Mija kolejny rok w garażu a ja wciąż zamiast pływać remontuję swoją mahoniową motorówkę. Przede mną jeszcze przynajmniej dwa lata pracy nad łodzią zanim będzie gotowa do zwodowania. Wszyscy dookoła już zrzucili na wodę swoje jachty i żeglują na nich w każdej wolnej chwili. Siedząc tak pod garażem i patrząc na wodę wpadłem na pomysł, że przecież mogę sobie zbudować małą łódż żaglową z resztek materiałów leżących pod ścianą, które zostały po remoncie motorówki.
Czytałem kiedyś o metodzie szycia i klejenia, postanowiłem spróbować. Miałem sporo płyty pilśniowej (zwykła meblowa o grubości około 5 mm) służyła mi do robienia szablonów i dużą 5 kg puszkę żywicy epoksydowej, która została z zeszłego roku. Potrzebowałem jeszcze materiału do zszywania kawałków płyty i tu z pomocą przyszedł znajomy spawacz który miał resztki drutu z migomatu .
Pełen zapału i pewny, że zbudowanie zajmie mi maksymalnie trzy tygodnie zabrałem się do pracy. Na początek projekt. Z założenia miała to być mała łódka (1-2 osoby) , którą mógłbym sam wozić z garażu na slip i z powrotem. Chciałem też żeby wyglądała jak mały kuter pławicowy z XIX w. (dziób i rufa o takim samym kształcie).
W pierwszy wolny weekend rozpocząłem budowę. Z czterech kawałków płyty pilśniowej powstało dno, a kolejnych czterech pasów pilśni burty. Dla usztywnienia konstrukcji porobiłem tymczasowe rozpórki kadłuba z desek 2x4 cm (takie akurat miałem) i rozpocząłem laminowanie wnętrza łodzi. Miejsca gdzie płyta była zszyta drutem skleiłem żywicą epoksydową z wypełniaczem, żeby klej nie spływał przez szpary. Na wierzchu spoiny położyłem pasy tkaniny szklanej o szerokości około 10 cm i uklepałem pędzlem w celu wyciśnięcia powietrza z pod tkaniny. Resztą żywicy, ale już bez wypełniacza przesączyłem cały kadłub w środku żeby zapewnić mu wodoodporność.
Po wyschnięciu laminatu kadłub zrobił się na tyle sztywny, że mogłem usunąć wzmocnienia z listew sosnowych. Następnie zabrałem się za wycinanie i wklejanie grodzi, które zapewnić miały mojej łodzi niezatapialność w razie wywrotki i podstawę przyszłego pokładu ( w sumie cztery: dziobowa ,rufowa i po jednej na każdej z burt ).
Na tak przygotowane wnętrze kadłuba oraz grodzie została położona cienka tkanina szklana przesączona żywica epoksydową. Po wyschnięciu żywicy przyszedł czas na odwrócenie łodzi do góry dnem ,usunięcie wystającego drutu, poszpachlowanie nierówności i oszlifowanie całości na gładko w celu przygotowania kadłuba do przesączenia żywicą epoksydową i nałożenia przynajmniej 2 warstw cienkiej tkaniny szklanej.
Po tych zabiegach nasza płyta pilśniowa uważana przez wszystkich za bardzo kiepski materiał i absolutnie nienadający się do budowy łodzi uzyskała bardzo dużą sztywność, odporność na przebicie, a przede wszystkim wodoodporność.
Przyszedł czas na malowanie .Położyłem na całej powierzchni farbę epoksydową anty osmozową (epinox bosman 77) ,a następnie farbę poliuretanową (emapur marina) w kolorze białym.(obie farby to produkty oliva)
Tak wykończony kadłub mogłem z powrotem postawić na przygotowanym wcześniej łożu i zacząć wykańczać wnętrze .Ponieważ grodzie z płyty pilśniowej nawet oblaminowanej mogły nie wytrzymać ciężaru przyszłego pokładu i załogi, porobiłem wzmocnienia. Tu również wykorzystałem materiały dostępne w każdym garażu, czyli resztki ze starej drewnianej szafy (boki były klejone z desek sosnowych , a półki z grubej sklejki pomalowanej olejna farbą).
Ze sklejki powycinałem wzmocnienia grodzi dziobowej i rufowej oraz wręgi pod ławkami. Grodzie połączyłem ze sobą za pomocą desek sosnowych 4x5 cm tworząc jednocześnie solidne podparcie pod ławki boczne i usztywnienie całej konstrukcji. Ponieważ do grodzi dziobowej miał być mocowany maszt dodatkowo dołożyłem tam kawałek sklejki, a na dnie w miejscu osadzenia stopy masztu wykonałem podporę z dwóch kawałków tego samego materiału.
Maszt miał być wsuwany przez otwór w pokładzie i osadzony w dolnym mocowaniu, dodatkowo na grodzi dziobowej zostały przykręcone dwie metalowe obejmy (zakupione w sklepie z artykułami metalowymi ,używane do mocowania rur hydraulicznych). Cztery punkty trzymające maszt zapewniły solidne utrzymanie go na miejscu.(sprawdzone przy wietrze 5,5 w skali Beauforta)
Niestety zakładane przeze mnie trzy tygodnie na budowę i zwodowanie łodzi właśnie minęły.
Nareszcie przyszedł czas na zrobienie pokładu . Nie mogłem się doczekać tej chwili ponieważ materiałem na pokład były kawałki mahoniowej sklejki o grubości 8 mm
Już wyobrażałem sobie ten połysk bezbarwnego lakieru. Po docięciu i przymiarce udało się zrobić całość z dziewięciu kawałków różnej wielkości . Pokład został przyklejony i przykręcony do grodzi.
Sezon dobiegał końcowi i zdążyłem pomalować tylko cztery warstwy bezbarwnego lakieru, ale i tak efekt był niesamowity.
Kadłub był gotowy, brakowało jeszcze steru ,bocznych mieczy i masztu.
Jak zwykle podczas budowy czegoś o innych kształtach i z nietypowych materiałów pojawiło się sporo niedowiarków zakładających z góry że ta konstrukcja nie ma prawa pływać .
Postanowiliśmy ze znajomym zwodować mały jachcik na wodę i udowodnić że nie zatonie. Na początku runda testowa na wiosełku, łódż płynęła prosto i stabilnie. Potem pożyczyliśmy maszt i żagiel ze stojącego obok optymista , a zamiast steru używaliśmy wiosła. (zanurzenie przy dwóch osobach na pokładzie zwiększyło się o około 2 cm )
Łódż żeglowała wspaniale, niestety z braku miecza powrót pod wiatr był możliwy tylko na wiosłach.
Sezon się zakończył reszta prac została odłożona na następny rok. Pozostało zrobić : ster , bukszpryt, maszt, podwyższyć burty i zastanowić się nad mechanizmem podnoszenia i opuszczania bocznych mieczy.
Minęła zima i rozpoczął się nowy sezon .Burty zostały podwyższone listwami sosnowymi o grubości 7 mmi przyklejone obustronnie na epoksyd z wypełniaczem i zabejcowane na kolor mahoniu. Drewniany maszt od omegi został skrócony o połowę i ostrugany heblem na odpowiednią grubość w celu zmniejszenia masy.
Miecze z optymista zamontowałem obrotowo na burtach. Bukszpryt zrobiłem ze starego drewnianego bomu. Ster został wykonany ze sklejki mahoniowej na wzór tego w optymiście , wydłużyłem jedynie płetwę sterową o ok. 25 cm
Udało się też zdobyć nieużywany żagiel od Maczka ( w planach miało być ożaglowanie gaflowe -grot- fok i kliwer :) ), zdobyłem już nawet używany grot od okeji który może kiedyś przerobie na gaflowy :)
I tak oto po trzech miesiącach pracy nastąpił długo oczekiwany koniec budowy.
Pozostało już tylko ja zwodować i cieszyć się własnoręcznie zbudowaną łodzią.
Pierwsze wrażenie :
W słoneczny dzień gdy promienie odbijają się od drewnianego pokładu ma się wrażenie że siedzimy na starej drewnianej łodzi z początku wieku.
Budując tą łódż moje doświadczenie było czysto książkowe , śmiało mogę powiedzieć że każdy kto potrafi obsługiwać podstawowe narzędzia ma szanse zbudować sobie wymarzony mały jacht , jeśli tylko zechce.
Uwierz w siebie i nigdy ale to nigdy się nie poddawaj , a wszystko ci się uda .
Feniks - cd 2 - zdjęcia z budowy« poprzednia |
---|
Komentarze
Ładnie wygląda...
Pomysł świetny na małą i tanią żaglówkę która da dużo radości...
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.