Zanim opiszę osprzęt pokładowy, chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden ważny węzeł w kadłubie, a mianowicie na "instalację" odpływu z kokpitu. Ponieważ w tym jachcie nie było nic, co nadawałoby się do dalszego użytku, toteż instalację odpływową musiałem wykonać na nowo, gdyż ktoś, kto budował ten jacht wykonał odpływ z kokpitu z plastikowej rurki paliwowej średnicy 12mm. W związku z tym zamówiłem przejście burtowe i króciec odpływu kokpitowego średnicy 1cala (nierdzewne). Poza tym odpływ z kokpitu musi obowiązkowo wyposażony w zawór odcinający. Spełnia on bardzo ważną funkcję, gdyż w razie ewentualnej wywrotki jachtu należy zamknąć odpływ z kokpitu, aby przy wybieraniu wody z głęboko zanurzonego kadłuba do kokpitu nie dostawała się na nowo woda zza burty.
Widok na odpływ z kokpitu. Króciec nie może wystawać ponad powierzchnię podłogi w kokpicie, a jego górna płaszczyzna powinna być nawet trochę poniżej aby woda miała dobry odpływ.
Ponieważ achterpik musi być oddzielony od reszty kadłuba szczelną grodzią, co zapobiega przedostawaniu się do wnętrza przykrych zapachów np. benzyny do silnika, którą przeważnie sztaujemy w achterpiku, do wykonania instalacji odpływowej musiałem w grodzi wyciąć otwór tzw "rewizję" zamykaną pokrywą HOLTA. Niestety zrobiłem mały błąd używając pokrywy średnicy 170mm, co później zemściło się przy montażu elemmentów odpływu. Trzeba było użyć porywy jak największej śrenicy np. 210mm. Króćce udało mi się przykręcić bez większych problemów, natomiast montaż zaworu dennego i węża graniczył wręcz ze sztuką "cyrkową" gdyż można było użyć tylko jednej ręki. W związku z tym jako uszczelniacza użyłem pasty-żelu LOCKTITE i ręką wkręciłem zawór zostawiając wszystko do czasu utwardzenia się żelu. Wąż na króćcach zabezpieczyłem opaskami. Instalacja przeszła próbę. Trzyma !
Tak to wygląda.
Gródź zamknięta.
Teraz osprzęt pokładowy. Wyznaję zasadę, że pracujące na jachcie liny nie powinny nigdzie trzeć się po pokładzie czy też innych powierzchniach, wyposażyłem jacht w pełny komplet urządzeń do cumowania tj. knagi, półkluzy i kluzy.
Knaga cumownicza na rufie, za nią na życzenie właściciela jachtu, gniazdo do małego flagsztoka i na linii pawęży półkluza cumownicza.
Widok rufy z lewej burty. Na pawęży zamontowany bardzo zgrabny pantograf do silnika. Pantograf do silników do 10KW.
Dziobowy osprzęt cumowniczy: duża knaga na pokładzie dziobowym i półkluzy dziobowe.
Przy rzucaniu kotwicy z dziobu linę kotwiczną prowadzimy przez "kluzy" na sztagowniku, które zostały wykonane w formie kółek średnicy wewnętrznej 16mm z pręta fi 6mm.
Z przodu sztagownika wspawane jest ucho cumowe z pręta o średnicy 8mm. Więcej o sztagowniku mojego projektu napiszę przy osprzęcie żaglowym.
Knagi zamontowane na wewnętrznych ściankach falszburt mogą spełniać kilka funkcji: mogą służyć do knagowania szotów żagli (choć na śródlądziu nie powinniśmy tego robić), można na nich knagować cumy rufowe prowdzone przez półkluzy na rufie lub knagować np. szpringi rufowe wyprowadzone do przodu na zewnątrz przez luwersy na falszburtach.
W falszburtach były wycięte brzydkie otwory o nieciekawych krawędziach. Wywnioskowałem, że otwory te mają służyć do wprowadzenia do wewnątrz kokpitu szotów genuy, które to szoty i żagiel prowadzi się "za" wantami. Ponieważ przede wszystkim jestem żaglomistrzem, postanowiłem wykończyć te brzydkie otwory przy pomocy luwersów do żagli. Luwersy o średnicy 30mm zagniotłem przy pomocy jarzma w kształcie litery C, które wykonałem z ceownika stalowego 120mm i hydraulicznego podnośnika o udźwigu 5 ton. Ciężko było ale efekt jest chyba widoczny, że estetycznie to wygląda.
W najszerszym miejscu kadłuba, przy podchodzeniu do nabrzeża burtą należałoby wyłożyć odbijacze. W związku z tym do tego celu na ściankach kabiny zamontowałem odpowiednie ucha. Ktoś powiedziałby, że przecież na dachu nadbudówki widać kipy szotów foka. Nie, kipy są przeznaczone do szotów a nie do wieszania odbijaczy !
Kosz dziobowy jaki był na tym jachcie przypominał swoim kształtem harpun zakończony ostrym szpicem, należało więc kosz wykonać na nowo.
Wykonanie kosza zleciłem specjalistycznej firmie. Ktoś może powiedzieć, że ten kosz dziobowy na tej łódce to jak "kwiatek do kożucha" ale jest całkiem zgrabny i spełnia też kilka funkcji: przede wszystkim zabezpiecza załoganta pracującego na pokładzie dziobowym przed niekontrolowanym wypadnięciem za burtę (zawsze jest się czego chwycić), służy do podwieszania z przodu odbijaczy oraz zabezpiecza przednie żagle przed niebacznym ich moczeniem przez zsunięcie się z pokładu przy ich stawianiu, zrzucaniu czy zmianie
Właściciel jachtu postawił mnie przed faktem dokonanym przywożąc drabinkę rufową z życzeniem jej zamontowania. Znowu musiałem rozwiązać ten problem tak żeby drabinkę można było obrócić do góry, aby niepotrzebnie nie ciągła wody za sobą, a jednocześnie musiała się zmieścić swoimi podpórkami na pawęży.
Drabinka na pawęży.
Drabinka rozłożona.
Do zamontowania drabinki musiałem zprojektować dwa wsporniki o różnej wysokości. Wiadomo że pokład jest wypukły a drabinka musi być zamontowana w poziomie. Na tej fotografii widoczna jest tuleja podpory masztu po jej demontażu, ale o tym napiszę przy osprzęcie żaglowym.
Prawy wspornik drabinki rufowej.
cdn.....
Jacht Kaczorek - remont kapitalny. Część 5« poprzednia | następna »Jacht Kaczorek - remont kapitalny. Część 7 |
---|
Komentarze
Nie ma suchego gnicia. Jest tylko mokre. Czy komuś zgnił polakierowany mebel w domu? Nie, gnije tylko mokre drewno. To jakaś kompletna bzdura, niczym nie uzasadniona, która pojawiła się na świecie wraz z forami internetowymi, gdzie każdy może powtórzyć idiotyzm, inny go powielić i tak powstają nowe religie. Niestety dotyczy to również odwiecznej sztuki szkutniczej. Drewno się LAKIERUJE z każdej strony, aby nie nasiąkało, a olejowanie wnętrz jest jedynie uproszczeniem sobie życia, które popieram. Gnicie "suche" to tylko takie, gdzie kiedyś coś już nadgniło (wdał się proces na mokro), potem wyschło, ktoś to czymś zakrył, a gnije sobie po kryjomu dalej, gdyż w tej fazie wilgoć już nie jest bardzo potrzebna, choć przyśpiesza proces. Zapłacę 1000 PLN za kawałek drewna, który ZGNIŁ bez kontaktu z wodą. Pozdrawiam.
od wewnątrz zabezpieczyłem starą tradycyjną metodą tj. zostały zagruntowane dwukrotnie naturalnym pokostem lnianym, podgrzanym do temperatury 60 stopni C aby pokost dobrze się wchłonął, a następnie wszystko pomalowałem pięciokrotnie naturalnymi lakierami alkidowo-ftalowymi. Pierwsze warstwy lakieru malowałem lakierem rozcieńczonym pół na pół z rozcieńczalnikiem w celu dobrego wchłaniania się lakieru w drewno. Każda następna warstwa była nakładana coraz mniej rozcieńczanym lakierem. Na zagruntowane pokostem drewno nie można nakładać lakierów chemoutwardzalnych gdyż lakiery takie nie związałyby się z podłożem. Sam jestem właścicielem drewnianego, dziś już ponad dwudziestoletniego jachtu, który budowałem pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku i do dziś jego wnętrze jest nic nie zniszczone, a malowałem je tą samą metodą. Warunek jest jeden kadłub musi być SZCZELNY i dobrze po sezonie wietrzony. Najsłabszymi punktami drewnianych kadłubów są wiązania skrzynek mieczowych, ale akurat w opisywanym przeze mnie Kaczorku tego problemu nie ma.
Skipper
Wojciech B
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.