Tradycyjnie jak co sezon: pomiędzy pływaniem zawsze coś się zrobi. Efekty mogłem sprawdzić od razu: zrobić, opływać, przerobić, sprawdzić, poprawić, znów sprawdzić. Zrobienie czegokolwiek w ponad 30º upale na pokładzie lub pod nim jest równoznaczne z próbą samobójstwa ze szczególnym okrucieństwem. Zacząłem od rzeczy najważniejszych:
Talia do podnoszenia silnika
Wykonałem nową, stara po zamknięciu była zbyt długa. Udało się zarobić kolejne 5cm, co wystarczyło, żeby swobodnie przerzucić dekiel bez dodatkowego podnoszenia silnika. Mogłem nią podnieść silnik na tyle wysoko, aby przerzucić dekiel, ale bloczki nie przetrwały. Zrobiłem kolejne dwie, ostatnią, o przełożeniu 1:6 daję radę podnieść silnik siedząc za sterem, ale nie przerzucę dekla: znów za długa po złożeniu, do tego linka się obciera o jarzmo, a przy opuszczaniu dolny bloczek krzywi się i zacina. Może i lepiej, bo w razie czego całość nie grzmotnie w dno, ale i tak trzeba to przerobić. Opracowałem docelowe rozwiązanie, ale zrobię dopiero zimą. Dorobiłem na szybko haczyk z drutu dla zabezpieczenia silnika w górnym położeniu, jak stoi się na przystani z otwartym deklem i podniesionym silnikiem: prymitywne ale skuteczne, lepsze niż wiązanie 8-ki za każdym razem gdy chcę zabezpieczyć silnik przed spadnięciem. Silnik Po zimowych regulacjach pracuje całkiem nieźle, odpala za 1..2 razem nawet po dwutygodniowym postoju. W końcu udało się upolować śrubę uciągową do tego silnika, w rozsądnej cenie. Wymieniłem ją przez rewizję, przy zamkniętym na wszelki wypadek deklu: niespodziewana, druga funkcja tego patentu: poprzednio utopiłem klucz i kilka śrubek. Poza tym grzebanie w studzience pod postawionym na deklu silnikiem jest teraz bezpieczniejsze w razie popuszczenia talii. Jest zauważalnie lepiej: ciąg śruby naprzód i wstecz jest porównywalny i większy przy niskich obrotach i małej prędkości, co poprawia manewrowość. Prędkość na silniku spadła do 4,5km/h, zwiększanie obrotów nic nie daje. Żeby było jeszcze lepiej, pasowałoby zmienić główkę silnika na 15KM. Albo cały silnik (później). Ze względu na profil łopatek łatwiej zbiera wodorosty: nie można mieć wszystkiego. Na szczęście nie trzeba już nurkować dla oczyszczenia śruby. Kołnierz Ponieważ teraz można włożyć tylną część kołnierza w całości (po lekkim podcięciu), postanowiłem ponownie go połączyć: przygotowałem miejsce łączenia, wykonałem tymczasowy łącznik ze sklejki, żeby w czasie laminowania ustalić obie części względem siebie. Następnie zamontowałem na miejscu, dociągnąłem gipsiakami sklejkowy łącznik, od góry wypełniłem szczelinę szpachlówką, zalaminowałem kilkoma warstwami tkaniny i zakryłem folią, żeby wiążąca żywica nie złapała wilgoci. Po związaniu wymontowałem, oderwałem folię i sklejkę, podlaminowałem, zaszpachlowałem spoinę, obrobiłem i pomalowałem sprayem. Po założeniu mogłem porządnie napompować dętkę. Teraz poziom wody w studzience nie podnosi się na wstecznym, jest dużo mniej spalin w studzience, pojawiają się tuż po rozruchu: nie zamierzałem, ale zgodnie z najnowszymi trendami wykonałem system recyrkulacji spalin.
Stara i nowa śruba
Połączenie kołnierza – kolejne etapy, efekt końcowy, zamknięcie dętką
Rumpel v.2.0-beta
W starym obluzowało się mocowanie, naprawa nie miała sensu, bo i tak przeszkadza w pływaniu z silnikiem na deklu. Wykonałem drugi, na razie tymczasowy, bo jedyne co wiadomo, to że ma być podgięty do góry, ale nie wiadomo dokładnie ile i jak będzie w użytkowaniu. Z odpadów sklejki wykonałem boczne profile i klocki dystansowe, całość zmontowałem na jarzmie steru na Epidian, zaciskając na klockach i elementach mocujących ściskami. Po związaniu wyrównałem, wykończyłem ręcznie drobnym papierem, zabejcowałem i nasączyłem pokostem na ciepło. Na koniec przełożyłem okucia ze starego rumpla. Nawet jakoś wyglądał. Rumpel był podgięty wysoko, ale i tak podczas przerzucania dekla trzeba było go podnieść. W czasie jednego z manewrów pękł, na szczęście w porcie. Na szybko dopasowałem jakiś klocek i dokręciłem gipsiakami dwa kawałki sklejki. Pływałem tak do końca sezonu.
Rumpel – kolejne etapy, prowizoryczna naprawa
Awaryjna półka silnika
Chciałem sprawdzić, jak się pływa na elektrycznym silniku. Wykonałem półkę awaryjnego silnika: dotąd obchodziłem się bez niej, ale dobrze jest mieć możliwość założenia awaryjnie elektrycznego silnika, jak już wożę go ze sobą (stoi w kiblu i służy za przechyłomierz z sygnalizacją dźwiękową). 3 warstwy sklejki 10-ki skleiłem na klej do drewna, obrobiłem, napoiłem pokostem na ciepło i skręciłem na stalowym jarzmie.
Awaryjna półka silnika, pomost po deformacji
I tak nie sprawdziłem, jak się pływa na elektrycznym silniku: stopki są za wysoko i przeszkadzają na tyle, że nie da się go włożyć. Silnik stał cały sezon w kiblu i robił za przechyłomierz z sygnalizacją dźwiękową. Coś wymyślę… W międzyczasie ktoś wjechał w pomost kąpielowy i zdeformował go na tyle, że dogiął do pawęży i drabinka się obciera przy rozkładaniu, ale mimo to półkę można włożyć. Wykonany jest z cienkościennej rurki, przy nowym pomoście nie będę aż tak oszczędzał :) Dostałem obraźliwie niskie odszkodowanie od ubezpieczyciela, złożyłem odwołanie i nic nie wskórałem. Będę miał dodatkowe, nieplanowane zajęcie zimą, ale to zdarzenie podsunęło mi pomysł na umożliwienie założenia silnika bez podcinania stopek: wystarczy zmiażdżyć rurkę od spodu, tym razem w kontrolowany sposób.
Żagle
W poprzednim sezonie założyłem knagi na maszt, w ten sposób zwolnił się jeden stoper fałowy na pokładzie, wolne były trzy. Czas na kolejne patenty.
Grota ciężko się stawiało, swoje waży. Fał grota był z jednej linki, 8-ki, przerobiłem: na rogu fałowym założyłem bloczek, fał grota przechodzi przez niego i wraca na top, gdzie jest zaszplajsowany i zamocowany trzpieniem. Dodatkowo przesmarowałem likszparę. Pomogło, teraz grota stawiam bez korby, jest łatwiej i szybciej mimo że jest 2x więcej liny do wybrania. W przyszłości jedną z kieszeni fałowych trzeba będzie wykonać większą.
Po wyluzowaniu fału grot sam nie chce spaść, żeby nie chodzić do masztu próbowałem użyć kontrfału, w postaci 2 linek zaczepionych na pełzaczach. Jeszcze nie udało się całkiem zrzucić grota z kokpitu, trzeba iść do masztu: rozwiązanie wymaga poprawy. Jak już udało się go zrzucić, spadał z bomu na pokład, wykonałem więc prostego lazy-jacka, według podpatrzonego brytyjskiego patentu: 4 bloczki na maszcie, kilka linek i plastikowych bloczków, bez pokrowca. Jeszcze zanim postawiłem maszt przykręciłem nad sailingami bloczki do lazy jacka i przewlokłem linki, żeby potem nie kłaść masztu. Następnie wykonałem pętle z linek tak, aby po złożeniu sięgnęły do masztu, przewlokłem docelowe linki do stawiania i składania lazy-jacka. Po złożeniu układa się wzdłuż masztu i bomu, więc nie przeszkadza i nie robi się baleron. Chowa się do pokrowca razem z żaglem. 4 linki lazy jacka przewleczone są przez jeden stoper.
Jest rozkładany tylko w czasie stawiania i zrzucania grota. Częściowo spełnia swoje zadanie: żagiel nie spada w całości z bomu, ale trochę zwisa, trzeba go zbierać i wiązać krawatami. W czasie stawiania grota trzeba wybrać go niżej niż do zrzucania, bo listwa się zahacza. Jest OK, ale trzeba poprawić, przede wszystkim linki musza być grubsze, oraz musi być ich więcej, można też pod górnymi bloczkami założyć przepusty do linek i schować je w maszcie.
Bom wyposażony jest w rolki: 3 na noku i 2 przy pięcie. Założyłem cunningham i outhaul na dwóch oddzielnych linkach przewleczonych przez jeden stoper oraz refpatent, na dwóch linkach, też na jednym stoperze. Należy jeszcze usunąć wadę refpatentu: żeby dało się zrefować grota, dwa dolne pełzacze muszą być luźne, w przyszłości trzeba coś z tym zrobić. Wykonałem solidniejszy obciągacz bomu, o przełożeniu 1:8, z talii 1:4 przełożonej pojedynczym bloczkiem, który mieści się w pokrowcu. Wszystkie fały doprowadziłem do stoperów.
Cunningham, ref (remizka niewidoczna na zdjęciu) outhull i obciągacz bomu
Nie ma już miejsca na nic nowego, stopery trzymają po kilka linek, za wyjątkiem fału grota. Nie jest to dobre rozwiązanie, popuszczają. Muszę podpatrzeć jak jest na innych jachtach
Kabina
Zająłem się wnętrzem, nie tylko dla poprawy wyglądu, ale też nabrania większej wprawy, co się przyda jak dotrę z remontem do prac wykończeniowych. Zwłaszcza kibel był w stanie krytycznym. Z dużego arkusza sklejki 10ki wykonałem podłogę w kiblu: ponieważ ścianki miejscami są przegnite, najpierw dokręciłem do nich listwy nakładając na grubo szpachlówki, co wzmocniło całość.
Następnie zająłem się podłogą: zrobiłem szablon z tektury, według którego wyciąłem wkładkę ze sklejki. Potem taki eksperyment, na próbę: oznaczyłem linie, zachowując rozstaw jak w intarsji na podłodze. Następnie oklejałem taśmą do pakowania i nakładałem bejcę, za pomocą szmatki jako tamponu. Sklejka musi być oszlifowana na gładko, taśma dobrze przyklejona do sklejki a tampon z bejcą musi być prawie suchy, inaczej fornir pije bejcę wzdłuż włókien i krawędź linii robi się rozmyta.
Podobnie postąpiłem z podłogą kambuza, wykorzystując istniejące kawałki jako szablon.
Po wyschnięciu nałożyłem bezbarwny lakier podłogowy a od spodu pomalowałem pokostem. Tak wyszło:
Podłogi: malowanie, efekt końcowy
Na ściance działowej kibla jest zamocowany głośnik, zabezpieczyłem go starą maseczką przeciwpyłową, nasączoną emalią dla usztywnienia i przyklejoną do sklejki glutem. Dno potraktowałem antygrzybem, po czym całe wnętrze pomalowałem emalią.
Kabina na laptopa jest tak mikroskopijna, że przy zamkniętych drzwiach może z niej korzystać załogant(ka) o rozmiarze XS. Zasadniczo jest to bardziej model funkcjonalny kibla. Muszę coś z tym zrobić, albo zostać ekshibicjonistą.
Zabezpieczenie grodzi i elektryki
Cała kabinowa elektryka: radio, przełączniki i zaciski nie były zabezpieczone od strony achteru, przykręciłem do grodzi klocki, do nich ściankę i dno ze sklejki. Wykonałem nowe kable do radia: stara kostka groziła przypaleniem i pożarem. Pod radiem i nad rozdzielnicą wyciąłem otwory, które zakryłem małymi kratkami: zauważyłem że radio się grzeje, więc po szczelnym zamknięciu od strony achteru może się coś przegrzać. Szczeliny uszczelniłem tkaniną nasączoną emalią: taki biedalaminat. Głośnik zabezpieczyłem maseczką, podobnie jak w kiblu. Wiszące luźno kable przykleiłem glutem do sklejki. Następnie całą gródź, łącznie z drzwiami, pomalowałem emalią: łatwiej usunąć pył, można też ponownie zamalować:
Obudowa rozdzielnicy i głośnika
Emalia do grzejników, stare szmaty i glut nie są uznawane za materiały szkutnicze, ma to na celu zabezpieczenie elektryki przed pyłem w czasie szlifowania i wytrzymać co najmniej 3 sezony, potrzebne do zakończenia achteru, kokpitu i przestrzeni pod nim. Poza tym wszyscy zobaczymy, na ile nie szkutnicze materiały wytrzymują na łódce.
W mesie przykręciłem 4 małe knagi jako wieszaki na liny. Zrobił się względny porządek i właściwy klimat. Zakryłem głośniki maskownicami i można zacząć uprawiać inny wymiar żeglarstwa: jako najdroższą formę alkoholizmu:
Aby ten wymiar żeglarstwa stał się bardziej komfortowy, adaptowałem jedną z bakist na lodówkę: jest zamontowana blisko skrzynki mieczowej, gdzie dno jest najchłodniejsze. Wykorzystałem górną pokrywę od starej lodówki samochodowej: kubeł jest połamany wewnątrz, ale pokrywa z peltierem i wiatraczkiem jest sprawna. Ścianki i dno bakisty okleiłem ekranem zagrzejnikowym z casto, wyciąłem nową pokrywę ze sklejki, dopasowałem na miejsce, w niej wciąłem otwór ciasno dopasowany do pokrywy lodówki, podkleiłem izolacją i jest:
Lodówka – materiały wyjściowe, kolejne etapy, wykonanie końcowe
Wrażenie jest takie, że chłodzi równie dobrze jak w połamanym kuble. Eksperyment można uznać za udany, co skłania do rozważań wykonania docelowego rozwiązania.
Na pokrywie lodówki przećwiczyłem inny sposób na imitację intarsji. Najpierw okleiłem taśmą pasy do późniejszego bejcowania, pozostawiając wolne miejsca, które pomalowałem lakierem, zdjąłem taśmy, po wyschnięciu lakieru nałożyłem bejcę tamponem. Po wyschnięciu bejcy polakierowałem całość:
Eksperymentalne malowanie pokrywy lodówki – kolejne etapy
Po intensywnym uprawianiu tego aspektu żeglarstwa trzeba mieć jak wypocząć: zabrałem się za poszerzenie koi w mesie. Dokręciłem listwy do ścianki skrzynki mieczowej i koi, wykonałem szablon z walających się w bakistach pozostałości po sklejkowych szablonach, według którego wstępnie wyciąłem w garażu kształtkę ze sklejki 12mm, którą ostatecznie dopasowałem na łódce. Materac będzie wykonany zimą.
Listwy, szablon koi, wkładana półka
Półka wraz z przyszłym materacem będzie układana na burcie, zamiast istniejącego oparcia. Mankamentem są wystające listwy, które mogą uwierać pod materacem. Lepiej nie będzie, przynajmniej na razie, ale przynajmniej jedna dodatkowa osoba się prześpi. Nie wiem tylko, czy się wyśpi :)
Na jachcie spędziliśmy większość weekendów, na prace miałem sporo czasu, więc było o czym pisać. Każdy z tych „patentów” był wykonany, opływany, poprawiony i znów opływany, czasem po kilka razy. Wykonałem kilka 3 talie do podnoszenia silnika, 4 różne obciągacze bomu, linki na stoperach kilkakrotnie zmieniały położenie. Nauka z tego: bezcenna. Remontując jacht na placu nigdy bym do tego nie doszedł, a po wodowaniu nie dałoby się pływać: wszystko, lub prawie wszystko byłoby do poprawki.
Czas na kolejną posezonową nieobiektywną autorecenzję. Rewizja studzienki znacznie ułatwia montaż i demontaż silnika, ale operacja nadal jest fizycznie wymagająca: dobrze jest być umiarkowanie rozciągniętym i wygimnastykowanym. Sześciopak niekoniecznie (nie mam), ale keg wykluczony. Teraz muszę o siebie dbać, co nie jest łatwe, bo mam słabą silną wolę. Wyciąganie samego silnika mieści się w granicach rozsądku i moich możliwości, obecnych i tych spodziewanych, na jakieś 10..15 lat. W tym celu może uda się wykorzystać bom jako ramię żurawia i talię grota jako wyciągarkę. Pozostaje mieć nadzieję, że mechanizm nie ulegnie awarii, jak ostatecznie wyhoduję sobie śmietnik. Silnik można bezpiecznie wyciągnąć i włożyć na wodzie: przy zamkniętym deklu niczego nie utopię.
Obsługa nie jest do końca idiotoodporna, konstrukcja nie zapobiega zrzuceniu silnika na nie domknięty dekiel lub na dno, choć w tym drugim wypadku może woda trochę wyhamuje. Pomyślę o jakiejś blokadzie przy mechanizmie zamykania, można jeszcze dołożyć amortyzator, żeby silnik opadał wolniej. Przyda się jeszcze krańcówka, uniemożliwiająca odpalenie silnika w powietrzu.
Przerzucanie dekla dźwignią nie było łatwe. Wymyśliłem inny sposób: zamocowałem do dekla dwie linki, w miejscach wyszukanych na szablonie (spodziewałem się, że się przyda), fał dekla jest przewleczony przez przelotkę na ściance i oś pantografu, kontrfał przez bloczek i jedną z osi. Propozycja nazwania fałów w opisie zdjęć. Na razie są luźno przewiązane przez słupek kosza rufowego. Dekiel przerzuca się zdecydowanie łatwiej, dźwignię można usunąć.
Aussenbordmotoschachtbedeckelkontrfał
Podczas przerzucania dekla należy wykonać 3 czynności: wysoko podnieść silnik unosząc rumpel bez przerywania sterowania, sprawnie przerzucić dekiel i opuścić silnik. W obecnym stanie konieczna jest pomoc drugiej osoby, do sterowania w czasie operacji. Da się to wykonać nawet w przechyle, ale raczej nie przy dużej fali. W razie pogorszenia warunków, po zarefowaniu należy jeszcze opuścić silnik. Jak pływałem sam, to cały czas z opuszczonym silnikiem. Ogólnie: działa, ale koniecznie trzeba to usprawnić.
Zamknięcie otworu kołnierza nadmuchaną dętką bardzo pomogło, choć ma znaczenie jedynie przy cofaniu: woda nie kotłuje się i nie podnosi, odejście jest łatwiejsze, choć nie zawsze wychodzi. Obawiam się, że dętka nie wytrzyma długo, najlepiej by było zamknąć to na gładko. Pomysł już jest, zrobię jak będzie czas.
Gdy podniesie się silnik na żaglach, woda w studzience kołysze się przód-tył: wpada w rodzaj oscylacji do tego stopnia, że sięga mocowania dolnych ramion mechanizmu. Prawdopodobnie było tak już wcześniej, ale nie zauważyłem, możliwe też, że jest to efekt zmiany kąta ukosu i wydłużenia komory. Po zamknięciu dekla woda się uspokaja, nie słychać chlupania, ale przyspieszenie nie wgniata w kokpit. Nie udało się sprawdzić efektu zamknięcia studzienki. „Pomiarowe warunki odniesienia” na Włocławskim (równy, niezbyt silny południowy wiatr), pojawiają się stosunkowo rzadko, do tego warunki brzegowe: muszą być w weekend, muszę mieć załoganta, bo samemu nie dam rady podnieść silnik, przerzucić dekiel i jednocześnie prowadzić jacht.
Rejestracja i zmiana nazwy
Wykonałem pierwszy krok w stronę słonej wody: zarejestrowałem jacht. Wysłałem dokumenty do PZŻ, łącznie ze świadectwem pomiarowym, dokumenty otrzymałem pod koniec sezonu, ale oficjalną ceremonię chrztu postanowiłem odprawić na początku następnego sezonu: dużo łatwiej będzie mi usunąć starą nazwę i numery i nakleić nowe na lądzie. Będzie pływał pod inną nazwą, dlatego, że jeden „Znaczy Kapitan” już pływa, a poprzednie propozycje „ZnaczyKapitan”, albo #ZnaczyKapitan” wyglądają jak tandetna podróbka znanych marek. Na jaką: podam przy opisie uroczystości. Matką Chrzestną zostanie Admirałowa.
Sezon się skończył, #ZnaczyKapitan już pod plandeką, na nowo wykonanym łożu (opis w poprzednim artykule):
Nagrałem film z pracy mechanizmu, tym razem sprawdziłem, czy się nagrało. Link w opisie zdjęć:
c. d. n.
Kadry z filmu, link do yt
Zamknięcie otworu studzienki po podniesieniu silnika #2/2: prace na miejscu, wodowanie wiosna 2019« poprzednia | następna »Łoże do zimowania |
---|