Data | Ilość przepracowanych godzin | Czas łącznie |
29.06 - 06.09.2018 | 118:30 | 330 |
Minęły dwa miesiące od ostatniego wpisu, a ja patrząc w historię moich prac odpycham od siebie napisanie kolejnego artykułu z dnia na dzień. Im więcej do opisania tym trudniej jest mi się zebrać aby cos napisać. Fakt jest też taki, że każdą wolną chwile próbuję wykorzystać na skończenie łodzi, więc często prace kończą się grubo po północy a rano trzeba wstać do pracy. Okres urlopowy również wpłynął na to że część prac odwlekła się w czasie, no ale krótki wypoczynek każdemu się należy. Zmierzając do celu, po zakończeniu mało przyjemnego i wyjątkowo monotonnego etapu przygotowań który w instrukcji pana Andrzeja dołączonej do projektu zawierał się w jednym krótkim punkcie brzmiącym: ”szpachlować, szlifować, malować” moja łódka otrzymała pierwsze warstwy farby i zaczęło być znowu widać jakiś tam postęp prac. Na początek zostały wykończone na gotowo te części które było by ciężko dosięgnąć po wklejeniu pokładów. Oczywiście miejsca gdzie mają być jeszcze wklejone dodatkowe listwy stanowiące wsporniki pod pokłady zostały zamaskowane taśmą aby nie kleić później listew do farby oraz zamknięcia przestrzeni bagażowej)
Skrzynka mieczowa została w końcu pomalowana od wewnątrz,
oraz przygotowana została spodnia część pokładu dziobowego
Nadeszła więc pora aby przygotować ostatni element który nie był do tej pory wycięty czyli pokład, więc przypomniałem sobie jak używać mojego przyrządu do ukosowania i tak oto powstał ostatni element układanki.
Kolejne kilka kilogramów do całości projektu dodały wszelkie dębowe wsporniki pokładu
Oraz w końcu na swoje miejsce trafiła skrzynka mieczowa.
Równolegle z powyższymi pracami została zabezpieczona spodnia część pokładu abm nie mósiał się później czołgać po podłodze
Ostatnim krokiem przed wklejeniem pokładu było zapakowanie pierwszych „bagaży”. Komory wypornościowe zostały wypełnione workami z kulkami styropianu – może nie najlepsze wypełnienie ale w razie problemów zawsze łatwo będzie je usunąć wciskając do komory wąż od odkurzacza.
Zbierając wszystko co miało jakąś masę w garażu i jego okolicach udało mi się wkleić pokład (znowu chwyciła mnie płónoc :) )
A następnego dnia przyszła paczka z Nauticonu a w niej:
Po zdjęciu całego balastu krawędź pomiędzy pokładem a burtą została wyprowadzona na okrągło moją ulubioną mieszanką epidian 5 + pac + pył drzewny. (jeżeli zanim stwardnieje przetrze się ją delikatnie szmatką obficie nasączoną rozpuszczalnikiem do epoksydów wychodzi piękna gładka powierzchnia której nie trzeba później szlifować – szkoda że tak późno to odkryłem). Następnie całe połączenie zostało zalaminowane.
Po zakończeniu prac „laminarskich” pokłady zostały zagruntowane lakierem bezbarwnym aby w razie zachlapania białą farbą łatwiej było je wyczyścić, na burtach zostały zamaskowane taśmą miejsca pod kołki dystansowe do owrężnicy i wszystko co miało być białe zrobiło się białe.
Następnie znowu zabawa z taśmą aby podczas wklejania kołków nie pobrudzić burt żywicą, swoją drogą maskowanie taśmą przed malowaniem lub klejeniem zajmuje mi zdecydowanie więcej czasu niż sam proces malowania.
A tak to wyglądało już po wklejeniu
A po dwóch dniach wszystko już pięknie błyszczało
Najbardziej pracochłonny etap dobiegł więc chyba do końca.
Kolejnej czynności nie byłem już wstanie przeprowadzić sam, trzeba więc było skrzyknąć ekipę do przewrócenia łodzi (w ferworze walki jednak zapomniałem im zrobić zdjęcia, dziękuję jednak wszystkim którzy przybyli za pomoc).
Po krótkiej przerwie na kawkę, wraz z moim dzielnym pomocnikiem (a pewnie przyszłym armatorem) zabraliśmy się za wykończenie dna.
Dzięki temu że burty zostały zalaminowane już wcześniej, do zalaminowania pozostało mi tylko dno, ponieważ temperatury na dworze przekroczyły 35 stopni, za laminowanie zabrałem się po 21. Metoda z rozprowadzaniem żywicy raklą którą polecił mi Adam pod jednym z postów sprawdziła się rewelacyjnie.
Przyszła pora na wklejenie stępki i jednego z pierwszych elementów który powstał i zalegał cały czas pod ścianą (skeg)
Następnie znowu monotonny i mało przyjemny etap szpachlowania i szlifowani, tym razem przydała się szlifierka mimośrodowa która do tej pory była niewykorzystana -wewnątrz łodzi zdecydowanie łatwiej szlifowało się zwykłym kółkiem szlifierskim na wiertarkę. Gdy już wszystko zostało wygładzone do poziomu zadowolenia łódka została pomalowana podkładem epoksydowymi i zaczęła już „jakoś” wyglądać.
Przy przewracaniu łodzi w końcu poczułem prawdziwą masę łodzi i doszedłem do wniosku że slipowanie jej na plażę po zakończonym pływaniu może nie być wcale takie proste jak mi się wcześniej wydawało i może okazać się że łódka cały sezon jednak spędzi w wodzie, w związku z czym część podwodna zostanie pokryta w związku z czym konieczne okazało się wyznaczenie KLW. Bez poziomicy laserowej było by to chyba niemożliwe.
Jak już wspomniałem w temacie, założony cel niestety nie został osiągnięty (wodowanie w wakacje) jednak ciągle mam nadzieję że jeżeli pogoda nie pokrzyżuje planów w weekend 14-16.09 łódka zostanie zwodowana – co prawda bez masztu który pomimo iż jest już sklejony (Arek jeszcze raz dziękuję za pomoc, wsparcie i użyczenie warsztatu), niestety nie zostanie dokończony ale może chociaż uda mi się wypróbować kupiony w lutym silnik. To już chyba ostatnia tak długa relacja, do zakończenia projektu zostało naprawdę już niewiele :)
DZIENNIK BUDOWY, Podejście nr 25 – do malowania jeden krok« poprzednia | następna »DZIENNIK BUDOWY, Podejście nr 27 – FINISZ |
---|
Komentarze
Pozdrawiam
Mógłbyś napisać coś więcej o wyrównywaniu szpachlówki szmatką nasączoną rozpuszczalnikiem? Czy używałeś zwykłego rozpuszczalnika do wyrobów epoksydowych (takiego z marketu) czy bardziej dedykowanego? Czy mieszanka E5+PAC+pył drzewny musi być gęsta?
Ja wyrównywałem szpachlówkę (LH160+H136/E5+Z1+mikrobalony/bawełna) pędzlem maczanym w żywicy (jak gips mokrym pędzlem) ale zostają ślady po pędzlu.
Ja używałem rozpuszczalnika z SeaLine. Szpachlówka musi być bardzo gęsta ale nie zagęsta ciężko to opisać - jak będzie zbyt rzadka to spłynie i nie będzie miała kształtu jaki formowałeś. Ja nakładłem wszystko co miałem do nałożenia, a następnie obficie zmoczoną szmatką przecierałem kilkakrotnie szpachlówkę która już lekko zastygała. Przy drugim trzecim przetarciu szmatka już ładnie się ślizgała po spoinie i spoina była gładka bez żadnych śladów po szmatce. Ważne aby nie przyciskać zbyt mocno bo wtedy zdeformujesz spoinę.
Wszystkie farby w kolorach były z SeaLine (podkład również) , zgodnie z zaleceniami projektanta przed podkładem epoksydowym cała sklejka (poza elementami pod lakier bezbarwny) została nasączona żywicą (w moim wypadku 6011 + Z1). Elementy które były malowane lakierem bezbarwnym gruntowałem podkładem epoksydowym z OLIVY i na to lakierTEKNODUR. Co do SeaLine to pomimo iż posiadają specjalny rozpuszczalnik do malowania wałkiem oraz wałki to polecam jednak malowanie pędzlem wychodzi o niebo lepiej niż wałek-niestety doszedłem do tego na samej końcówce.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.