnika. Przy okazji, jak już otworzyliśmy tubę, zdjęliśmy i podkleiliśmy jeszcze raz wszystkie okna i forluk (przeciekało wszędzie bez wyjątku). Wreszcie można było postawić maszt. Pilers wyglądał tak:
Wklejony pilers
Widoczny z zewnątrz efekt trzech weekendów pracy
Zamontowałem w docelowym miejscu wciągarkę do miecza, tą która jest na zdjęciach kilka artykułów temu. Zmieściła się między pilersem a skrzynią mieczową, nowy stolik ją zakryje. Przerysowałem ją do AutoCad’a i zaprojektowałem do niej wspornik na skrzynię mieczową, w miejscu dawnej rolki. Na tym etapie trzeba już było zdecydować jak będzie umiejscowiona, gdzie będzie korba, czyli zacząć myśleć o przyszłej zabudowie. Oś ślimaka jest poziomo w poprzek skrzyni mieczowej, nisko, żeby było miejsce na ramię korby. Na razie miecz jest podnoszony i opuszczany wyłącznie korbą w kabinie. W przyszłości będzie to rozwiązanie awaryjne, docelowo napęd będzie przeniesiony do kokpitu (jeszcze nie wymyśliłem jak).
Wspornik wciągarki – projekt i wykonanie
Wspornik jest oparty na podkładce z gumy na skrzynce mieczowej i przykręcony istniejącymi śrubami od rolki fału miecza. Wykonany jest z blachy kwasowej 4mm, 2mm i żebra (w kształcie C), które usztywnia całość na środku – wspornik obciążony jest niesymetryczne.
Fał miecza wykonany jest z linki polietylenowej 6mm ułożonej podwójnie. Dodatkowo założona jest druga luźna linka: to na wypadek gdyby fał puścił. Ponieważ oś obrotu bębna jest pionowo, do prowadzenia fału założona jest rolka (taka jak od kotwicy) na trzpieniu 14mm. Na razie trzpień jest wbity w otwory w laminacie i póki co wydaje się to wystarczające: laminat ma w tym miejscu 5mm grubości. Jak będzie trzeba założę stalowe tulejki wlaminowane w ścianki skrzyni mieczowej.
Winda miecza – położenie górne i dolne
Przy okazji: mieliśmy gościa:
Nie dała się łatwo złapać.
Wylaminowałem również wspornik windy silnika. Ogólna koncepcja jest na szkicu na końcu tego artykułu. Zasadniczo jest to drugi pilers, tyle że z laminatu. Pracę musiałem zacząć od ponownego oddzielenia kabiny od achteru kawałek dalej, z dwóch powodów: ułatwienie dostępu do przedniej ścianki studzienki w czasie laminowania, oraz żeby zminimalizować zaświnienie kabiny przy szlifowaniu. Wyciąłem resztę zabudowy bakisty: jakieś półeczki i ostatni fragment sklejkowej grodzi na lewej burcie. Na krawędziach przylaminowania znalazłem gniazdo mrówek. Następnie starannie oszlifowałem powierzchnie do laminowania i odkurzyłem achter, gdzie tylko zdołałem się wczołgać.
Wykonanie wspornika zacząłem od wylaminowania na dnie podstawy pod przyszłe wsporniki 8 x 400 E5 + Z1, aby obciążenie poszycia nie było punktowe. Wydaje się, że mrówki lubią epoksyd, bez przerwy łaziły i z poświęceniem przyklejały się do żywicy. Między podstawę a krawędź półki windy wcisnąłem i przylepiłem taśmą przygotowany wcześniej szablon z tektury oklejonej taśmą i laminowałem na nim oraz na przedniej ściance studzienki, wyprowadzając paski tkaniny na dno wanny kokpitowej od spodu. Przy okazji: możliwe jest laminowanie na suficie tkaniną 400ką, tylko że żywicy nie może być ani za dużo ani za mało. Najlepiej nałożyć za dużo i wklepując zebrać nadmiar pędzlem, który odciśniemy z powrotem do kubka lub w inne miejsce.
Wspornik windy silnika
Kątowniki są trochę nierówne, odspoiły się od szablonu, ale najważniejsze, że się nie rozwarstwiły. Jak kończyłem laminowanie, były już twarde i dość ciepłe: pierwsze warstwy zdążyły związać. Miałem dodać jeszcze żebra dla usztywnienia całości (po ściance studzienki): może innym razem, teraz już rzygam żywicą. I mam już nową fryzurę, mimo że umyłem głowę acetonem. W przyszłości oprócz żeber dodatkowym wzmocnieniem będą grodzie oddzielające kabinę od achteru.
Teraz masa oraz ciąg silnika przeniesione będą przez wspornik na dno i wannę kokpitu. Wspornik wykonany jest w formie dwóch kątowników z laminatu, ok. 10 x 12 cm 8 x 400, co razem z poprzednio wykonaną ścianką studzienki daje grubość litego laminatu około 7mm: tyle widać jak przewierciłem otwory do montażu windy. Zużyłem ok. 2kg żywicy i tkaniny, laminowałem E-5 + Z-1. 90:10. Jak żywica stwardniała, założyłem windę do silnika i stanąłem na niej: nawet nie chrupnęło.
Do włożenia silnika potrzebna jest sztorcklapa. W ramach powtórki ze stolarki wykonałem dwie. Jedną do komory silnika, drugą na zejściówkę. Sztorcklapa silnika jest wypukła, bo prowadnice windy silnika wychodzą nad dno wanny kokpitu i przecinają dawną powierzchnię tylnej ścianki. Skleiłem ją z kupionego arkusza sklejki i wyciętych z zabudowy fragmentów sklejek, wykonałem również prowadnice do niej. Oszlifowałem krawędzie, przykręciłem prowadnice, sprawdziłem czy lekko chodzi i wyciąłem tylną ściankę wanny kokpitowej wraz z fragmentem dna i otworami odpływowymi. W tym momencie można wstawiać silnik.
Aussenbordmotorschachtstortzklappen
Sztorcklapę na zejściówkę odrysowałem od istniejącej, poliwęglanowej na arkuszu sklejki, wyciąłem i podzieliłem na dwie części. Teraz oryginalnej, pojedynczej sztorcklapy używam do zamykania kabiny na zamek: nowa sztorcklapa nie będzie miała zamka.
Sztorcklapa kabiny
Sklejki zaszpachlowałem, i oszlifowałem, syn pomalował bejcą, żeby kolor był w miarę jednolity i zabezpieczył pokostem. Nie są idealne, ale to i tak tymczasowe rozwiązanie. Przy okazji zobaczę jak długo wytrzyma.
Zamontowaliśmy silnik, sprawdziliśmy windę, założyliśmy i podłączyliśmy manetkę. Jeszcze żagle i można wypłynąć.
Silnik w studzience i manetka
Pierwsze pływanie: wyjście na silniku nie było łatwe. Dla bezpieczeństwa pozostawiłem opuszczony miecz, za to wywlokłem mnóstwo zielska na środek basenu. Ogólnie słabo idzie na wstecznym, choć woda gotuje się wokół kadłuba, ledwo co płynie. Naprzód lepiej się zbiera. Na samych żaglach jest już lepiej. Wiatry były słabe, max dwójka, pływało się spokojnie i leniwie, w sam raz do nauki i nabierania wprawy. Przećwiczyliśmy zwroty na samym grocie, na foku i w ramach eksperymentu edukacyjnego baksztag prawego halsu na samym takielunku – też płynie. Niestety, z powodu ilości pracy do wykonania, z 12 dni urlopu pływaliśmy 3, nie licząc wyjścia na chwilę z portu i stwierdzenia, że zaraz będzie lać.
Pierwsze pływania
Po tym wszystkim okazało się że jestem lepszym szkutnikiem niż żeglarzem. Teraz czas na nadrobienie zaległości w pływaniu. Pół sezonu nie pływałem, teraz zostało kilka weekendów i trochę urlopu.
Najważniejsze, że sprawność bojowa odzyskana. Poza utrzymaniem tego stanu na bieżąco i naprawianiem awarii, mam nadzieję że drobnych, będzie można zająć się kolejnymi etapami remontu. Koniecznie muszę wykonać tent i pokrowce na żagle. Następnym etapem będzie przebudowa wnętrza.
Musiałem coś zrobić ze słabym ciągiem wstecznym. Dno w miejscu studzienki jest pochyłe, mocniej niż przedtem, bo przesunąłem otwór ku rufie. Po przemyśleniach doszedłem do wniosku, że winien jest kształt dna i komory studzienki: na wstecznym woda mocno gotuje się w studzience, naprzód jest spokojna jak przy pływaniu na żaglach. Na luzie w studzience było siwo od spalin, a mimo tymczasowych uszczelnień (ulubiona pianka montażowa) do kabiny też się trochę dostaje i śmierdzi jak w starym pekaesie. Silnik dusi się w spalinach. Trzeba by mu doprowadzić powietrze pod pokrywę i dorobić wentylację komory. Na razie pływamy bez sztorcklapy i bez pokrywy silnika, więc na żaglach silnika nie da się podnieść.
Wsteczny bieg okazał się za słaby, przy lekkim, dopychającym wietrze nie dało się odejść rufą od brzegu. Wpadłem na pomysł dorobienia kołnierza do spodziny, pasującego na studzienkę – dostałem od bosmana kawałek plastiku, wyciąłem dwa elementy i założyłem. Już jest zauważalnie lepiej:
Kołnierz na spodzinę
Ciągnie mocniej do tyłu niż przedtem, ponadto w studzience nie ma tyle spalin. Próby na spokojnej wodzie, burtą do wiatru wykazały, że wstecz idzie 4km/h, naprzód 6km/h. sterowności wstecz praktycznie nie ma, nawet jak płetwa jest poziomo. Widać, że między sezonami warto będzie to poprawić. Jak już będzie wyciągnięty na ląd, wylaminuję kołnierz bardziej pasujący do studzienki, dodatkowo zamienię śrubę na uciągową, spodziewam się, że będzie jeszcze lepiej. Może ktoś z Was nie chce uciągowej? Chętnie się zamienię.
Po sezonie będę musiał też poprawić lub zmienić windę silnika. Sam wózek z półką porusza się lekko, mimo, że rolki trochę się tną. Po założeniu silnika zostaje w każdym położeniu, żeby opuścić trzeba mu pomóc. Ponadto wysokość podnoszenia jest za mała i nawet jak jest maksymalnie do góry, spodzina moczy się w wodzie. Przynajmniej pobór wody jest wynurzony, to nie będzie zarastał, ale i tak zimą muszę to poprawić.
c. d. n.
Pilers« poprzednia | następna »Różne drobiazgi w czasie pływania |
---|