Druga część remontu i "kruczki" Piotra.
Na razie napotkałem mały problem pod tytułem szlifowanie laminatu.
Na sklejce są 3 warstwy tkaniny 200 g/m2 więc siłą rzeczy nie jest to idealnie gładka powierzchnia.
Najpierw na całość nałożyłem warstwę szpachlówki - nierówności było dużo, więc nakładanie na 90% miejsc mijało się z celem. Oczywiście szpachlówka miejscami była bardziej grubo, a miejscami zupełnie symbolicznie.
Szlifowałem całość ręcznie papierem 40, aby ściągnąć wierzchnią warstwę szpachlówki w najbardziej "wypukłych" miejscach.
Następnie szlifierka oscylacyjna/częściowo ręcznie papierem 120, potem ręcznie papier 240 i na koniec ręcznie 320. W międzyczasie oczywiście w niektórych miejscach szpachlowałem. Jak słusznie podejrzewacie, po tej pracy obwód bicepsa dochodzi do 50 cm. Po ostatnim szlifie powierzchnia dna wyglądała bardzo ładnie. Aż do czasu kiedy położyłem dwie warstwy podkładu (ma srebrny kolor) pod antyporostówkę.
Znalazło się kilka małych rys, czy drobnych zagłębień, ale to łatwo wyprowadzić - odrobina szpachlówki i jest ok.
Gorzej, że powierzchnia nie jest idealna. Tzn. patrząc "makroskopowo" odstaje od wyjętych z formy mydelniczek. Dnem się jednak bardzo nie martwię, to różnice 1-2 mm odstępstwa od idealnego przebiegu krzywej, poza tym dna nie widać. Ale chciałbym aby burty były idealne. Czy jest to możliwe, czy też takie gładkie burty wymagają po prostu formy?
Czy takie efekty osiąga się używając długiej deski z papierem ściernym, czy są jakieś inne specjalne narzędzia? Wcześniej przeszlifowałem sklejkę pod laminat i powierzchnia była bardzo równa, ale jak to osiągnąć na laminacie?
Adam:
Piotrze - Oczywiście że specjalne narzędzie - to właśnie ta długa deska :]
Powinna mieć uchwyt dwuręczny i im dłuższa tym lepiej - tak na moje oko powinieneś wziąć min 60 - 80 cm jeśli oczywiście obejmiesz rękami. W praktyce przy większych kadłubach są nawet 2 lub 3 osobowe deski....
Inaczej nie uzyskasz płynnych linii... Dobry papier wodny, dobry szpachel (w małych ilościach) i jazda....
Poniżej fotka takiej właśnie małej "maszyny"
Spróbuj zastosować metodę "kolorów"
Czyli : szpachlujesz cienko i szlifujesz deską, jak wydaje Ci się że jest ok przemaluj całość bardzo cienko jednolitym kolorem innym niż kolor szpachli - po czym przeszlifuj deską kadłub - na pewno zobaczysz miejsca plamiaste - czyli takie gdzie masz kolor nałożonej farby i miejsca gdzie jest kolor poprzednio kładzionej szpachli bądź laminatu. Te właśnie "stare" miejsca to "górki" a te w których pozostała farba to "dołki" teraz musisz podjąć decyzję - czy szpachlować dołki czy szlifować górki - a co robić zależy od tego czego jest znacznie więcej.
Jeśli generalnie masz kilka dołków to szpachluj - jeśli masz kilka górek szlifuj.
Jak to zrobisz malujesz kolejny raz farbą i jazda od nowa to samo..... aż uzyskasz efekt "cały kadłub bez farby".
Można też zamiast farby zakreskować kadłub ołówkiem - gęsto kreska przy kresce i postępujesz tak samo jak w powyżej opisanej metodzie "farbowej"
To żmudna praca , efekt można uzyskać "lustrzany" z idealnym przebiegiem linii, jednak przeanalizuj czy warto poświęcić tyle czasu na to. Może w tym czasie lepiej zrobić inne ważne na jachcie rzeczy?
Powyższa metoda jest ważna dla obłych kadłubów gdzie bardzo wyraźnie widać wady linii. Przy Twoim kadłubie może puścić wzdłuż pasek kontrastowego koloru który doskonale odwraca uwagę od ewentualnych niedociągnięć...
Pozdrówki
Adam
********
Leo828 zapytał:
PioBia, mógłbyś opisać w jaki sposób kleiłeś wzdłużniki (te z dwóch cieńszych listw) i jak je profilowałeś.
U mnie wzdłużnik burtowy (burta-backdeck) to decha 35mm x 100 mm. Raczej nie mam szans na wygięcie go do profilu w moich warunkach, więc myślę o tym żeby zrobić go z dwóch warstw. Jakie pułapki mnie czekają?
I pytanie do wszystkich którzy używali iroko: jak sprężysty jest ten rodzaj drewna w porównaniu do np: z wykłej sosny? Pytam, bo będę po nowym roku zamawiał drewno i muszę wiedzieć czy te wzdłużniki będę robił 35 x 100 mm czy klejone....
********
Temporalis napisał:
Iroco to twarde lekko tłustawe drewno. Bardzo "światłoczułe" ale nie butwiejące w wodzie. Do sosny nie ma żadnego porównania. Fizycznie bliżej mu do dębu.
Do klejenia elementów konstrukcji powierzchnie klejone dobrze jest odtłuścić. Przy szlifowaniu do szlifierki podłączać trzeba odkurzacz albo zakładać maseczkę bo pył jest bardzo duszący. Cienkie elementy moim skromnym zdaniem zdecydowanie bardziej sprężyste niż dębina. Grube dębowe elementy giąłem na gorąco ale iroco jeszcze nie próbowałem
Gięcie i profilowani wzdłużników jest dosyć łatwe.
Zgodnie z sugestią projektanta wzdłużniki obłowe i pokładowe kleiłem z dwóch warstw materiału.
Po kolei wygląda to tak:
1. zamocować wzdłużnik wewnętrzny do pawęży (u mnie klej + 2 wkręty oraz tymczasowo ścisk),
2. obłożyć ręcznikami zamoczonymi w gorącej wodzie na długości 3-4 m,
3. Po 3-5 minutach mocować wzdłużnik do kolejnych wręg
4. I tak, aż do dziobnicy
5. wzdłużnik zewnętrzny robić tak samo (obkładając gorącymi ręcznikami), Ja nie mocowałem go ogóle wkrętami, wyłącznie klej + ściski (70 ścisków na 6 m wzdłużnik to tak na styk, na Twojej łodzi zaryzykowałbym i 150 ścisków).
Bez namaczania (lub parowania w parowniku) u mnie nie było możliwe odczepienie ścisków (wzdłużnik bardzo silnie próbował się wyprostować). Całość robiłem po kolei - kiedy zamocowałem wzdłużnik wewnętrzny i odczepiłem ściski, zabierałem się dopiero za zewnętrzny.
Brak wkrętów na etapie wzdłużnika zewnętrznego wiąże się z koniecznością późniejszego profilowania - wkręty trzeba by zagłębiać, a i tak część z nich byłaby odkręcana.
Profilowanie jest łatwe, wymaga tylko dokładności i cierpliwości. Całość prac z nim związanych robiłem po sklejeniu wzdłużników. Przebieg wręg pozwala na dokładne wyprofilowanie wzdłużnika na ich wysokości. Pomiędzy wręgami przykładasz pas sklejki, układasz go pod różnymi kątami i wyraźnie widzisz, czy trzeba jeszcze strugać, czy wystarczy.
Moim zdaniem należy to robić ręcznie, strug elektryczny jest zbyt niedokładny. Sam zobaczysz, że ta czynność idzie dosyć łatwo. Jeśli zbierzesz zbyt dużo materiału, zawsze możesz dokleić pas drewna.
Jeśli nie jesteś pewny, czy jest dobrze, poczekaj do poszywania, zawsze tych parę ruchów heblem możesz wykonać dopasowując rzeczywisty kawałek poszycia.
Piotr
Leo828 zapytał:
Czy musiałeś kleić listwy z których wykonałeś wzdłużnik czy miałeś je w jednym kawałku? A jeśli tak, to czy zewnętrzną (tą doklejaną) ukosowałeś czy łączyłeś "do lica"?
Listwy łączone są z dwóch odcinków. Miałem deski ok. 4.0 m, a potrzebowałem ponad 6 metrowych. łączenia ukosowałem (wychodziło mi jakieś 1:12). Do ukosowania najlepiej zrobić korytko z trzech desek. Kiedy próbowałem układać wzdłużnik bez nagrzewania ręcznikami, połączenie pękało w okolicach tego łączenia.
Jeśli mnie pamięć nie myli to było to 18x40 mm. Nie mam pod ręką dokumentacji. Czyli denny i burtowy 18x40 mm, natomiast obłowy i pokładowy 36x40.
Po zastosowaniu gorących ręczników nic już nie pękało, wzdłużnik trzymał nadany kształt. Ale dobrze rozumiem chęć dodania nakładki - lepiej jak będzie 2x za mocne, niż 0.2 x za słabe ;-)
Drewno - sosna z suszarni, nie sezonowana. Nie jest to ideał, ale tylko tym dysponuję. Rozważałem dąb, ale gięcie dębu....
W projekcie w odpływach kokpitowych zastosowano schemat: przejście burtowe - zasuwa klinowa - tuleja - wąż giętki - przejście burtowe.
Nie spotkałem się dotychczas z zasuwą w odpływie kokpitowym.
Jaki jest cel jej stosowania (6 osób w kokpicie i zejście kokpitu poniżej linii wodnej?)?
Czy można zastąpić zaworem kulowym? Czy można w ogóle nie stosować zasuwy?
Rzecz jasna kokpit jest powyżej linii wodnej.
Hun napisał:
Każde przejście burtowe poniżej linii wodnej lub blisko linii wodnej ( a najlepiej każde) powinno być wyposażonwe w odpowiedni zawór.
Zasuwa jest mniej wrazliwa na zanieczyszczenia, które niszczą teflonową "sferę" w zaworze kulowym.
Tam gdzie jest giętki wąż nie odważyłbym się pływać bez zaworu. Miałem kiedys instalację odpływową bez zaworu, ale była zrobiona z rur giętkich oblaminowanych w całości.
Niby proste, ale bardzo trudne w czyszczeniu (zawsze się szymś zapcha).
Tak wygląda zawór z zasuwą: | A tak zawór kulowy |
Zdjęcie pochodzi ze strony www.sklep.pgi.com.pl/
*****
Wnętrze doprowadzone do porządku, jestem w trakcie malowania zenz, skrajnika dziobowego i achterpiku.
Zabieramy się z wolna za zabudowę, jest tu jednak wiele znaków zapytania. Najchętniej wstawiłbym na razie dwie hundki, a szafkę zostawił na "po sezonie".
Nie wiem, czy chcemy mieć zlew z odpływem, czy nie, czy kuchenka 1-, czy 2-palnikowa, czy trzecia koja powinna być, czy lepiej zrobić cały przód kabiny jako szafki.
Po sezonie będziemy wiedzieć jak się gotuje na Misiu, w ile osób zwykle pływamy, jakie szafki na prawdę są potrzebne.
Z drugiej strony można zacząć od trzymania się dokumentacji, a ewentualnie potem przerabiać.
boSmann napisał:
Zabudowując Misia (Maka też) poświęciłem arkusz pilśni na różne symulacje.
Warto było.
Wpierw obejrzałem dokumentację, potem zacząłem sobie wyobrażać co i gdzie chcę schować, jak będę wykonywał różne czynności itp.
Po stworzeniu jakiejś wizji przymocowałem listewki i z pilśni robiłem imitacje różnych szafek, półek itd.
Jak to już było gotowe to przeprowadziłem test z kolegą. Poruszaliśmy się, gotowali oraz wznosili toasty. Dzięki temu było całkiem ergonomicznie a co ważne były to łódki gdzie nie trzeba było pić
Na LB hundkoja i koja dziobowa, na PB hundkoja i szafki (podobnie jak w planach) .
Ta dziobowa szafka w części podpokładowej była do samego pokładu a w części pod pokładówką miała obniżenie na kardan z kuchenka 2 palnikową.
Nad kojami były jaskółki (piętrowe) i wewnątrz podzielone .Podczas siedzenia wygodnie się o nie można było oprzeć (efekt przymiarek) . Nie mogą zbyt nisko schodzić nad koje, żeby nie przeszkadzały w spaniu.
Na małej łódce, no dobra, na średniej wielkości jachciku zasadniczo wszystko wykonuje się siedząc więc ważne jest takie zorganizowanie aby wszystko było w zasięgu ręki.
Robiąc zabudowę, pamiętaj też o zapewnieniu przepływów powietrza.
Tam była jeszcze wąska szafeczka między koją a szafką (na PB) na dole miała jaskółkę dostępną od wezgłowia koi (na różne podręczne drobiazgi hundkowego spacza), częśc górna otwierana klapką to było miejsce na różne butelki; olej, mleko itp)
Teraz to chyba bym też zrobił hundkoję na PB do samej pawęży, zyskując trochę miejsca w mesie.
****
Po poszyciu burt i dna przyszedł czas na wykończenie powierzchni i rantów sklejki.
Czynność częściowo wykonana strugiem elektrycznym, potem wykończenie strugiem ręcznym i papierem ściernym.
Wszystkie główki wkrętów (uprzednio zagłębione na 1-2 mm) zostały zaszpachlowane (epidian 61 + TFF + mikrobalony). Niektóre wkręty zostały wkręcony zbyt blisko krawędzi. Wówczas wykręcaliśmy je, dziurę rozwiercałem wiertłem fi6 i w ich miejsce mocowałem kołki drewniane na klej.
Miejsca te widoczne są przy oble jako czarne kropki.
Kolejnym krokiem było wykończenie dziobnicy.
Tu niestety nie popisałem się...
Zamówiłem u stolarza (pozdrawiam) solidne drewno na dziobnicę. Pan spisał się na medal - zaoferował 15-letni sezonowany jesion, o gęstym słoju, piękny kawałek drewna. Jesion nie jest zalecany na zewnętrzne elementy łodzi, z racji na średnią odporność na działanie wody, jednak planowaliśmy laminowanie burt, zatem uznaliśmy, że nie jest to problem. Przyniosłem wymiary dziobnicy do stolarni (wzięte z planów Misia) i przez ponad 4 h stolarz obrabiał początkowo bardzo gruby kawałek drewna.
Następnego dnia pędziłem z uśmiechem na twarzy do jachtu, przypominając pewnie Pieńkową Damę z Twin Peaks ("mój pieniek coś wie...").
Radość trwała krótko - dziobnica była za krótka o 5 mm na bokach.
Rozmiar teoretyczny nie zgadzał się z praktycznym. Wystarczyło wziąć wymiar z jachtu, a nie planów.
Ostatecznie dziobnica (poprawnie: nakładka dziobowa) powstała z kilku warstw sklejki 6.5 mm, a ostatnia warstwa to dębina (20 mm).
Całość obrabiana z grubsza elektrycznym strugiem i na gotowo strugiem ręcznym i papierem ściernym
W sumie dziobnica jest bardzo twarda, wygląda solidnie, a za zamontowany trzema śrubami sztagownik (zgodnie z dokumentacją, przelotowo) podnosiłem cały kadłub i nic nawet nie zatrzeszczało.
Wstępnie temu bardzo istotnemu elementowi ufamy.
** Dodano: 2009-01-29, **
Po dokładnym wyszlifowaniu kadłuba rozpoczęliśmy laminowanie.
Pozwolę sobie wkleić relację "na gorąco" z wątku dotyczącego laminowania:
Laminowałem Epidianem 61 + TFF + tkanina 200 g/m2. Najpierw przygotowanie powierzchni potem grunt rozcieńczoną żywicą.
Pierwsza warstwa to sekcja dziobowa + dno. Następnie dwie warstwy na całym kadłubie. Poszło około 11 kg Epidianu + niecałe 2.5 kg TFF.
Wagi odmierzane wagą elektroniczną (do wyrzucenia po laminowaniu, mimo starań cała brudna). Pracowałem w około 14-15 stopniach C, wilgotność na poziomie 60%.
Zaczynałem od dawek na poziomie 150 g żywicy (podaję samą wagę epidianu), po uzyskaniu wprawy skończyłem na stałych porcjach 246 g epidianu.
Używałem zgodnie z radą Bosmana pędzli 3-calowych, płaskich z przyciętym włosiem (do około 1,5 cm). Naczynia i narzędzia co 30 minut myłem acetonem. W sumie poszło na odtłuszczanie i mycie około 5 l acetonu.
Laminowałem powoli i dokładnie, efekt jest dobry. Laminowanie jest bardzo łatwą czynnością, w stosunku do niektórych prac w drewnie.
Na pierwszej fotce kadłub zagruntowany jedną warstwą żywicy z rozpuszczalnikiem (warstwy nie pamiętam, al przemiły Pan w gdańskim Laminopolu na pewno chętnie doradzi czego użyć *).
Kolejne zdjęcia w trakcie i po położeniu pierwszej warstwy laminatu.
Potem zajęliśmy się już tylko laminowaniem, aparat poszedł w odstawkę.
Laminowanie rozpocząłem rano (około 9:00), do 18:00 laminowałem sam, potem dołączyła żona.
Skończyliśmy o 3 w nocy następnego dnia.
* dawno nie spotkałem się z tak "uprzejmym" sprzedawcą. Potraktowałem to jako lekcję pokory i darmowe przeniesienie w czasie w lata 80-te
Nok napisał o "wpadce" z dziobnicą:
Takie rzeczy się zdarzają. To normalne, że człowieka coś zaćmi w takim ferworze tworzenia.Przyznam się, że mam satysfakcję z dopingowania Ciebie moją pracą. Trzeba sobie wyznaczyć jakieś popychadło by robota szła do przodu. Dla mnie nim jesteście Wy wszyscy. Dobrze Ci idzie Piotrek. Trzymam kciuki za Twoją pracę. A swoją drogą to musiałeś się nieźle zmordować tak długim laminowaniem.
Kolejny etap - szlifowanie. Szlifowanie rozpocząłem tydzień po laminowaniu. Warstwa wierzchnia była jednak nieco lepka. Trudno ując to słowami, po prostu nie była tak twarda jak laminat 0.5mm głębiej. W dotyku całość była twarda, ale przy szlifowaniu bardzo szybko zatykała papier.
Pierwszy szlif robiłem szlifierką oscylacyjną, papierem 40.
Papieru poszło bardzo dużo. Udało się zdjąć tą warstewkę wierzchnią.
Powierzchnia pozostała bardzo nierówna, dlatego całość pociągnąłem warstwą szpachlówki, wyrównując gumową pacą.
Nie chciałem szlifować samego laminatu, a dzięki temu uzyskałem dobrą bazę do dalszej pracy.
Zadowalającą dokładność w stosunku do szlifierki oscylacyjnej dawała ręczna robota, dlatego potem pracowałem ręcznie używają papierów kolejno 40, 120, 180 i 320.
Po kilku dniach pracy uznałem, że szkoda czasu na szlifowanie całego kadłuba i skupiłem się na części dennej. Po oszlifowaniu mogłem ją pomalować i obrócić kadłub.
Burty można robić na odwróconym kadłubie. W sumie szlifowałem 3 tury (szpachla - szlif), efekt wydawał się zadowalający.
Nie używałem długiej deski, ale mądrzejszy o doświadczenia "denne" użyję jej do burt.
Linia wodna.
Jacht nie został wypoziomowany wzdłużnie na helingu.
Zatem linia wodna biegła nieco po skosie.
Aby dokładnie ją wyznaczyć na końcach helingu przymocowałem dwie kantówki. Punkty linii wodnej na dziobie i rufie znałem z planów. Przeniosłem je przy pomocy poziomnicy na kantówki.
Następnie rozpiąłem pomiędzy nimi linkę, wiążąc w punktach uprzednio zaznaczonych. Teraz trzymając poziomnicę poziomo posuwałem się wzdłuż linki, co 2-3 cm zaznaczając punkt na kadłubie.
Potem wystarczy wszystkie punkty połączyć przy pomocy taśmy malarskiej i można malować. N
Niestety przy malowaniu postanowiliśmy być mądrzejsi niż poziomnica i nieco przesunęliśmy taśmę na dziobie (na długości 50 cm, mniej więcej 20 cm od dziobnicy). Dopóki kadłub był odwrócony wszystko wyglądało idealnie, dopiero po powrocie do pozycji kilem na dół uwidoczniła się falka. Niby to tylko 5 mm, ale widać wyraźnie, że linia nie jest równa.
Ponieważ obecnie trudno ją równo zeszlifować planujemy domalować 5 mm aż do samej dziobnicy.
Linia wodna też będzie tam szersza, więc będzie wyglądać, że tak miało być.
Nakładanie antyporostówki.
Zdecydowałem i zastosowaniu produktów firmy International. Nie jest to najtańsza firma, za rok powiem czy było warto.
Wybrałem Cruiser Uno, z podkładem Primocon.
Już po pierwszej warstwie podkładu uwidoczniły się nierówności powierzchni (brak długiej deski do szlifowania się kłania).
Ogólnie dno jest gładkie, ale nie jest to ideał. Przy burtach pewnie zeszlifowałbym podkład i dalej szpachlował, ale uznałem, że jak na dno to ujdzie.
Potem pojechałem do Gdyni pooglądać podwozia wyslipowanych jachtów i teraz jestem pewien że to co mam w zupełności wystarczy.
Zarówno Primcon, jak i Cruiser Uno są bardzo wydajne, nakładają się łatwo i bez wysiłku. Bardzo przyjemna robota.
Aby przyspieszyć schnięcie wkładałem pod kadłub grzejnik elektryczny (tani, marketowy konwektor) 2 kW, co czyniło powierzchnię ciepłą (mniej więcej 20C).
W sumie poszły trzy warstwy Primoconu (1,5 puszki) i dwie Cruiser Uno (jedna puszka).
Obracanie kadłuba.
Najbardziej stresujący i nerwowy moment. Serdeczne podziękowania dla Wojtek63 za pomoc.
Kadłub obracały 4 osoby: Wojtek, gospodarz garażu, żona i ja. Do dyspozycji mieliśmy 6 opon i 4 duże worki pełne trocin. I wiecie co? Poszło bez problemu.
Miś zaczyna nabierać masy, ale nie jest problemem uniesienie go z jednej burty. Wesoło było w drugiej fazie - czyli opuszczania Misia na równą stępkę. Wtedy nie ma co chwycić i ważne jest aby dobrze rozmieścić opony.
Rozważania nt. wysokości stania w Misiu. To proste, wystarczy zrezygnować z dachu podkładówki :-)
Zapomniałem o ważnej rzeczy.
Doszliśmy do porozumienia z nazwą jachtu. Będzie to "Miluś". Olszyc byłby zbyt "dorosły", a Miluś z jednej strony nawiązuje do smoczka z Kajka i Kokosza, z drugiej do nazwiska konstruktora.
Pozdrawiam
Piotrek
cdn...
Miś, cz. 3« poprzednia | następna »Miś - remont jachtu |
---|