Data | Ilość przepracowanych godzin | Czas łącznie |
06.09.2018 – 7.08.2019 | 35 h | 365 h |
I minął prawie rok przez który zbierałem się aby napisać ostatni artykuł. Tak jak planowałem 15.09.2018 r. łódka została zwodowana i opływana na silniku.
Pierwsze wrażenie całkiem niezłe, najważniejsze że po postawieniu na wodzie stała równo i w miarę równolegle do wyznaczonej linii KLW. Gdy pływaliśmy w kilka osób na wodzie zachowywała się wyśmienicie jednak gdy próbowałem pływać sam okazało się że ewidentnie brakuje balastu i masztu który by dociążył dziób przez co praktycznie do wysokości skrzynki mieczowej cały dziób unosił się nad wodą.
Ponieważ był to nasz ostatni weekend nad wodą łódka grzecznie wróciła do garażu a ja w wolnych chwilach zająłem się struganiem masztu oraz dorobieniem uchwytów do zamykania bakist. Struganie masztu okazało się łatwiejsze niż mogło się wydawać, naprawdę obawiałem się tego zadania ale wyszło świetnie i całkiem szybko praktycznie w jedno popołudnie udało mi się zestrugać na okrągło zarówno maszt jak i rejkę. Oraz przygotowałem sobie jeszcze uchwyty do drzwiczek w bakistach. Następnie wszystko zostało spakowane do łodzi i rozpoczęło oczekiwanie na wiosnę.
Minęło kilka miesięcy i w maju przed wodowaniem została ostatnia rzecz do dorobienia której jeszcze mi brakowało – namiot czy też jak to niektórzy nazywają tent. Tu bardzo pomocna okazała się moja mama która uzbrojona w maszynę do szycia (lekkiego) uszyła mi namiot z kodury o gramaturze 400g/m2. Miałem wiele koncepcji na to jak zaczepiać namiot do burt jednak ostatecznie uznałem że najlepsze będzie mocowanie go za pomocą obrzydliwie drogich TENAX’ów. Ponieważ łódka cały sezon stoi na wodzie cały czas musi mieć wywieszone odbijacze, a te powodują że namiot nie może zachodzić na burty. Zastosowanie tenax’ów umożliwiło uszycie namiotu który kończy się praktycznie 3 cm poniżej listwy odbojowej. W czerwcu łódka ponownie trafiła na wodę a ja na kurs żeglarski. Ponieważ robiłem go w trybie weekendowym do 20 lipca praktycznie wszystkie weekendy mi wypadły i nie miałem czasu jeszcze się nią nacieszyć ale w końcu 28 lipca mój NATOMIK bo taką nazwę otrzymała łajba odbył swój pierwszy rejs na żaglach. (niestety nie było jeszcze sesji foto pod żaglami ale jak się tylko uda to zdjęcia zostaną dodane pod tym artykułem). A jeżeli chodzi o wrażenia to na żaglu płynie się nią całkiem przyjemnie, łódka chodzi całkiem dzielnie na wiatr jedynie dwie rzeczy wymagają drobnej zmiany dla poprawy komfortu. Pierwsza z którą za bardzo nie wiem co zrobić to bloczek tali zamocowany do żagla - podczas gdy żagiel zaczyna łopotać może wybić zęby gdy siedzimy przy sterze. A druga rzecz która mogła by mi ułatwić życie przy pływaniu w pojedynkę to przeciągnięcie fału grota do kokpitu co ułatwiło by mi znacznie zrzucenie żagla trzymając jednocześnie ster – gdy ma się załogę to nie problem jednak samemu przy silnym wietrze to robi się mała motka.
I na tym kończę moją relację, mam nadzieję że okazała się pomocna dla wszystkich którzy próbują realizować swoje marzenia za pomocą wyrzynarki i beczki z żywicą J.
DZIENNIK BUDOWY, Podejście nr 26 – koniec wakacji a statek w garażu« poprzednia |
---|
Komentarze
Andrzej
Chodziło Ci chyba o kontrfał grota, do zrzucania. U mnie się nie sprawdza. Blokuję ster (guma zaczepiona o kluzy i wyblinka na rumplu) i idę do masztu, co jakiś czas muszę wrócić do rumpla i skorygować. Kontrfał musiałby być z kilku linek zaczepionych co powiedzmy 2m. Ale u mnie są pełzacze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.