Niedzielne wodowanie odbyło się z przygodami , bo jacht stał na lawecie i na oponach (co widać na wcześniejszych zdjęciach) - zbyt wysoko aby popłynął bez wjazdu samochodem (VW Transporter T-4) do jeziora. Slip jest nieutwardzony i o bardzo małym skosie - co nie ułatwiło sprawy. Długo debatowaliśmy co z tym fantem począć, także braliśmy pod uwagę szukanie innego slipu. W końcu z braku czasu - za zgodą i na ryzyko właściciela lawety wciągnęliśmy ją linami z pomostu tak głęboko w jezioro, aż kadłub uzyskał pływalność. Później trzeba było wyholować samochód , a na końcu na linie wyciągnąć z jeziora lawetę..... Polak potrafi
Otaklowanie łódki poszło w miarę szybko, jak na to, że robiłem to sam. I to dwa razy , bo stawiając maszt jeszcze na brzegu - w pośpiechu zapomniałem przyszeklować topenanty.
Jachcik na wodzie wygląda całkiem, całkiem.....
Dzisiaj jadę na przystań dokończyć robotę czyli założyć bloczek i knagę do fału płetwy sterowej, zamontować pare innych drobiazgów. Zwinąć porządnie foka.
W praniu wyszło, że będę musiał także wymienić knagi na większe - bo te się nadają do obkładania cieniutkich lin - do cumowania zdecydowanie nie.
W sobotę jacht zostanie wreszcie opływany , o ile pogoda nie spłata figla.
"Setka " pod żaglami...« poprzednia | następna »Ostatnie gorączkowe przygotowania... |
---|