SzkutnikAmator.pl

  • Zwiększ rozmiar czcionki
  • Domyślny  rozmiar czcionki
  • Zmniejsz rozmiar czcionki
Home Pasja 450 "Szuwarek" - budowa żaglówki
Pasja 450 "Szuwarek" - budowa żaglówki

Szuwarek - mocowanie szota grota

Email Drukuj PDF

Witajcie - na prośbę Wojtka zamieszczam fotkę mocowania szota grota w Pasji. Konstrukcja uchwytu nastepująca. Uszko zaczepu wypiłowałem z kawałka nierdzewki, ale myślę żę spokojnie można użyć gototowego elementu. Miałem duzo czasu i trochę kawawałków nierdzewki, a mało kasy, więc dlatego taki kształt.  Jest ono przykręcone do kawałka blaszki która z kolei jest przykręcona do pokładu. Blaszka (około 8cm na 5 cm) ma sfazowane krawędzie otworów śrub od dołu dla śrub z stożkowym łbem i dlatego leży płasko na pokładzie. Z kolei śruby którymi przykręciłem uszko od góry mają nakretki , które można odkręcic jakby co, ale ja rozklepałem , aby to juz był monolit.. Łby śrub lekko wystają z powieżchni blaszki i dzieki temu po silnym dokręceniu blaszki do pokładu nie będą się obracać gdyby przyszło jednak odkręcać zaczep.Wkręty na około uchwytu przechodzą przez sklejkę pokładu i są dobrane na długość aby nie przebiły stępki. Są wkręcone na żywicę epoksydową. Oczywiścei juz po lakierowaniu :-)

Jak na mój gust, moje mocowanie jest zbyt solidne, ale jak do tej pory nie miałem z nim żadnych problemów. Element jest praktycznie niezniszczalny :-)

Piotrek

Ps. zrobiłem dziś jeszcze więcej zdjęć podczas kolejnego pływania - myślę że już powinno być wszystko jasne :-)

 

Będę musiał jedynie wymienic w końcu te pordzewiałe oczka od bloczków. Zwykła ocynkowana stal nie wytrzymała kilku zatokowych pływań.

 

Poprawiony: sobota, 10 sierpnia 2013 00:16
 

Łódką do marzeń – czyli jak powstała moja Pasja 450 cz. 13 Pierwszy remont i modernizacja

Email Drukuj PDF

Witajcie - Sedzon w pełni i nie było czasu na pisanie na forum, ale w końcu i do tego punktu dotarłem.

 

Szuwarek juz sporo przeszedł , midzy innymi trzymanie pod chmurką w Konradzie pod kiepskimi plandekami. Wczesniej pisałem, że chciałem zrobić nową plandekę i namiot na kadłub, ale jak na razie nie zdążyłem - z resztą jak zwykle :-) . I tak dorze, bo zwiozłem łódkę do mariny jeszcze na początku lipca, co na mnie jest niebywałym osiągnięciem. W zeszłym roku była to połowa sierpnia :-(

Szuwarek w krzakach - zaraz wypływamy :-)

Przed rozpoczęciem sedzonu wykonałem tylko lakierowanie całosci pokładu, kokpitu i masztu. I jak to zwykle bywa z pospiechu wykonałem to niezbyt dokładnie, ale dopiero po zwodowaniu było widać niedokładnosci - zdażają sie gdzieniegdzie zacieki i niedomalowania. W zasadzie lakierowanie nie było potrzebne, bo lakier Oliwy Wood Premier jest naprawdę dobry i tylko w kilku miejscach zaczął złazić - na pokładzie na dziobie przy knadze, na rufie (skaleczyłem tam kiedys silnikiem) i na topie masztu, bo zawsze wystawał trochę z pod plandeki. Kokpit ma juz 5 warstw i tylko zmatowiał od chodzenia po nim. Nigdzie nie zlazł - jest bardzo twardy i odporny a przy tym jednak elastyczny.

Co do modernizacji - zdołałem jedynie dorobić ławeczkę pod masztem. Myślę że ten pomysł jest wart przedstawienia na forum , bo widze że aktualnie się kilka Pasjii buduje i może ktos będzie chciał sobie ułatwić pływanie.

Tam zawsze brakowało wygodnego siedziska - każdy kto juz ze mna pływał po zabudowie był zadowolony - wreszcie pod masztem siedzi się wygodnie i nie zsuwa do wnętrza kokpitu. Jako , że robiłem ławczkę to postanowiłem zrobić w niej przy tej okazji bakisty , aby zawsze można było coś łatwo schować. Takie szybko dostępne schowki zawsze się przydają podczas pływania - z tym się chyba każdy zgodzi.

 

Ławeczka była dość trudna do wpasowania dlatego postanowiłem boki indywidualnie dopasowywać - wiadomo małe kawałki sklejki łatwiej wpasować i przykleić niż jeden duży, a jak się nie uda to zrobić nowe bez marnowania materiału.

 

 

Tu juz wklejona - zdjęcie zrobione juz w trakcie pływania - siedzi się bardzo wygodnie - warto cos podłozyć , aby klapy i zawiasy nie uwierały :-) , ale tego nie udało mi się obejsć, bo klapy otwierają się do góry a i na nich się staje , więc muszą być solidne.

Co tu gadac - myślę że trochę przekombinowałem, bo mogłem zrobic klapy od boku , zamiast od góry i było by dużo łatwiej :-( i mniejsze sanse na zalanie wodą - ławeczka jest w lekkim skosie do góry i nie ma odpływu do kokpitu. Kąt jest jednak niewielki , ale zauważalny.

 

Otwarta klapa - widac uszczelki - takie zwykłe od okien - tanie, dobrze uszczelniają i w razie czego szybkie do wymiany. Woda mocno nie chlapie do środka i jak na razie trzy pływania kilugodzinne a wśrodku sucho. Zobaczymy jak będzie później. Zamek - zwykły meblowy z wysuwanym trzpieniem.

 

Zaczep zamka i regulowany zaczep w klapie - kawałek blaszki z nierdzewki na sprężynkach ze starch radiatorów od procesorów. Wydaje mie się ze to było najprostrze do zrealizowania mocowanie no i łatwie w ustawieniu wysokosci mocowania. Kilka obrotów w jedna lub druga strone i juz się lekko zamyka. Uszczelki jednak zawsze powoduja, że trochę trzeba klapę docisnac przy zamykaniu i otwieraniu.

Sprężynki z radiatorów procków :-) Chciałem to wywalic, a okazało się że takie drobne szpargały warto zawsze trzymać... :-) Wkręty umozliwają regulację wysokości zaczepu zamka.

 

 

Kolejne usprawnienie polega na zamocowaniu wioseł rzepami do kadłuba co by sie nie walały podczas pływania. Przykleiłem grube sklejkowe klocki na epidian i zamocowałem rzep na jeden wkręt z podkładką. Super się to sprawdziło - mozna szybko i wygodnie zaształowac wiosła i juz nie wypadają z jaskółek przy poruszaniu się po kokpicie - nie zajmuja tez w nich przestrzeni na burtach, a tam jest teraz wygodne miejsce na odbijacze.

Mocowanie rzepa :-)

 

Powyższe pomysły na modernizacje nasuneły mi się podczas używania Pasji na akwenie Górek Zachodnich.

Drobne a cieszą :-)

Na te rzepy zamocuje jeszcze sobie podstawkę pod kładzenie masztu, bo tez mi się wala jeszcze w jakókach. Zostało mi z planowanych prac przy łódce zrobić plandekę i uszyć namiot - we wrześniu ruszamy z Zalesiem na Zalew Wislany - Szkarpawą - termin już ustalony byle by pogoda dopisała - ciekawe czy uda się to zrealizować :-)

Trzymajcie za nas kciuki :-)

 

Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie i dziękuję , bo nawet na wodzie spotkałem się z pozytynymi opiniami co do moich postów, co bylo dla mnie bardzo milym zaskoczeniem :-)

Piotrek - Szkutnik amator :-)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Poprawiony: czwartek, 11 lipca 2013 17:17
 

Łódką do marzeń – czyli jak powstała moja Pasja 450 cz. 12 i co z tego wynikło :-)

Email Drukuj PDF

Witajcie.  Wreszcie po kolejnym sezonie dość intensywnego pływania, ponownie nabrałem chęci do napisania artykułu na szkutniku.

Dzięki uprzejmości Adama postanowiłem opisać tym razem jak używam aktualnie swojego kiedyś wybudowanego w pocie czoła i wbrew wielu przeciwnościom jachciku, a w drugiej części - co planuje przy nim dalej robić, bo pobyt w gościnnej marinie im Konrada pod chmurką jednak mu za bardzo nie służy . Mogę śmiało teraz przyznać , że przeszedłem z grupy ‘’tych co budują  do tych co także pływają’’ , bo bardzo długo nie mogłem się przemóc aby łódki zacząć regularnie używać.

Pamiątkowa fotka z wizyty pod Sołdkiem - dzieki motorkowi nagle wszdzie łatwo dotrzeć :-)

 

 

Tutaj pływam sobie po Motławie :-) Jak widać w kokpicie Pasji jest sporo miejsca, a na rufie można wygodnie usiąść.

Otrzymałem kilka pytań dotyczących właściwości nautycznych Pasji Mogę potwierdzić , że jachcik w moim wykonaniu doskonale sprawuje się na wodzie i dość dobrze radzi sobie w trochę gorszych warunkach jak na tak małą jednostkę. Pamiętajmy , że jacht jest przeskalowany z rozmiaru 400 do 450 co poskutkowało poważnym przybraniem na wadze. Dwie osoby są w stanie go unieść i zdjąć z przyczepki , ale już z powrotem nie da rady.

Postuj przed dalszym pływaniem.

Przy mocniejszym wietrze zaczyna być już bardzo ostro (przynajmniej dla mnie) i zwijam się raczej z wody , choć można refować… to już jest jednak bardzo mokre pływanie. Łódka ma płaskie dno i przy większych falach wali bardzo mocno w wodę i ją rozbryzguje na boki ochlapując wszystkich w kokpicie , a zwłasza tych co siedzą na przodzie .

Spokojnie zabieram czteroosobową załogę , a pływałem nawet w 5 osób plus dziecko – co prawda tylko na wiosłach wzdłuż brzegu plaży, ale jachcik nie tonął jednak pod tym obciążeniem, ba wydaje się że nawet tego nie zauważył. :-)

Na zdjęciu córka prowadzi prawie całą drogę od mariny do mostu wantowego. Ma 10 lat ale bardzo ładnie jej to wychodzi :-)

Co do pływania silnikowego – Merkury 3,5 z długą kolumną – naprawdę moim zdaniem bardzo dobry wybór no i servis silnika jest na miejscu. Z pewnością inna marka też by się dobrze sprawiła – mój wybór padł na Mercury głównie ze względu na obecność serwisu pod ręką i cenę w tej pojemności. Mocowanie które zrobiłem w postaci skrzynki sprawuje się idealnie - nie przecieka do kadłuba , a kształt uchwytu mocowania silnika na skrzynce powoduje bardzo ułatwia zakładanie i zdejmowanie silnika. A trzeba przy tym uważać, bo jest stosunkowo ciężki. Czasem trzeba nogę na skrzynce postawić, a Pasja przecież jest nieduża. Tak jak pisałem do wnętrza kadłuba nic nie cieknie, ale na wszelki wypadek dam od zewnątrz silikon , aby to dodatkowo uszczelnić połączenie skrzynki z kadłubem..  Z perspektywy czasu,  żałuję że nie kupiłem jednak silnika z biegiem wstecznym. Naprawdę to obracanie jest kiepskim pomysłem – trudno się steruje w tej pozycji nie zawsze jest czas na takie kombinowanie ,no i czasem mylę kierunek gazu w tej pozycji…

Rafał ćwiczy ciężar mostu :-) Do niedawna jeździłem tylko po nim samochodem :-)

 

Przetestowałem pływanie na prawie metrowych falach na silniku – na pełnej prędkości kadłub bardzo mocno walił w fale , aż wpadał w drgania – na szczęście  po zmiejszeniu prędkości nie było już tak groźnie. Zacząłem się obawiać , że może cos w końcu pęknąć, bo kadłub był klejony na epidian 5 + Ż1 , bez PACa . Pokonanie wiatru który wzbudził te ogromne fale nie było żadnym problemem. Po ujęciu gazu , łódka przestała przeskakiwać z fali na falę i już nie było już takich silnych uderzeń o fale. Kolumna silnika nie wyskakiwała ponad wodę i nadal płynęliśmy bardzo żwawo do przodu. Jedynie podczas wpływania do mariny pytali się nas dlaczego płyniemy beż żagli  masztu. W sumie to się nie przyznałem , że płynęliśmy tak trochę z lenistwa…

Syn zaczyna zbierać swoje piersze żeglarskie doświadczenia na razie jednak pod moim okiem :-)

 

Co do tras jakie odbyłem – wreszcie zapłynąłem aż do przystani Błotnik – w jedna stronę na żaglach , w drugą na silniku – bardzo mocno wtedy wiało i już byliśmy zmęczeni. To jednak jest kawałek… Bardzo silny wiatr od rufy przez całą trasę w jedną stronę – dawno tak szybko nie pływałem na żaglach.

 

Tu widac jaki Szuwarek zostawia kilwater za sobą – naprawdę było szybko – mocowanie want wytrzymało jak zawsze , choć były chwile kiedy bacznie spoglądałem czy czasem coś nie trzeszczy w konstrukcji…Na tej fotce

chciałem pokazać jak się pieni woda- w mocnieszym przechyle uniesiona kolumna moczy śrubę, ale to nie przeszkadza. Płyniemy do Błotnika z wiatrem momentami na motyla. Wanty naprężone na maksa - dwie osoby w kokpicie. Niestety fotki nie oddają wrażeń pływania na pełnym gazie na żaglach :-)

Parokrotnie popłynąłem na silniku oczywiście do Gdańska pod żurawia, kiedy nie było wietrznej pogody. W sumie bardzo fajna wycieczka kanałami najpierw portowymi , potem już miejskimi. Miałem tu przygodę przepływając obok mariny Gdańsk – silnik zahaczył jakąś torebkę foliową i zatkał mu się wlew wody od chłodzenia. Objaw był taki , że najpierw zwolnił , a po chwili zobaczyłem dym z sinika. W strachu - co się stalo – zgasiłem go – na szczęście po usunięciu  torby foliowej z kolumny silnik odpalił bez problemu. Ale co się najadłem strachu – to już moje . Teraz wiem , że jak silnik dziwnie zwalnia to trzeba sprawdzić czy woda z niego ciurka , a nie dodawac gazu… Na szczęscie już mi się więcej taka przygoda nie powtórzyła, a silnik przeszedł przegląd gwarancyjny bez problemu.

Pod żurawiem :-) Jakieś 40 minut płynięcia na pół-gazu z Konrada.

 

 

I w śluzie kawałek dalej... Nigdy tu nie byłem od strony wody ! A przecież mieszkam w Gdańsku.

 

 

Przerwa na grila - od strony rafinerii są fajne krzaczory gdzie można spokojnie stanąć , rozpalić ognisko i wypić browarka. Szkoda że sternik nie może... :-(

Przerwa na zamoczenie nóg.

 

Zaraz trzeba będzie zwolnić, bo pod wantowym przepływam z postawionym masztem, ale kolejowy jest za nisko !

Z Łukaszem na kanałach - chciałbym widzieć minę moich kolegów , jak zadzwonił do pracy z łódki z pytaniem jak im idzie robota :-) :-) :-) To chyba był czwartek około południa , mieliśmy oboje wolne !

 

Teraz trochę technicznych spraw.

Aby było mi łatwiej wodować łódkę i ją wyciągać, przerobiłem tylną podporę dodając takie kółeczka do przestawiana mebli z castroamy - kosz jednego to jakieś 11 zł. Baaardzo to ułatwa zjazd i wyjazd. Dodatkowo boczne uchwyty łapią łódkę z boków.

Teraz na początku sezonu żeglarskiego zabrałem się za pospieszne wykonanie drobnych remontów. Znów odżyła we mnie pasja szkutnika amatora. Wciągnąłem maszt i na nowo go polakierowałem. Z perspektywy czasu zaobserwowałem , że zwłaszcza na końcach masztu lakier zaczął się łuszczyć i odpadać – a to te fragmenty najczęściej były narażone na działanie słońca i deszczu bo zawsze wyłaziły z pod plandeki. Lakier którym malowałem to epinox 12 Wood premier Olivy, wtedy jeszcze oczywiści nie Wood premier .

Planuje jeszcze zrobić , o ile zdążę przed sezonem ławeczkę pod masztem. Nie ma tam jak za bardzo jak wygodnie siedzieć , a przy ostrzejszych manewrach załoganci potrafili znaleźć się na podłodze. Śmiechu co prawda przy tym sporo, ale jednak fajnie było by wygodnie usiąść. Chciałbym też tak na szybko dorobić gretingi – bo jednak podczas ostrego pływania w przechyle łatwo się można poślizgnąć na mokrej podłodze i wywrotka gotowa. Ostatnią sprawą jest wykonanie namiotu, który ma w tym roku zastąpić kabinę. W końcu chcę się gdzieś dalej zapuścić i na dziko nocować, tzn myślę o wypadzie na Zalew Wiślany Szkarpawą. Raz tą trasę płynąłem i to późną jesienią, ale jachtem kabinowym i było gdzie wygodnie spać. No ale pożyczonym jachtem na silniku to przecież każdy kto ma trochę kasy może taka trasę zaliczyć w miarę łatwo. A mnie chodzi o to aby było bardziej harkorowo – chyyymmm…To ma być w sumie taka bardziej harcerska wprawa , a ja już przecież nie najmłodszy J Wycieczka pod namiotem , jachtem bezkabinowym. To będzie dopiero co wspominać. Ciekawe ile paliwa zużyjemy i czy w ogóle damy radę , bo to w sumie dość dzikie tereny – praktycznie nic nic nie ma na całej długości rzeki Szkarpawy. Jak śadzicie , dobry pomysł  na zwięczenie prac nad Szuwarkiem ?

 

 

Mam pytanie – bo przymierzam się w końcu do ostatecznego zamocowania styropianu w bakiście przedniej i rufowej. W związku z tym mam pytanie – jakiej użyć pianki aby nie rozsadzić kadłuba i czy dobrym pomysłem będzie wsadzenie styropianu do worków foliowych , aby pianka nie przykleiła się do kadłuba. Poniżej kilka fotek jak wygląda moje zabezpieczenie na wypadek nieszczelności klap bakist. Uszczelki tez oczywiście do wymiany…

Cały forpik jest wypełniony styropianem, ale tylko tył w miarę ładnie jest ułożony - głębiej było bardzo trudno go poukałdać i więcej jest pustych przestrzeni. Dobrze by go było umocować pianką rozkurczową - tylko jaką.

Bardzo się to sypie...

 

No i co będzie gdy będę musiał się z jakchś przyczyn dostać do wnętrza ? Np do nakrętek sztagownika ? Z tąd ten pomysł z workami foliowymi aby się nie przykleiło na stałe...

 

Tak wygląda wypełnienie na rufie - w zasadzie malo da się tam schować... Ale wolę jachtu nie stracić w krytycznej sytuacji - z wodą żartów nie ma.

Bardzo prosze o pomoc.

 

Zamieszczem jeszcze dwie fotki jak wykonałem bloczek dla kolegi który równiez walczy z swoją Pasją 400 - może coś się wyjasni :-)

Jak widać zwykła stal nie wytrzymała i chwyciła ją korozja - musze wymienić te elementy na nierdzewkę.

 

I na zakończenie mojej relacji z pływań po Motławie i Wiśle taka fotka - no zupełnie jak na Mazurach :-)

W Konradzie przy pomoście Rafał przy sterze :-)

 

Pozdrawiam serdecznie wszystkich szkutników amatorów i proszę o pomoc z doborem pianki bo mnie ciągnie niesamowicie nad wodę z jachtem Szuwarkiem , a i znajomi się dopytują już kiedy będzie mozna popływać - w końcu jach nalezy do wody , a nie do przytulnego garażu  :-)

Piotrek z Gdańska

Poprawiony: czwartek, 30 maja 2013 20:10
 

Szuwarek - instalacja silnika Mercury :-) cz3

Email Drukuj PDF

 

Witajcie - po dłuższej przerwie postanowiłem po raz kolejny umieścić artykuł na szkutniku :-) dotyczący instalacji silnika na małym jachcie jakim jest mój Szuwarek !
Zmęczony walką z silnikem Salut - postanowiłem zakupić już normalny silnik z tej epoki. Zdecydowałem też że ma być to silnik nowy już do końca życia mego jachtu, żadnych używek ! Istotną sprawą było też , aby serwis był w miarę na miejscu.
Bardzo trudno było wybrać między wieloma modelami dostępnymi na naszym rynku. Najpierw chciałem zakupic Hondę 2,3 głownie ze względu na jej wielkość i wagę, ale okazało się że w jej cenie mogłem kupić np. Mercurego 3,5 km. Myślałem też o Suzuki , proponowano mi nowe modele Evinrude itp.
Ostatecznie zdecydowałem się na Mercurego , tylko że ten był z kolei znacznie większy niż Honda no i sumarycznie trochę droższy.
Pytałem wielu fachowców jak dobrać silnik , naprawdę sporo grzebałem po necie i wiecie co ? Nic nie znalazłem konkretnego ! Każdy kogo pytałem mówił - 2,5 będzie dobry. 3,5 będzie dobry... idt. Straszono mnie, że jak będzie za mocny to może uszkodzić rufę łodzi itd.
W końcu miałem mętlik w głowie... Ale pomyślałem tak - jesli wszystkie się nadają na napęd pomocniczy lepiej mieć zapas mocy niż gdyby w trudnym momencie miało by mi jej zabraknąć, a i lepiej pływac na małym gazie bo chyba ciszej ?
Nie będąc do końca pewny swoich przemyśleń odkładaną kasę przez ostatni rok postanowiłem wydać. Odszukałem firmę w której mogłem nabyć na miejscu silnik (Trójmiasto) i to od razu z serwisem na miejscu - nie uśmiecha mi się jeździć gdzieś daleko jeśli jest w okolicy coś takiego. Wybór padł na serwis Mercado - zadzwoniłem, umówiłem sie co i jak i na następny dzień mogłem odebrac silnik. Zaskoczyli mie trochę szybkością ... Dodatkowo zamówiłem silnik z długą kolumną aby mi na falach nie wyskakiwała śruba z wody ( mam cichą nadzieję zę tak będzie ).
Po zakupie przyjechałem i od razu do jachtu poszedłem przypasować. No i tu mały zong - silnik 2 razy więszy od Salutka. Co teraz ??? Trochę łamałem głowę bo nakombinowałem sie przy tym moim pantografie...
Od Pana z serwisu dowiedziałem się jak sprawdzić czy pantograf jest odpowiedni do silnika, pewnie się uśmiechniecie, ale poradził mi aby po założeniu poprostu zawiesić się całym swoim ciężarem na silniku i od razu będzie widac gdzie się ugina i trzeszczy. Tak też zrobiłem - zawiesiłem się , a włściwie tylko spróbowałem - stary (roczny) metalowy pantograf był jednak zbyt delikatny... do Saluta idealny , ale do Mercurego już trochę delikatny. Ugianał sie choć trzymał.. Dodatkowo mocno się uginał  na boki w końcu kolumna silnika przecież dłuzsza dwa razy !
No więc trudno - decyzja zapadła robię nowy -większy. Ale juz nie chciałem robić takiej konsrukcji jak poprzednio - po doświadczeniach z Salutem widziałem jak umieścić silnik. Postanowiłem zrobić stacjonarny pantograf - skrzynkę - dużo prosciej wykonać taką konstrukcję dotatecznie sztywną - żadnych elemetów ruchomych !
Oto co mi wyszło- poniżej.

Te wystające uszka u góry mają ułatwiać ustawienie silnika tylko w jednej pozycji - aby sie nie przesuawał na boki.

Fotka jak to wygląda od tyłu.

Widoczne małe wcięcie z lewej strony zdjęcia jest konieczne , bo w tym miescu jest zamocowane ucho w rufie jachtu , a nie chciałem go już przesuwać. I tak będe musiał zakleić otwory po poprzednim pantografie. Oczywiście nie ustrzegłem się błędów , jak na przykład zerwane wkręty podczas przykręcania. Wszystko klejone na epidan 5 + ż1 ( taki gdzies 12-lentni :-) ale dobrze żeluje...

Na koniec zdecydowałem się dodać take małe prowadnice , aby czasem gdyby się mi silnik obluzował nie miał ochoty przechylić się i spaść ze zkrzynki do głębokiej wody.

Po ich przyklejeniu bardzo fajnie zakłada się silnik, bo od razu wskakuje na swoje miejsce. Ostateczny kształt wszystkich mocowań może wydawać się trochę dziwny , ale składa się z wielu czynników które musiałem spełnić, aby silnik dobrze się trzymał i nie urwał mi rufy ! Jest dość ciężki i wymaga ostrożności przy zakładaniu.

Pierwsze pasowanie... Silni wskoczył na swoje miesce sam z siebie, a i nawet nie przykręcony dobrze siedzi i nie ma zamiaru się przesuwać ! O to chodziło !

 

Fotka trochę nie ostra , ale podczas pisania nie dysponowałem lepszą, a jacht teraz stoi w marinie. W każdym razie widać o co biega. Duży nie ?

W tym wszystkim zdecydowałem się przerobić trochę mocowanie steru , albowiem obawiałem się że mogę haczyć srubą o ster a w moim silniku śruba o zgrozo - jest plastikowa... i do tego nowa kosztuje ze 3 stówy... Po prostu obciąłem mocowanie steru i przesunąłem go do przodu o około 5 cm. Z resztą zgodnie z pierwotną konstrukcją ( podobnie było w planach tylko wcześniej poszdłem na łatwiznę i zrobiłem mocowanie dłuższe bo mi tak było łatwiej...)

 

Na tej fotce widac , że założenia konstrukcyjne zostały spełnione - ster jeśli jest ustawiony w prawidłowej pozycji nie może zahaczyc nawet gdy obrócę silnik do tyłu ( brak biegu wstecznego) i nie zaczepia o ster. Po prostu podczas pływań z napędem trzeba będzie na to uważać. Po podniesieniu silnika na pływanie na żaglach śruba nie powinna się również moczyć.

Jest jeszcze jakies 10 cm zapasu, a może i więcej :-) Finalnie na sklejkę poszło jeszcze jakieś 6 warstw lakieru aby dobrze zabezpieczyć ją przed wilgocią.

 

Jako że w tym roku bardzo późno zacząłem sezon , nie zdażyłem zrobić wiele zdjęć i dobrze przetestować silnika, ale ostatecznie muszę stwierdzić że maszyna jest niesamowita - na poniższej fotce widac moją zadowolną minę :-) Pierwsze testy z pływania silnikowego są powalające... jacht zachowuje się jak mała motorówka - jedna trzecia gazu to tak w sam raz - cichutko , przyjemnie i całkiem szybko :-)

Jeśli pogoda pozwoli to w najbliższy możliwy czas jedę-płynę do Gdańska pod żurawia ! A co !

 

Pozdrawiam wszystkich szkutników amatorów - Piotrek z Gdańska.

 

 

 

Poprawiony: wtorek, 21 sierpnia 2012 22:09
 

Łódką do marzeń – czyli jak powstała moja Pasja 450 cz. 11 i co z tego wynikło :-)

Email Drukuj PDF

 

Witajcie - Obiecałem  dokończyć swoją opowieść, więc w końcu zebrałem się do pisania, a czas tak szybko biegnie... A więc szuwarkowania ciąg dalszy i próba odpowiedzi jak uprawiać żeglarstwo nie będąc milionerem ! Jakos ta sympatyczna nazwa (szuwarkowanie) przygnłęa wsród moich zanjomych których zapraszam na pokład.

Chciałbym publikujac ten temat dzieki uprzejmości Adama - podzielić  się z Wami szkutnikami amatorami i nie tylko - moimi przeżyciamj jakich dostarczyła mi budowa mojej małej zaglóweczki. Zachęcam - naprawdę warto było - małe i ciasne, ale własne !

Od momentu kiedy wstawiłem za namową Macieja jacht  do mariny, wreszczie oderwałem się od stereotypu budownieczego jachtu który nim nie pływa i przeobraziłem się w takiego co pływa ;-).

Trudnosci z wodowaniem łódki na plaży powodowały, że trudno było zorganizować pływanie, a i pływanie zatokowe róznież było trudniejsze ze wzgledu na wysyką falę na płyciźnie plaży. Suma sumarum rzadko sie ono udawało. Maciej sprawił, że zmieniłem podejscie do żeglarstwa w sposób całkowity. Najtrudniejsze było dla mnie zostawienie mojej łódeczki pod chmurką na pastwę wiatrów i deszczu.

W środku sedzonu decyzja zapadła - jedziemy z jachtem do mariny - wybór padł na jachtklub im Konrada na Górkach Zachodnich.

Jedziemy ! Transport jachtu na marinę - jako pilot z przodu Maciej i Maja :-) No wiec jedziemy ku przenaczeniu - co będzie to będzie :-)

Teraz wyjdzie jakość użytych materiałow i lakierów !

Najistotniejszą sprawą przy wyborze mariny była oczywiście niska cena za trzymanie jachtu oraz możliwosc w miare łatwego wodowania bezkosztowego (Szuwarek nie jest przystosowany do ciągłego trzymania na wodzie).

Wodowanie zaglówki odbywa się każdorazowo gdy jedziemy na pływanie. Sprawa nie jest zbyt prosta ze wzgledu na bardzo kiepski zjazd do wody, ale da się wykonać w dwie osoby. Wyciąganie jest na szczęscie łatwiejsze i jestem w stanie wykonac to całkowcie samodzielnie.(samochodem :-)

 

Jak widac na poniższej fotce slip (dużo powiedzane) jest w zasadzie w bardzo złym stanie i nikt się nim w marinie nie zajmuje, ale coś za coś. W marinie obok w narosowym centrum żeglarstwa, mają ładny slip , ale za jednorazowe skorzystanie w jedną stronę pobieraja opłatę ok 40 zł, więc raczej nie dam im zarobić - po prostu mnie na to nie stać. Tu nie kosztuje na szczęście nic. Sprawę komplikują też samochody które maja parking na terenie mariny i stają wszedzie gdzie się da. Wiadomo dorszówki są teraz popularne , a wędkarze mają w nosie tych co by chceli wjechac łatwo do wody. Najważniejsze sa przecież ich wypasione bryki  Ale samochody to teraz ogólna plaga... Stają na każdym wolnym skrawku przestrzeni. Mam nadzieję że administracja mariny w końcu zadba o ten dziki zjazd do wody... No ale nie nażekajmy, uczciwie trzeba przyznać że jeszcze nie zdazyło mi sie że nie udało się zwodować :-)

W tle widoczny jacht Lady B - kto zgadnie kto na nim odbył rejs do okoła świata ? Takie sąsiedztwo naprawdę inspiruje !

Ale poza tymi drobnymi kłopotami reszta jest super. w tym Jachtklubie zawsze znajdą się jakieś chętne ręce do pomocy - zwłaszcza przy wodowaniu czesto proszę o pomoc. Jeszcze mi się nie zdażyło aby mi ktos odmówił. Na plaży ze świecą było szukać kogoś chętnego do pomocy - wszyscy mają Cię gdzieś , a tu wystarczy podejść do kogoś i zaraz przyjdzie z pomocą. Naprawdę niesamowita sprawa :-)

Wkrocznie w prawdziwe środowisko żeglarsie spowodowało, że na marinie przydażyła mi się zabawna sprawa - Czesto inni żeglaże podchodzą oglądać drewnianą łódkę - wiadomo każdy szkutnik amator lubi pochwalić się swoim własnoręcznie zbudowanym jachtem - ja również - myslałem ze ze zrobię wrażenie :-) - a tu sie okazało że praktycznie każdy albo uczestniczył w budowie , lub budował sam łódkę i to wcale nie takiego malucha jak moja ! Obcowanie z takimi ludźmii szybko uczy pokory :-\  Dodatkowo dowiedziałem się że moje szuwarkowe poczynania sa bacznie obserwowane :-) Naprawdę miło się dowiedzieć , że poczyniłem postepy w prowadzeniu jachtu od zannych mi tylko z wdzenia osób :-)

Na pływania zapraszam na pokład Szuwarka różnych znajomych - samotne pływanie jakos nie sprawia mi przyjemności - nie nadaję się na samotnego żeglaża :-) .

Tu zamieszczam kilka fotek z pierwszego wodowania na marinie - cóż to było za przeżycie dla mnie :-) Oczywiscie nie dałem tego po sobie poznać...

Tutaj z Maciejem i Mają robimy pierwsze próbne wodowanie :-) Strasznie wtedy wiało... :-(

 

Mója mina mówi chyba wszystko  :-)  Maciej pomaga - Maja nas foci ! Szuwarek w końcu trafił na wodę i tam zostanie ! Twarde postanowienie - łódka z ciepłego garażu na wodę ! W końcu co mi po jachce tóry nie pływa ? Znów się czuję jak bym miał 16 lat ! Życzę tego uczycia wszystkim szkutnikom amatorom ! Te chwile są napradę tego warte !

No i tak się zaczęło prawdziwe szuwarowe pływanie przez dzuże S :-)

Jedno z pierwszych pływań z Robertem -mój  szkolny kolega - zawsze mozna na nim polegać  - oboje uwielbiamy sobotnie lub niedzielne wypady na Szywarku po Wiśle !

 

Syn - niech się wprawia w prowadzeniu jachtu - może mu sę kiedyś to spodoba :-)  W każdym razie stanął na wyskoosci zadania :-) Wiekszośc pływania prowadzil samodzielnie !

 

Łuaksz - tu jako dzielny sternik na Wiśle. Razem wyszlismy na zatokę - w sumie tym razem ledwo wiało ale zawsze.. :-) Poprzednio trafilismy na naprawdę silny wiatr  trochę miałem obaw...na pewno było bardzo mokro :-) Na Wiśle tez potrafi mocno wiać i to tak z zasokoczenia... Nie będę udawał - w końcu ze mnie tylko szuwarowy żeglarz :-)

 

A tu zaprosiłem dwie sympatyczne koelżanki - Hanie (kelżankę z kursu żeglarskiego) i jej przyjaciółke Magdę- chmm... nie będe się tłumaczył czemu tak wyszło - ale pływanie było jak zwykle naprawdę udane mimo słabego wiatru :-) :-)  :-) Pierwszy raz miałem damską załogę na pokładzie i musze przyznać że Panie dają radę !

 

Tutaj ja z Robertem - no cóż,  nasze zadowolone miny chyba wszystko mówią - mam nadzję że Zalesia dostatecznie zaraziłem pływaniem - wprawiony żeglarz , ale jako to bywa w śród nas informatyków - za dużo spędzamy czasu w pracy a za mało na wodzie ! Odbylismy wspólnie kilka fajnych wypadów po Wiśle !

Tu na przykład - na przystani przed moją byłą jednostką wojskową - jaki ten świat jest mały ! Kupę czasu tu spędziłem ...

Nie mogłem się powstrzymać od focenia - nareszcie Szuwarek pływa ! To jest to czego mi trzeba !

 

I jeszcze jedna fotaka - na pierszym plani bloczek z Dźwigni (sklep metalowy w Gdańsku gdzie zaopatrywałem sę w wkręty z nierdzewki - pozdrawam obsługę sklepu zawsze coś podpowiedzieli)

 

I koljna fotka mojej załogi !

I tu jeszcze raz Robek - mam nadzieję że powtórzymy te wypady od wiosny !

Zwiedziłem bardzo dokładnie całe rozlewisko Wisły Śmiałej - wyszedłem nawet na zatokę przy sprzyjajacym wietrze, przepłynąlem pod mostem pontonowym, cumowałem na przytani no i wpłynąłem w odnogę Wisły Martwej na Gdańsk. Niestety wiatru nie było i ledwo w ogóle pływaliśmy - wiecej na pagajach niż na żaglach, ale szuwarkowanie odbyło się :-) Aż w połowie listopada byłem na żaglach. Kiedyś zupełnie było to dla mnie nie do pomyslenia. Bardzo późno zakończyłe sezon i mam nadziję go teraz wczesnie rozpocząć !

Wiem że opływalem bardzo nie wielki fragment rozlewiska i w zasadzie to nie ma się czym chwalić, ale jak na razie nie dysponuję napedem innym niz żagle i trochę nie mam odwagi za daleko się zapuszczać co by w razie czego sporo nie pagajować :-).

Zawsze sa to tylko kilku-godzinne wypady ale co najstotniejsze odbywaja sie bardzo rególarne i dzieki temu poznałem dokładny rozkład wiatrów w tym rejonie, zawsze wiem gdzie zawieje mocniej a gdzie zdycha , gdzie jest płytko i można się zaczepić. A juz mi sie zdazyło zgubić ster na biegu, było zabawnie choć w pierwszej chwili nie było mi do smiechu :-)

W sumie ostatnio zapadła decyzja - instaluję namiot na kadłubie i kupuje silnik.

To was prosze o radę - Jak myślicie - Mercury 3,5 będzie ok ? Myślałem o 2,5 ,ale waga ich jest taka sama ja 3,5 więc chyba lepiej mieć zapas mocy ? No i oczywiście z dłuższą kolumną... Dlaczego Mercury ?- głównie cena - za 3600 mozna juz go nabyć .  Stary Salut będzie robił za kotwicę - ja nie mam do niego cierpliwości i nie mam dość umiejetności aby go obsługiwać :-( Zstanie chyba u nie w garażu na pamiątkę... No bo kt to kupi ?

Postanowiłem również zrobić ławeczkę do siedzenia pod masztem, bo mi załoganci często zjezdząja do parteru przy ostrzejszych manewrach :-) Sprawdzone w praktyce :-)

Pytanie do bardziej doświadczonych - czy warto samemu szyć namiot, czy lepiej to komuś zleceć. Jeśli tak to gdzie ? (najlepiej Trójmasto)

Zachęcam wszystkich jeszcze nie zdecydowanych do budowy a potem juz tylko do czerpania przyjemności z pływania wlasnoręcznie wykonanym jachtem - naprawdę warto !

Pozdrawiam serdecznie wszystkich szkutników  - amatrów - proszę o odpowiedź !

Piotrek !

 

 

Poprawiony: wtorek, 27 grudnia 2011 11:23
 


Strona 3 z 6

Zaloguj się!

Newsletter: Co nowego?



Wiadomość HTML?


Info

Witryna SzkutnikAmator.pl została utworzona, jest prowadzona i utrzymywana przez szkutnię adamboats.pl oraz sklep żeglarski SZTORMIAKI.PL

Wszelkie prawa zastrzeżone.