SzkutnikAmator.pl

  • Zwiększ rozmiar czcionki
  • Domyślny  rozmiar czcionki
  • Zmniejsz rozmiar czcionki
Home Pasja 450 "Szuwarek" - budowa żaglówki
Pasja 450 "Szuwarek" - budowa żaglówki

Łódką do marzeń – czyli jak powstała moja Pasja 450 cz. 18 Rejs na około wyspy Sobieszewskiej

Email Drukuj PDF

Witajcie - Jak zawsze strach ma wielkie oczy...

Mało w tym sezonie pływałem, więcej budowałem , a raczej przerabiałem - znowu szkutnictwo wizęło góre nad pływaniem. Czas szybko leci i w sumie prócz rejsu do Osłonki i takiego tam włóczenia się po rozlewislu Śmiałej Wisły odbyłem tylko rejs na około Wyspy Sobieszewskiej, który Wam chciałbym opisać, bo to jednak dla mnie pewne osiągnięcie.

Długo wahałem się by spróbować opłynąć wyspę do okoła.. Łodka mała , wyspa wielka... morze bywa groźne i zmienne, a czasu zawsze za mało. Ale chciałem spróbować. I oto nastała szybka decyzja - płyniemy z Zalesiem i Pawłem.

Wiadamo - startujemy skoro świt , czyli jak zwykle ledwo na dwunastą zdążyliśmy... , ale pogoda zapowiada się znakomicie. Sąsiedzi obok proponują wspólne pływanie, impreza zapowada się więc znakomicie... ale jak to zawsze bywa  czasu brak i musimy się śpieszyć... decydujemy się jednak wypłynąć w drugą stronę bo bdzie szybciej a i warunki na morze znane... oczywiście był to błąd , ale wiem to oczywiście dopiero teraz... bo okazało się ,że potem pynęliśmy pod wiatr, no ale postanowione - jedziemy , to znaczy płyniemy jak zaplanowaliśmy.

Górki zostają po mału z tyłu... wraz z nami kilka innych łódek tylko dużo dalej od brzegu.

Increase

Po drodze mijamy kajak z żaglem - rzadkie spotkanie :-) W tle zatłoczona plaża w Sobieszewie - to chyba ostanie podrygi tego lata.

Increase

jedyne udane zdjęcie spotkania... mocno bujają fale i sporo zdjęć wyszło rozmazanych. :-( Pozdraiwmy załogę kajaka :-)

Pływanie w  wzdłuż plaży jednak jest dość nużące, ciągle ten sam krajobraz - plaża , a z drugiej strony bezkeresna woda... Paweł sfotografował wszystko co było w zasięgu aparatu, ale zdjęcia wykraczaja poza zakres tematyczny forum :-) Płyniemy dalej. Paża - woda - woda -plaża... idt

Increase

 

W końcu dopływamy - widać ujście Wisły, ale uwaga - widać mielizny. W sumie nie wiem, czy się przejmować nimi czy nie  - Szuwarek ma może z 15 cm zanurzenia, ale patrzymy - czerwona łódka, która płyneła przed nami zaczepiła się - widać walczą z mielizną - w końcu wypłynęli. My więc postanowiliśmy , że płyniemy jednak na około - ominiemy wszystkie łachy :-) Na zdjąciu poniżej widać wyraźnie wypłycenia przy ujściu - krajobraz niesamowity - zupełnie dzika plaża - dla takich mieszczuchów jak my - zupełna odmiana :-) I tylko mewy latają wokoło.

Wreszcie wpływamy w ujscie Wisły - prawdę mówiąc , nie myślałem że ten manewr będzie tak skomplikowany :-( Płyniemy duuuużym łukiem :-)

W końcu wchodzimy w ujście - czas mamy dobry wiec chumory dopisują - trzeba uważać na sieci rybackie - pełno tego tu i łatwo przegapić - male bieałe korki na wodzie. Jedną taka sieć, wypatruje Paweł - mijamy ją dużym łukiem, za nami inny jacht płynie naszym śladem. Wiatr pcha nas sprawnie w głąb lądu - silnik miał kaprys - nie chciał zapalić - dobre piętnaście minut nie mogłem go uruchomić, dobrze że wiatr wiał w zgodnym kierunku. ciekawe co mi w serwisie powiedzą... bęzyna zła ?

Podziwiamy widoki. Zielono ... duża fala , można na prawdę poczuć wiry opisywane w ksiązkowych falach. Na gżbiece fali łódka wyraźnie przyśpiesza , po czym w dole mocno zwalnia - dziwne uczucie. Mocno buja.

 

Prom w Świbnie - machają do nas , byśmy sie pośpieszyli z przepłynięciem, ale na jego wysokości pełno jakiś bojek.... manewrujemy miedzy nimi, aby nie zaplątać sie czasem w jakieś linki... Na te podwodne sznurki to ma chyba uczulenie po spotkaniu z podwodną lina w NCŻ. Chmmm... oznaczenia szlaku wodnego sa raczej mało czytelne u nas... no coż może to jednak brak doświadecznie wychodzi. :-(

Dopływamy do Przegaliny - wreszcie... zaczyna się robić późno. Śpieszymy się już.

Wpwamy do śluzy - zaczyna to dla mnie być chleb powszedni :-) Paweł do mnie - tata - daj kasę - skoczę zapłacić :-) też już wprawiony :-)

Robek trzyma łódkę, ja robię fotki , a Paweł leci zapłacić :-)

Widok na otwierany most - dla Szuwarka nie trzeba - mój maluszek mieści się pod mostem :-(

Teraz za śluzą już spokojnie wyłapujemy ostatnie wieczorne podmuchy wiatru i spokojnie płyniemy ciesząc się niedzielnym wieczorem na wodzie...

I tak nas zastaje zachód słońca na wodzie .

i z księzycem w tle w końcu cumujemy w Konradzie. Co ciekawe - same dziewczyny na pokłdzie tego jachtu :-)

W sumie wyszło na to, że odbylismy taką fajną, spokojna wycieczkę, ja sie dość mocno obawiałem morza, że zmieną sie warunki, że będzie problem z powrotem, chyba nie do końca potrzebnie... Na sam koniec relacji wielkie podziękowania dla sąsiadów z najszybszej łodki w Konradzie, za pożyczenie kapoków, bez tego nie było by tego całego rejsu. Schowałem tam gdzie sie umówiliśmy :-) Tak to jest jak się zapomni najważniejszego elementu na pływanie. Na szczęscie w Konradzie zawsze można liczyć na pomoc :-) Jeszcze mi się nie zdażyło, aby ktoś mi odmówił w tym porcie :-) :-) :-)

 

Zaleś - jako już doswiadczony nawigator, wykonał taki oto szkic z dokładną oczywiscie rozpiską godzinową.

Piotrek :-)

 

 

 

 

 

 

Poprawiony: środa, 01 października 2014 21:03
 

Łódką do marzeń – czyli jak powstała moja Pasja 450 cz. 17 Kolejny wypad na Zalew

Email Drukuj PDF

Witajcie – dzięki uprzejmości Adama pozwoliłem z sobie zamieścić tę relację z klojnej wyprawy Szuwarkiem na Zalew. Mimo skromnych nakładów finansowych udaje mi się realizować poważne turystyczne pływanie tą łupinką, co chyba przyznacie mi rację , w dobie plastikowych hotelowców jest pewnym wyzwaniem... Testowanie moich pomysłów w Pasji po wprowadzonych zmianach trwa nadal o czym będzie poniżej :-)

Plany na ten rok i rejs były bardzo ambitne, niestety jak zwykle życie szybko je zweryfikowało. Robert w tym roku wybral góry zamiast wody. Ostatecznie miałem wypłynąć z innym kolegą i przy okazji zabrać syna w jego pierwszą taką wyprawę celem sprawdzenia jak się chłopak sprawi. Małżonka nie bardzo chciała się zgodzić na jego udział, wiadomo Zalew nie jest bezpiecznym akwenem. Ostatecznie kolega kilka dni przed rejsem zrezygnował i już myślałem, że nic nie będzie z pływania. Skąd ja już to znam…

Ale po rozmowie z synem stanęło , że jednak płyniemy , tylko nie tak daleko jak planowaliśmy na początku.Po prostu nie będzie skoku przez Zalew z Kątów rybackich.  Może nawet i dobrze się stało, bo odbyliśmy bardzo przyjemną wycieczkę – ojciec z synem :-)

Jako że znałem już przybliżone czasy przepłynięcia wszystkich odcinków, nie zrywaliśmy się teraz bardzo wcześnie i wypłynęliśmy spokojnie nieco po 11 tej.

O dziwo mój aparat który poprzednio odmówił posłuszeństwa zaczął robić jednak zdjęcia i moge Wam się pochwalić tą relacją :-)

Śluza Przegalina. Ciekawe dlaczego nie zmieniają kolorów świateł przy przepuszczaniu jachtów, może mój Szuwarek jest za mały ? Przepłynąłem na czerwonym :-)

Pracownik widzac moją łupinkę, pytał czy otworzyć most :-) Spokojnie mieszczę się także pod Gdańska Głową. Syn wyskoczył zapłacić i zrobić trochę fotek. Płyniemy dalej.

 

Na Wiśle duża fala - ubieramy kamizelki - Mercury żwawo nas pcha do przodu. Bacznie wyglądamy sieci , ale nic nie było.

 

Graciki w kokpice równo ustawione, jak zwykle brakuje miejsc gdzie by je zawiązać... uszka kupiłem , ale nie zamocowałem... ech... następnym razem :-)

Gdańska Głowa - równiez sprawnie przechodzimy - Paweł wyskakuje zpłacić oraz zrobić trochę fotek. Będzie pamiątka. Aparat działa prawidłowo.

 

Gdańska Głowa - czekam aż syn wróci a on wali fotki jedna za drugą...

 

Na Szkarpawie juz za mostem płyniemy z połozonym masztem, nie sądziłem , że to tak daleko do tej Rybiny, położony maszt przeszkadza...

 

Most wąskotorowy w okolicach Rybiny - mieliśmy okazję zobaczyć jak się otwiera po przejechaniu wąskotorówki, a ja myslałem że, to już tylko kupa nieczynnego złomu...

 

Przed mostem stajemy przy nowym nadbrzeżu chyba dla statków morskich , bo strasznie wielkie z wielkimi gumowymi odbojnicami . Testujemy przystań - kibelki otwarte , ładnie czysto - zacumowałem łódkę przy drabince - spokojnie jemy na śnadanie lody :-) A co - gorąco przecież jest , a do sklepu blisko.

 

Patrzę leci wielka granatowa motorówka, prowadzi facet w okularkach... Robi wyrażny łuk w naszym kierunku i oczywiście zostawia za soba falę , dużą falę. Paweł skoczył trzymać łodkę, ale na niewiele to się zdało. Dziękujemy Panu Burakowi za zniszczoną knagę. Komentować tego dalej nie będę. Za delikatne je zrobiłem i w końcu kiedyś musiało się to stać. Prz okazji podpowie mi ktoś jakie to drzewo ? Nie mam juz tych klocków...

 

Na miescu w Osłonce bylismy nieco po 18tej więc bardzo sprawnie nam poszła podróż, niestety okazało się że wprowadzono opłaty i już tak tanio nie było. Byłem bardzo zaskoczony, ale na szczęscie posiadałem rezerwę finansową :-) Syn zabrał gitarę , która bardzo nam zawadzała w kokpicie , co spowodowało że zerwała się w końcu struna... z kąd wziąść teraz strunę tutaj... taki kawał ciągnął tę gitarę , a teraz nie może grać... ratunkiem okazała się żyłka wędkarska :-) Poniżej widać , że zadziałało :-) - pieczemy kiełbaski :-) W porcie pusto...

 

Tym razem Paweł testuje namiot. W zasadzie wygodnie można by spać we dwóch , ale  dwuosobowy materac jest za duży , a jedno osobowy za mały. Próbował któś zrobić takie coś ?

 

Jak widać, Szkarpawa cała zarośnięta - tak jest od Rybiny - masakra , praktycznie nie idzie płynąć - musiałem zdjąć ster bo łapał za dużo tego zielska. Niestety następnego ranaka leje do późnego popłudnia. Nie będzie pływania po Zalewie. Ale za to namiot został przetestowany - szczelny w 100 procentach - nic nie ciekło :-) Nasz fabryczny namiot za to zaczął przepuszczać... zawsze jakieś przygody muszą być :-)

W oczekiwaniu na poprawę pogody było łowienie ryb, oczywiście nic nie dało się złapać :-) oraz przytoczę tu jedną kartkę z dziennika pokładowego która powstała w czasie oczekowania na poprawę pogody... ja bym takiego szkicu nie zrobił, o spisie zapasów nie wspomnę....

 

Konsultuję sie z Zalesiem telefonicznie co do pogody, bo internet  ledwo tu działa i prognoza Roberta sprawdza się dokładnie - koło 3ciej prestaje lać , a potem wychodzi słońce. Zamiast resjsu po  Zalewie - miał być wypad do stawy sprawdzić czy foka nadal tam mieszka :-) robimy sobie późnym popołudniem wypad przyrodniczo-krajoznawczy na silniku na rozlewisko i troche w Nogat. Poniżej fotki z bezkrwawych łowów :-)

To rozlewisko to prawdziwy ptasi raj.

 

tylu łabędzi na raz to nigdy nie widziałem, nie dało rady objąć ich wszystkich aparatem.... masa...

Wypłynęlismy kawałek dalej...

Wracamy.

 

Wieczorne widoki w porcie w Osłonce. Zaczynają spływać inne jachty. Pozdrawiamy załogę Psychoterapii, oraz jachtu stojącego obok - wino było znakomite :-) Jeśli przeczytacie ten artykuł - niestety nie zarejestrowałem nazwy jachtu :-(

 

Paweł testuje wchodzenie na Szuwarka - ściśle notuje wszystkie jego uwagi - będziemy wprowadzać zmiany, choć pradę mówiąc nie wiem jeszcze jak... tu - łódka bardzo się buja przy wchodzeniu przez rufę, od dziobu jest lepiej , ale namiot trzeba by wyposażyć w zamek z przodu

 

Rankiem taki oto gość urządził sobie spacer na pobliskim polu :-)

 

W sobotę mała sesja foto oraz wymiana pogladów i widomości szkutniczych z właścicielami jachtów cumujących obok - zbieramy się nieśpiesznie do domu... Naprawdę polecam wizytę w porcie w Osłonce - zupełnie inny klimat niż na przeludnionych mazurach...

 

Rejs powrotny znowu umila nam sprawna gitara :-)

Dopływamy do Rybiny - już ustaliliśmy - będą lody na śniadanie :-)

 

Zrobiłem jeszcze raz fotkę nowej przystani dla statków - to tu stracilśmy knagę...

 

Zamknięty most wąskotorowy - widzieliśmy jadacą po nim wąskotorówkę :-)

W mlowniczej przystani taki oto widok :-)

Dalej Drewnica

 

Ponownie Gdańska Głowa

I ponownie Wisła - ty razem woda gładka jak lustro, przez chwile wacham się czy nie minąć śluzy i popłynać przez ujście Wisły zatoką do Górek, ale stwierdzamy , że już chcielibyśmy być w domu i rezygnujemy z pomysłu.

 

Przechdzimy przez Przegalinę i do Conrada docieramy bez najmniejszych problemów. na koniec tylko mocno się rozwiało...

Pdsumowując - Wycieczka bardzo udana, Paweł cały rejs odbyłł celujaco, nie było pływania na żaglach, ale następnym razem odbijemy sobie z nawiązką. Jacht wymaga wzmocnienia knag - już teraz przekładam linę prze stalowe ucho, namiot prztestowany, nie cieknie - trzeba wszyć zamek z przodu, aby można było wchodzic od dziobu. Trzeba też rozpatrzyć pomysł zrobienia jakiegoś tymczasowego daszku, bo słońce potrafi zmeczyć równie dobrze jak brak pogody... Do powiekszenia sa bakisty forpiku, aby mozna było jednak więcej w nich schować, uciążliwe jest pilnowanie łódki na wszystkich postojach - tematy na przyszły rok. Wklejone komory pod półpokładami są prawie niezauważalne, z tym że teraz już np nie moża łatwo włożyć w jaskólke aparatu... ale to w sumie drobiazg. Ogólnie łódka nadaje się takie wypady, da się tym całkiem daleko pływać, potrzeba jedna więcej samozaparcia niż przy typowym jachcie kabinowym. Największa wadą jest mała ładownosć no i konieczność stałego zwracania uwagi na łódkę na postoju - wszystko na wierzchu...

 

Na koniec chciałbym pozdrowić załogi jachtów z którymi miałem okazję wymieniać poglądy, okazuje się że wszyscy budują własne lódki :-) . podziekowac prowadzącym port w Osłonce , zwłasza panu Jurkowi, który mi pożyczył czajnik.

 

Siekierę dostarczyłem do rąk własnych załogi portu - Robert ładnie ja oznaczył - mam nadzieję, że bedzie służyć jakiś czas.

 

Ps - podpowie mi ktoś jaka potrzebna jest wtyczka do skrzynek elektrycznych stosowana do zasilania w portach. Takie nietypowe rozwiązanie, znaczy typowe dla pewnie portów ,ale dla mnie nietypowe :-(

 

Piotrek

 

 

 

Poprawiony: czwartek, 21 sierpnia 2014 08:31
 

Łódką do marzeń – czyli jak powstała moja Pasja 450 cz. 16 zabudowa półpokładów

Email Drukuj PDF

Witajcie - jako że ostatnio więcej pływam niż buduję postanowilem wykonać na próbę zabudowę pod półpokładami w Szuwarku Od dawna nosiłem się z takim zamiarem. Nie jestem co prawda przekonany o konieczności wykonania takiej zabudowy, ale dodatkowa przestrzeń wypornościowa na pewno się przyda bo planuję kolejny wypad na Zalew.

Sprawę komplikuje bardzo duża trudność wykonania takiej zabudowy, bo wykonuje ją od dołu to raz, a dwa że wszędzie są tylko same łuki i brak jakichkolwiek kątów prostych co czyni pasowanie sklejki masakrą...a trzy przestrzeń wypornościowa nie będzie duża... ale taka zabudowa będzie bardziej estetyczna niż tylko np wklejenie bezpośrednio styropianu pod pokład no i w pewnym stopniu usztywi mocniej konstrukcję, a poza tym wszystkim konstruktor wypowiadał się o takim pomysle z aprobatą :-)

Po pierszych dniach pracy przekonałem się , że jest to wykonalne nawet po zabudowie, choć lepiej było to wykonac jeszcze w trakcie budowy :-) Długo zwlekałem z ropoczęciem prac, nawet mając zakupione już materiały gotowy byłem zrezygnowac... ale jak się zabrałem , to już idzie, tylko że strasznie powoli.

Zacząłem od najłatwiejszych tylnych komór - poniżej klka fotek z walki...

Tu przygotowany do wpasowania fragment sklejki - 4mm

Increase

 

Wykonanie rusztowanie z listewek - wpierw trzeba było zedrzeć szlifierką kątową lakier do gołego drzewa. Wkręty dorane tak na długość , aby nie przebiły poszycia na zewnatrz. Listwa od strony burty ma nacięcia , aby było ja łatwiej formować i przykleić.

 

Wklejone, niestety dociągnięcie na wkręty spowodowalo ugięcie się sklejki i musiałem dodać usztywnienia , aby zainstalowany dekielek nie wyginał sie i nie przeciekał. Na czas żelowania kleju dodatkowo docisnąłem wszystko ściskami i listwami aby w miarę prosto się wkleiło w okolicach dekli. Jak widac na zdjęciu nie do końca mi się to udało... zobaczymy po instalacji dekla.

 

Tak wygląda to po zaklejeniu - dodatkowo zaszpachlowałem wszystkie drobne szczeliny epoxydem z krzemionką mikrobalonem. Chyba moze być ?

Increase

 

Pierwsza przymiarka - wydaje się że leży równo , chyba będzie to szczelne,  ? Dekiel planuję wkleić na silikon dekarski no i śrubkami zakręcić kołnierz.

 

Przygotowane wypełnienie - woreczki pełne powietrza - niestety mi go zabraknie więc dodatkowo wepchne do środka kawałki styropianu.

W planach mam jeszcze wykonanie pokładu w wannie jachtu, coś na kształt Pasji 385 tylko mniejszej grubości. Chciałbym zakryć te brzydkie pasy klejenia no i zrobić ładną klepke lekko wypukłą , aby się nie slizgać po kokpicie podczas wiekszych przechyłów.

Pytanie - może ktos wie gdzie można kupić trochę takich woreczków z powietrzem ? Te są zdobyczne, ale wiecej juz nie ma...

Pozdrawiam serdecznie Piotrek

 

 

Aktualizacja :-) ------------------------------->

Srodkowe komory po weekendzie przygotowane do pasowania sklejki. :-)

 

Poniżej doklejanie listwy dystansowej aby sklejka ładnie pasowała na grubość, ale pewnie i tak będzie masakra z pasowaniem...

 

A tu wklejone już wcześniej listewki prostujące wyginająca sie sklejkę. Chyba się uczę, teraz dużo łatwiej to wpasować, zobaczymy czy patent się sprawdzi.

Pozdrawiam

 

 

Witajcie - kolejna aktualizacja ------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Wreszcie zaczynają byc widoczne efekty mojej pracy - powklejałem spasowane w tygodniu sklejki. Musiałem dokupić materiału , bo wpasowanie kawałka sklejki okazało się tak trudne, że poprostu zmarnowałem jeden kawałek i dalej używałem go już tylko jako szablonu. Pomysł jednak z szablonem umożliwił mi wykreslenie docelowego elementu w miarę prosty sposób. Inaczej trzeba by było dosztukowywac kawałki sklejki w rogach i na krawędziach.

Co ciekawe podczas mocowania sklejki odkryłem wkręty gwiazdkowe. Zawsze dziwiłem się po co ktoś takie cos wymyślił... a tu okazał się, że w miejscach gdzie naprawdę z trudem idzie wręcić pierwszy wkręt , drugi idzie juz napradę ciężko, trzeciego już nie mamy siły wkręcić, a zostało jecze dwadzieścia.... warto uzyć wkrętów na gwiazdkę - dla mnie rewelacja. Dużo lepsze niż krzyżowe - wkrętak nie wyskakuje, nie trzeba cisnąć do wkrętu na maxa - zachęcam warto spróbować. Znakomite rozwiązanie - sprawdziło się doskonale podczas dokręcania sklejki od dołu.

Tu przygotowane dopasowania skośne mocowania do których kleję i dokręcam sklejkę - 2,5 cm - nie za wielkie, a dość odległe od burty - idzie włozyć wkrętak.

 

Tu na prawej burcie

 

Wreszcie wklejone... uff - pozostaje wyszlifować i jeszcze raz zaszpachlować co by jakieś nieszczelności się nie trafiły.

 

Tu będzie najtrudniejsze.... pokrywy forpiku  kolidują z linią komór. Trzeba będzie jakieś wcięcie wykombinować, aby forpik mozna było otwierać jak zawsze. Dodatkowo chyba będę wszystko tylko kleił, bo nawet nie ma jak tego poskręcac na wkręty. Wszystko pod dużym kątem...

Czerwona poduszka - są dwie -  to pomysł na wygodne siedzenie na jachcie - materiał z resztek po szyciu namiotu :-) Testuję ją podczas prac przy komorach - mam nadzieję że da się ją doczyścić :-) Teoretycznie jest nieprzemakalna... a żona chciała je do śmieci ... :-)

 

Aktualizacja 2014.07.27 -----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Witajcie - Zabudowa tych komór w Pasji to czyste szaleństwo - planowałem że zrobie to wszystko w tydzień, a miesiaca za mało... W garażu temperatura powyżej 30 stopni, epidian twardnieje w ciągu pół godziny, kilka razy zagotował mi się w kubku... Pot się leje z czoła... no ale brnę dalej. Trzeba to juz kończyć bo urlop za pasem, a łódka w szkutni na warsztacie , a nie w porcie :-(

Poniżej przygotowane elementy gotowe do wklejenia. na dole prowizoryczny szablon. Długo kombinowałem, ale ostatecznie zwycieżyła opcja z złozeniem wcięc z sklejki - wycięcie klocka drewnianego który by tam pasował , okazało się zbyt trudne i zaniechałem ten pomysł...

 

Ponieważ , aby wpasować te kawałki sklejki użyłem poxipolu - potrzebowałem szybko schnacego kleju - samym epidianem nie da rady czegoś takiego wykonać - oblaminowałem z wewnetrznej strony aby wzmocnic połaczenie - nie wiem jak ten poxipol będzie trzymał za parę lat :-(

 

Tu widać - trochę kiepski kat zdjęcia... klocki podporowe postanowiłem zamocować wpierw do pokryw też na poxipol, bo skos w tym miejscu jest duży i nie będzie jak wkręcic wkrętów podczas wklejania. Od tyłu - czyli z wnętrza forluku wkręcam wkręty mocujące w te klocki i powinno być ok. całosc oblaminowana , aby wzmocnic połączenie klejone na poxipol.

 

Pasowałem wszystko na szablon - zawsze można zrobić drugi nie marnując sklejki, jak nie wyjdzie. Ma tą zaletę , że wszystkie niedopasowania widac dokładnie, a płyta pokrywy wszystko zasłania i nie da się nic dopasowac...

 

Wreszcie wklejone - ledwo zdażyłem bo klej znowu się zagotwał... ściskami docicisnąłem miejce gdzie jest wklejony klocek przez który będą przechodzić śruby mocujace knagę szotów. Mam wielka nadzieję że to będzie wszystko szczelne.

 

No i jak widac chyba się udało - obecnosc komory nie blokuje pokrywy luku. Teraz tak sobie mysle , że chyba prościej było przerobic pokrywe luku niń kombinowac z tym wcięciem....

 

Tak z bliska to wygląda - na pokrywie luku taśma klejąca , aby mi sięklapa czsem nie przykleiła nie tam gdzie trzeba - szpachla z epidianu nie jest zbyt posłuszna i lepi sie wszędzie tylko nie tam gdzie chciałbym ją umieścić

 

I jeszcze z drugiej strony.

 

Jutro szlifowanie i ewentualne poprawki , a jak zdążę to pierwsze lakierowanie.

 

Aktualizacja 02.08.2014-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Witajcie - w końcu po miesięcznej walce zakończyłem prace nad komorami. Zgodnie z zaleceniem Adama zamiast silikonu użyłem siki 291 - w sumie to też jakby taki silikon - wizualnie nie rózni się niczym. Trzeba przyznać że po tej akcji półpokłady wygladają teraz bardziej solidnie :-)

Pomysł z sklejka 4 mm sprawdził się chyba jednak średnio - łatwo ją pasować bo się ugina i nie trzeba duzo piłować , ale przez to że się ugina moga pojawić się nieszczelnoći na lukach.  Jeśli ktos będzie chciał wykonac taką zabudowę polecam zrobić to jeszcze na etapie budowy. Później jest to masaktytycznie trudne do zrobienia. Jutro jak nic nie wypadnie jadę wsadzić łodke do wody i przetestuję jachcik. Dodatkowo zrobiłem sobie tanią plandekę z materiału okryciowego - koszt jakieś 35 zł za 5m z rolki oraz 10 zł za oczka do plandek. Jeszcze muszę coś wykombinwac na wystający maszt z pod plandeki.

 

Otwarty luk - duży - mógłby mieć więcej miejsc gdzie się zaczepia dekiel do zewnętrznego pierścienia - 3 miejsca to moim zdaniem za mało - mam nadzieję że to nie będzie przeciekać...

 

Upychanie woreczków - chmm weszło ich znacznie mniej niz myslałem... Zakleiłem też siką wkręty mocujace dekiel do sklejki bo lokalizacja uszczelki jest co najmniej bez sensu... tamtędy może dostać się woda...

 

No i zamknięty :-)

 

Środkowy dekielek założony :-)

 

no i z przodu. Po tych wszystkich zabiegach klapy do forpiku ledwo idzie zamknąć. Teraz jednak nie bedę z tym juz walczył.

 

Zakładanie oczek do plandeki. Idzie całkiem sprawnie - godzina i plandeka nabita oczkami.

 

Parę mocnych ciosów młotkiem i gotowe.

Ciekawe czy ta plandeka okaże się solidniejsza od pozostałych...

Witajcie - aktualizacja z 3.08.2014------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Twarde postanowienie jedziemy z jachtem na marinę - rano wypad pomzapasową plandekę z praktikera gdyby cos było nie tak z tą co robiłem. Lepiej miec niz nie mieć... gorąco strasznie, ale pakujemy jacht na przyczepę i resztę gratów, kurczę dużo tego... :-)

W Gdansku korki i objazdy, ale jakoś docieramy do mariny Conrada. Łódka została wypróbowana, zabudowa nie ma najmniejszego znaczenia na właściwości nautyczne jachtu, czuję się tylko odrobine bezpieczniej :-)

 

Wyjazd - jacht zapakowany :-)

Dziś wiało bardzo mocno - w granicach moim zdaniem 4 do 5 ciu. Mocno się zarefowałem , tym bardziej że Paweł prawadził czay czas sam :-)

 

Przebudowane przejście przy stoczni Wisła - teraz ładnie tam i szeroko.

 

Betonowe nadbrzeża ciągną się przez cały przesmyk - ładnie to zrobili , przedtem było tu bardzo wąsko.

Wypakowywanie łódki po pływaniu

 

Plandeka jak na razie wygląda na bardzo solidną - zbaczymy jak będzie za jakiś czas...

Tak wiec łódka opływana, komory mam nadzieje nigy nie będą potrzebne :-) dostałem też w marinie ciężarek jakieś 80 Kg wagi i bojkę. Pytanie jak to ustawić ? Głebokosc to około 3,5 do 4 metrów... będzie zabawa :-) ale jak się uda to będę mógł zostawiać Szuwarka na wodzie...

 

 

Podrawiam wszstkich bardzo serdecznie i może ktoś odpowie na poniższe pytania...

 

Pytanie 1 - jak w środku polakierować te komory ? Wstępnie malowałem , ale przed klejeniem. Może jakiś lakier w spraju ?

Pytanie 2 - czym wypełnić prócz poduszek - one też ciężko się upychają, bo tam jest ciasno - namierzyłem taką piankę w puszcze - Bosman - nada się ? Musi być to cos w puszcze bo wlać się tam nie da.

Pytanie 3 - czy do środka warto włożyć takie woreczki wchłaniające wilgoć ? Uzbierałem tego trochę z sprzętów komputerowych. Myslę że spróbuję.

 

podrawiam serdecznie Piotrek

 

 

Poprawiony: wtorek, 05 sierpnia 2014 20:01
 

Łódką do marzeń – czyli jak powstała moja Pasja 450 cz. 15 Zalew Wiślany

Email Drukuj PDF

Witajcie - jak zapowiadałem wcześniej planowałem ,,wielką'' wyprawę Szuwarkiem na Zalew Wislany. Łódeczka malutka, więc wyprawa była dla mnie wielka Laughing . Dotąd najdalej zapłynąłem jedynie do Błotnika i to też nie cumujac.

Zatem dzięki uprzejmości Szkutnika, opiszę jak na wybudowanej już jakiś czas temu malutkiej łódeczce powoli spełniam marzenia o dalekim pływaniu ( jak dla mnie oczywiscie - szuwarowego żeglarza ) Laughing

 

Planowałem, planowałem, aż w końcu wyprawa w końcu wyplanowałem i wyprawa odbyła się ! Namówiłem mojego kolegę Roberta, aby zajął się sprawami nawigacji , na Mazurach ładnie ogarniał te tematy z mapą w ręku i nie mieliśmy tam żadnych powazniejszych przygód. Najbardziej obawiałem się w sumie przejścia przez śluzy, przecież Szuwarek to w sumie taka trochę większa łódka na ryby. Czy będą nas chcieli prześluzować, czy nie bedzie trzeba godzinami czekać itd... Pod pachę przecież go nie wezmę, gdyby był problem z przejściem. Pożyjemy -zobaczymy. W końcu zapada twarda decyzja - jedziemy, to znaczy płyniemy. Robek obdzwonił śluzy - sa normalnie czynne , przejście kosztuje kilka zlotych, więc to sprawa groszowa. Maszt kładę nawet samodzielnie bez patentów itp, więc z mostami problemów nie będzie - oto zalety bycia małym Wink

 

Kilka dni wczesniej uszyłem namiot na Szuwarka, który był ważnym elementem w całej naszej wyprawie. Planowałem, aby łódki nie zostawiać samej i się dalej od niej nie oddalać, więc ktoś musial w niej poprostu spać. Nie wiedziałem, gdzie płyniemy i co nas tam spotka , a łódka odkryta i większości bambetli nie da się schować i zamknąc w bakistach. Wiec namiot był w zasadzie nezbędny.

W wielkim pośpiechu zakończyłem szycie - no to pakujemy się. Uzgodniłem z Robertem , że pakujemy się na absolutne minimum, zabierając jedynie zawartość kotwicy na pełne wyposażenie Laughing. Ostatecznie okazało się , że można odrobinę więcej rzeczy zabrać ze sobą. Mieliśmy szczęście, bo trafilismy w pierwszych dniach września na bardzo ładną pogodę i ani razu nie padało. Wszystko co było wrażliwe na wilgoć zawinęlismy w duże worki foliowe. Przed drobnym deszczem powinno to ochronić jak np. nasze śpiwory.

Zbiórka w porcie nieco po 6tej - trawa mokra, ale świt nad Wisłą przepiękny no i ten spokój... dobrze wróży naszej wyprawie Laughing

Wypływamy około 8mej - rozpakowanie łódki z plandek i pakowanie bambetli jednak trochę zajelo... Oboje mamy buty przmoczone całkowicie od rosy, ale na szczęscie zaczyna robić się ciepło. Robert wszystko skrzętnie notuje prowadząc prawdziwy dziennik rejsu. Jak się później okazało , notowanie wszystkiego jest całkiem przydatne, mimo że robilismy to troche dla zabawy. Poniżej pierwsza strona.

Jak widać , mnie mianował kapitanem Embarassed , a siebie pierwszym oficerem , czyli człowiekiem od wszystkiego !Smile Cały Robek  !

Zostawiamy przystań za sobą z Barnabą i Lady B - kurs w nieznane... znaczy tylko trochę w nieznane, bo w sumie kiedyś tam płynąłem, ale w większości prawie po ciemku, ale to już temat na inną opowieść.

Przy moście w Sobieszewie pierwsza przeszkoda - most zamknięty i kursuje prom. Zwalniamy , robię kółko - zastanaiwamy się co robić. W końcu podpływam blizej , jest decyzja - przeskoczymy pod mostem , kiedy prom bedzie po drugiej strone. Najwyżej będą na nas krzyczeć... Na szczęscie nie krzyczeli.Smile Poniżej odremontowany most.

O 10tej jesteśmy w śluzie Przegalina. Wyskoczyłem zapłacić, zrobić kilka zdjęć i wychodzimy na Wisłę. Nigdy Szuwarkiem nie plywałem po głównym nurcie. Czy Merkury da sobie radę ? Okazalo się , że prawie nawet nie było widać siły nurtu rzeki. Strach ma wielkie oczy... Po niecałej godzinie jestesmy w Gdańskiej Głowie. Wysadziłem Roberta , aby poszedł zapłacić i przy okazji zrobił troche efektowbych zdjęć z góry. Śluza troche taka zabytkowa i bardzo efektownie tam wszystko wygląda.

Czekam , czekam i czekam - Robek przepadł. W końcu zjawił się - okazało się, że z drugiej strony przechodzi inny jacht i musimy troche poczekać. W końcu przychodzi i na nas pora - przepływam wreszcie przez Gdańską Głowę - Szuwarek wychylił wreszcie dziób poza rozlewisko Martwej Wisły, ale bajer ! Delektuję się tą chwilą...  i oto jesteśmy na Szkarpawie - robimy zdjęcia , będzie co pokazać znajomym jak sie to przez wielkie śluzy przechodzilo...Smile

 

Na moim aparacie - komunikat card full - trzeba zgrać fotki ! A tu nagle okazuje sie że zdjęc brak ! Katastrofa - przy próbie zgrania okazało się , że mój aparat juz praktycznie wyzionął ducha... Niestety potraciliśmy mnóstwo świetniego materiału... a miało byc tak pięknie. No cóż, Robek ma jeszcze w komórce przyzwoity aparat , pocieszamy się , że będziemy robić tym zdjęcia. Jak się później okazalo komórka Robka staneła na wysokosci zadania - fotki są całkiem całkiem, choć chwilami brakowało zoomu...

 

Wpłynęliśmy w Szkarpawę, podziwiamy widoki, trochę dziewicze tereny, tylko szuwary i szuwary, z rzadka jakies zabudowania. Szuwarek doskonale sobie radzi - mercury równo i miarowo burczy, trochę mnie już zmęczył jego hałas. Ale w sumie całkiem wygodnie się nam płynie, ni i ciepło ! słonko grzeje na całego na wrześniowym niebie !

 

Koło 12tej skałdamy maszt i mijamy most w Drewnicy

Około 14tej mijamy most w Rybinie, ale tuż przed mostem zaczynają pojawiać się wodorosty, bardzo ich nawet dużo - co chwilę czyścimy śrubę bo silnik zaczyna sie dusić i poza tym zauwazalnie zwalniamy... radzę to zielone omijać jeśli się da.

Wodorosty które tu widzicie, niby wygądały z wody niegroźnie, ale jednak sprawiły nam sporo problemów. Dalej jeszcze bardziej dziko , same szuwary i szuwary, czasem tylko jakieś zabudowania - płyniemy dalej.

Chwilowo udało mi sie uruchomić aparat, ale niestey tylko chwilowo...

Około 15tej dopływamy do Osłonki. O wiele, wiele za wczesnie. Sądzilismy , że bedzimy płynąć dużo dłużej, a tu taka niespodzianka. Jestesmy jedyną łódką jaka zatrzymuje się przy pomoście , bardzo sympatyczny bosman zjawia się natychmias i oprowadza nas po przystani pokazując co mają u siebie. A to co widzimy naprawdę robi wrażenie - wszysko nówka w doskonałym stanie, jest miejsce na grila i ognisko, jest pole namiotowe i boisko do piłki plazowej, no i sanitatriaty są super zadbane. Na miejscu wypożyczalnia rowerów - krótka decyzja - już nie płyniemy dzis dalej. Stęsknieni czegoś chłodnego , uruchamiamy zawartość kotwicy i rozpakowujemy się. Robek rozstawia namiot, ja zajmuję sie łódką - pływamy już przecież dobrych parę godzin i mamy dość...

Na zdjęciu poniżej testujemy siedzonka po 8 zł za szt. Jedno nie wytrzymuje trudów rejsu... prl'owskie wykonanie było dużo trwalsze niz made in china.

Niestety okazuje się , że materac Roberta niestety nie spełnia warunków biwaku i schodzi z niego powietrze Frown a dopiero co zakupiony. Podejżewamy że to skutek wystających elementów mocowania okuć. Temat dla mnie do poprawki na długie zimowe wieczory przy łodce.

Fotka niżej - Szuwarek przycumowany w Osłonce.

 

Na zdjęciu poniżej - rozstawiam swoje ostatnie dzieło - namiot - ciekawe jak to będzie, spać na łódce , w końcu to mój pierwszy raz. Zdecydowałem , że to ja będę spał pierwszy - nie bedę Roberta narażał na spanie z perspektywą zmoknięcia...

 

Wieczorem ognisko i rozmowy z mieszkańcami przystani. Ogniska były w zasadzie codziennie do bardzo późna, rozmowy oczywiście na żeglarskie tematy - pozdrowienia dla Przemka z Małżonką i dla Pani Magdy. Mam nadzieję, że zaszczepiłem zainteresowania astronomią, bo warunki na przystani do nocnych obserwacji nieba sa tam znakomite. Przez moja lornetkę, wspólnie obserwowalismy Andromedę i Plejady Smile

Następnego dnia rano skoro świt o 12tej  Wink wypływamy na Zalew. Wiatru prawie wcale, ale cóż jak tu przypłynelismy, to juz płyniemy zobaczyć jak tam jest. Zostawiamy większość gratów u Pani Magdy i wypływamy.

 

Wiaterek lekko zawiewa , ledwo żagle się wypełniaja , ale się wypełniają - płyniemy. Woda po horyzont - chmm to jednak już wody morskie. Pogoda nas zachęca, po mału coraz jakby zaczynają się pojawiać podmuchy wiatru - płyniemy wzdłuż pław sygnalizacyjnych.

 

W końcu - na razie nie wyraźna - pojawia się przed nami stawa Gdańsk. Decydujemy , że płyniemy do stawy i wracamy. Około 14tej dopływamy do stawy - spora konstrukcja z kamieni i płyt betonowych (biały kolor zapewnia odchodom ptaków, co wyraźnie było czuc nawet z wiekszej odległości ) - wiatr juz wieje całkiem ładnie , a woda nadal gładka. Decyzja - płyniemy kawałek dalej i wtedy zobaczymy...

 

Mała sesja foto - każdy musi mieć fotkę , na tle stawy.

 

Zwrot i fotka gotowa ! Teraz robek uwiczniony. Będzie pamiątka.

Na stawie z lewej strony - zauważylismy, że wygrzewała się prawdziwa - dzika foka. Nigdy nie widziałem na wolności foki ! A tu - proszę !

Komórka Zalesia niestety była za słaba... Szkoda Cry

 

I tak coraz dalej płyniemy, coraz dalej , no gdzie ten ląd ?

Plyniemy i płyniemy i płyniemy...

 

W końcu dopłynelisny juz tak daleko, że stawy prawie nie było widać... za to było widać Kąty Rybackie. Fot poniżej.

Było już całkiem blisko do brzegu wyraźnie widzieliśmy tyczki sieci rybackich i jeżdżące samochody. Ale po mału wiatr się wzmagał, a z nim pojawiła sie fala. Całkiem spora , trochę spoglądałem ukradkiem , bo jakby zbierała się coraz większa.

 

Zdecydowalismy więc , że zawracamy, bo jak zawiniemy do Kątów, to na pewno bedziemy trochę zwiedzać. A to zajmie czas, którego nie za bardzo już mielśmy. Jeszcze jednak mała sesja foto komórką Roberta przy pławie K3. Nie moglismy się powstrzymać od focenia - prawie każada pława była zfotografowana... poza tym, dzięki temu mielśmy odnotowany dokałdny czas kiedy je mijalismy , bo dziennik pokładowy był uzupełniany tylko od czasu do czasu. Poniżej kolejna sesja foto.

Zwrot i zmana przy sterze... Minęliśmy pławę K3 około 15tej .

 

W drodze powrotnej jeszcze raz podpłynąlismy, aby zajżeć do foki. Miałem sprytny plan. Spróbowałem użyć mojego aparatu z zoomem - o dziwo zrobił kilka zdjęć , niestety nasza foka (nadal tam była) nie chciała nam wcale pozować Frown . Pomachała tylko bezwiednie ogonem i wyciągnęla sie na kamieniach. Oczywiście plecami do nas...

Fot powyżej - To brązowe - to ta nasza foka - musicie uwierzyć mi na słowo Smile. Do kota woła się kici kici , a na fokę ja się woła ? Chmm... nie wiem. No niestety, nie chciała nam pozować - a nas przecież nie trzeba do tego namawiać ! Foki, to jednak nie ludzie.

Nie chcielismy dalej jej przeszkadzać i popłyneliśmy w kierunku ujścia Szkarpawy i Nogatu.

 

Podczas rejsu po Zalewie, zaledwie tylko dwie łódki minęlismy - ruch prawie żaden, a na Mazurach ledwo można było się zmieścić. Miła odmiana.

 

Niestety fala zaczęła robić sie coraz większa, mimo że wiatr wcale nie był silniejszy niż 2-3 B. Dla Szuwarka wysoka fala nie jest zbyt bezpieczna, a na Zalewie fale bywaja przecież groźne. Tak słyszałem... ale wolałem tego nie sprawdać.

Wracamy z wiatrem ! Na motyla naprawdę szybko się płynęło - wiatr mieliśmy dokładnie w plecy.

 

Fot powyżej - Tuż przed zakrętem w rzekę, para łabędzi zatoczyła efektowny krąg wokół masztu Szuwarka. Miałem niejasne przeczucie, że chcą nas zbombardować -  wiadomo czym. Na szczęscie, chyba tylko chciały nas zobaczyć z bliska. Dzikej przyrody, różnych kaczek, łabędzi , myszołowów i innych ptaków drapieżnych, naoglądaliśmy sie naprawdę sporo. Polecam koniecznie zabrać ze sobą lornetkę. Cisza i spokój w okolicach ujścia Szkarpawy i wejścia do Nogatu jest wręcz niczym nie zmącona. Robek nie mógł oderwać oczu od lornetki podziwiając popisy drapieżnych ptaków. W sumie już do widoku takiego myszołowa przywykłem , bo w Sobieszewie też fruwa taka drapieżna para, ale tutaj ciąglę je było widać. Zdjęć natury mamy tyle , że można naprawdę długo ogladać...

Około 16tej 30 wpłynęlismy z powrotem na Szkarpawę i na żaglach dopłynęlismy aż do przystani. Tu, korzystając z okazji, wysadziłem Robka na pomost i zrobilismy małą sesję foto Szuwarka pod żaglami. W ogóle nie mam takich zdjęć Wink Oto co nam wyszło prezentuję poniżej...

I zwrot tuż ptrzed pomostem... lekko dmucha idealne warunki - jak na wybiegu dla modelek Wink

Następna runda... jeszcze bliżej pomostu podpłynalem.

Potem uruchomiłem silnik , aby ułatwić sobie manewry, a Robek focił dalej... w sumie kilka lat czekałem na taką okazję kiedy, będe miał fotografa na przystani i takie światło !!!

I jeszcze raz podchodze , aby się ustawić dobrze do zdjęcia. Silnik oczywiście na biegu jałowym ...

 

W końcu po sesji cumuję,  i po mału składamy łódkę. Robek uczy mnie jak prawidłowo złożyć grota do snu.

Trzeba przyznać - dobrze mu idzie .

Pniej dobija do pomostu Octopusy - wielki czerwony jacht - pozdrowienia dla zalogi, która w swej młodszej częsci, przywozi ze soba armatę na ziemniaki. Wspólnie podziwiamy strzelanie ostrą amunicją (ziemniakami) -oczywiście z bezpiecznej odlegości. Na poniższym zdjęciu chłopaki z armatą. Paliwo do niej to lakier do włosów. Marki na podali.

Kolejny wieczór na przystani upływa na wizycie w sklepie celem zdobycia kiełbasek na ognisko i uzupełnienia zapasów zawartości kotwicy Wink Rowerem jedzie się w jedna stronę około 20 minut. - w zasadzie cały czas prosto aż do cywilizacji . Pani Magda wypożycza nam rower.

Przy ognisku czas płynie bardzo szybko i przyjemnie - szkoda że tak szybko.

Następnęgo dnia znów wypływamy skoro świt 12ta - na ryby ! Robek próbowal łowić z pomostu , ale nic nie brało. Podobno niedawno sztorm był i ryby przepłoszył. Wypływamy na Nogat - dzika natura to jest to. Cumujemy do brzegu w wybranym miejscu zaraz za linią wysokiego napięcia. Robek poluje na ryby , ja biore lornetke i poluje na ptaki.

 

Jednak , jako że ryby mają nas dalej w nosie - ptaki z resztą też, postanawiamy wyjść troche pokręcić się po Zalewie na żaglach. Tym razem nie mamy już tak ładnej pogody - wiatr mocna 2 B może nawe i 3B , ale za to ogromna fala co chwilę, na silniku nie udaje nam się postawić żagli. Szuwarek pokazuje swoją wadę - kadłub ma płaskie dno i strasznie wali w wodę przy stromych falach. Wycofujemy się głąb ujścia, gdzie jest spokojniej  i dopiero tu rozstawiamy żagle. Pływa się naprawdę fajnie - mimo fali łódka dobrze sobie radzi. I tak halsujemy sobie od krzaków do krzaków zwracając uwage , czy czasem dna nie widać... Aż wychodzimy na szersze wody.

Zawracamy - z wiatrem fala prawie wlewa się do kokpitu, ale płynie się znakomicie, choć trzeba uważać.

Tym razem to było bardzo mokre pływanie Smile

W sumie zapuściliśmy sie w tych warunkach, aż do pławy 18tej. Powrót na motyla. Wracamy dość późno jak na nas, bo około 18tej - przy pomoście pełno łodek. Będę musiał stanąć z boku.

Znów ognisko , opróżnianie zawartości kotwicy, podziwianie gwiazd - ale tam maja niebo ! No i niesamowite opowieści Przemka ! Też byłem w wojsku i niejedno mógłbym opowiedzieć, ale opowiadania Przemka robią wrażenie. Na wieczór dobijają inne jachty. robi się tłoczno. Tym razem nie siedzimy już tak długo.

 

Rano wcześnie żegnamy się ze wszystkimi i odchodzimy. Czas wracać do domu - założenie - być najpóźniej o 5tej w Górkach.

Chwilowy postój za mostem celem kupienia czegoś bardziej normalnego do jedzenia , bo wszstkie konserwy juz zjedliśmy!

Mija nas wielka barka, która dogonimy jeszcze...

Robek dokładnie uzupełnia wpisy w naszym dzienniku pokładowym.

Wielogodzinne płynięcie na silniku w pełnym słoncu robi swoje... dopada nas znużenie. W końcu dopływamy do Gdańskiej Głowy. Wrota już zamknięte, ale widzę , że nas wojają wyraźnie z brzegu - podpływamy mimo czerwonego światła - wrota otwierają się ponownie i  śluzujemy się razem z barką która nas wcześniej wyprzedziła. Robek wyskauje zapłacić i zrobić trochę zdjęć. Dogoniliśmy też czerwonego Octopussa i jego załogę który wypłynął z Osłonki dzień wczesniej.

Fot poniżej - wnętrze śluzy Gdańska Głowa. Kto znajdzie Szuwarka ?

Tu widać lepiej... strasznie wielka ta barka. Panowie z barki mówią, żę mamy się szybko zabierać , bo oni się spieszą Surprised robimy fotki komórką Zalesia nadrabiąjac stracone poprzednio ujęcia. Robek sporo tu zfocił, ale prezentuje tylko te dwie najefektowniejsze.

Na Wiśle stawiamy na chwilę żagle - zawsze będzie można powiedzieć, że żeglowalismy po Wisle Wink

A potem krótki postój przy brzegu. Tu też zupełnie dziko, tylko pola...

 

Z wiatrem szybko dopływamy do Przegaliny. Przy śluzowaniu pracownik śluzy dokładnie wypytuje mnie o nazwę łódki - a jakże Szuwarek ! Ale wielka ta śluza-zapłaciłem kilka zł za śluzowonie i pracownik wsiadł na rower i pojechał na drugi koniec, otworzyć na wrota - tu też robimyoczywiście komórką Zalesia nadrabiajac stracone poprzednio ujęcia.

Oto zdjęcia z tamtej sesji...

Juz nigdy nie będę się śmiał z ludzi robiących zdjęcia komórką ! Mój aparat padł na dobre.

Wrota otwarte - przechodzimy. To było okolo 14tej 45.

 

Dopłynęlismy - kapitan , he he, schodzi na ląd - historyczne ujęcie - na ten tydzień mam chyba dość pływania, Robek z resztą też. Smile Jest pół do piątej - mamy dobry czas- pozostaje nam jeszcze spakowanie się, wyciągnięcie z wody i opatulenie jachtu w plandeki do spanka na lądzie. No i odwiezenie Robka i mnie do domu. Uff...

Fot powyżej - W sumie na całą wyprawę zużylismy tylko 7 i pół litra paliwa. Zeby mój samochód tyle palił... Cały czerwony kanisterk (ten z Biedronki za 8 zeta) i pół zielonego chyba z Castoramy. A zabrałem ze sobą aż 20 litrów Smile

 

Increase

Na zakończenie relacji przygotowałem, tak na szybko odręczny plan z zumi, trasy jaką wykonaliśmy. Oczywiście jest to tylko szkic - bo stawy gdańsk nie mogłem znaleźć na tej mapie.

Teraz z perspektywy odbytej juz podróży , nie wydaje mi się juz tak WIELKA ta nasza wyprawa, bo w zasadzie to może być taka nawet dwudniowa wycieczka łódką z jednym tylko noclegiem. Spotkalismy kilkoro ciekawych osób, a wszyscy napotkani byli dla nas bardzo mili - z pewnoscią powtórzę wyprawę w przyszłym sezonie. Wszystkim goraco polecam odwiedzenie przystani w Osłonce.  Śluzowania nie ma się co obawiać, trwa chwilę, trzeba tylko wczesniej zadzwonić , czy śluzy są czynne bo bywa, że są zamykane przy podwyższonym stanie wody. Otwierają  je nawet takim malutkim jachtom, jak moj Szuwarek.

 

Na zakończenie tej opowieści, pozdrawiam bardzo serdecznie wszystkich których soptkałem na przystani w Osłonce, gdzie mieliśmy naszą bazę wypadową prze te kilka dni, oraz załogę Octopusy- mam nadzieję że armata dobrze się spisuje Wink, Przemka z Małżonką , Panią Magdę . Z tej strony dziekuję również Robertowi za towarzyszenie mi w tej przygodzie. Bez ciebie Robek ta wyprawa by się tak nie udała.Smile Cały czas odnosze wrażenie że powiniem zrobić to 20 lat temu...

 

Piotrek

 

No i musimy zadziałać z siekierą, która nam zaginęla w boju...

Z ostatniej chwili - siekiera juz jest :-)

Robek podesłał mi jeszcze swoje wyliczenia które zamieszczam poniżej. cytuję ponizej

 

"Pokusiłem się o wyliczenia rejsu.

Załączam wyniki obliczeń (oczywiście kilometraż z pewnym marginesem błędu).

Ogólnie przepłynęliśmy około 119,1 kilometrów w 24 godziny i 13 minut.

W tym na silniku 87,5 km w 16 godz. 50 min. a na żaglach 31,6 km w 7 godz. 23 min.

Wyliczenia na podstawie dziennika pokładowego Szuwarka.

 

Całkiem nieźle.

Może pokusisz się jeszcze o jakiś wpis podsumowujący rejs pod zdjęciem z trasy ? "

Mnie nie trzeba namawiać.  Załączam. Niestety tabelka nie chce sięprawidłowo wyświetlić.Frown Więc załaczam jako obrazek.

Poprawiony: środa, 18 września 2013 11:05
 

Łódką do marzeń – czyli jak powstała moja Pasja 450 cz. 14 szycie namiotu

Email Drukuj PDF

Witajcie - lato dobiega juz końca, ale śmiało moge powiedzieć że sezon był bardzo udany. Jak zaczynałem budowę swojej żaglóweczki w oczach miałem jak nią pływam po wzburzonych morskich falach... Póżniej życie zrewidowało szybko te plany. Zwątpiłem w sens całego tego plywania, bo nie było z kim. Aż wreszcie zacząłem coraz odważniej i odważniej, aż w końcu odbyłem rejs po Zalewie - moje marzenia napradę zaczynaja się urzeczywistniać :-) Wspaniałe uczucie  ! :-)  Odbyłem swoim Szuwarkiem tw tym sezonie  kilka fajnych wypadów, z czego ostatni bardzo jak dla mnie daleki i poznałem sporo ciekawych osób :-) . Wszytkim polecam pływanie w okolicach Zalewu i nowo powstałą przystań w Osłonce którą osobiście odwiedziłem. O tym jednak nastepnym razem. :-)

Szuwarek oczekuje na wodzie :-) Zaraz wsiadamy ;-)

 

Aby moją łupinkę uczynić jachtem bardziej turystycznym, postanowiłem uszyć namiot - zresztą plan był w dokumentacji . Z pomocą użytkowników Szkutnika namierzyłem hurtownię materiału wodoodpornego Surtex w Gdyni gdzie nabyłem taka fajną tkaninę namiotową, w kolorze oczywiście ,,szuwarkowym'' :-) . Niestety za pierwszym razem kupiłem jej za mało i musiałem później dokupić. Najpierw 5 m , a potem jeszcze 3 m. Namiot szyłem oczywiście na ostatnią chwilę, ale to jak na mnie, to juz chyba pewien standard :-).

Jak tylko nadszedł upragniony urlop we Wrześniu od razu udałem się do mojego Taty celem szycia owego namiotu. Zaznaczam , że ani ja , ani mój Tata nie mamy żadnego doświadczenia w szyciu takich rzeczy :-)

Patrzac na rysunki z dokumentacji łódki wydawało się to bardzo proste, ale pierwsze rozłożenie na podłodze materiału szybko sprowadziło mnie na ziemię :-( . Łodka na Górkach , a szycie odbywało się w domu - no i mamy problem. Mimo , że wcześniej byłem na marinie dokładnie rozmierzyć wszystkie potrzebne wymiary pod namiot na łódce, oczywiście okazało się, że brakuje mi najważnejszego wymiaru i nie ma jak go określić z tego co wymierzyłem. No więc zeszyliśmy tylko materiał tak aby było co załozyć na kadłub. Zrobiliśmy połaczenie w poprzek łącząc dwa kawałki materiału ze sobą aby szew przebiegał z góry na dół w połowie namiotu.

Tu na zdjęciu na marinie odbyła sie pierwsz przymiarka.Po zawieszeniu namiotu na bomie odrysowałem miejsca gdzie przebiegała listwa odbojowa. Jak sie później okazało na marinę jeździłem jeszcze potem dwa razy , aby wszystko spasować. Do dorysowywania najlepsze okazało się mydło, a potem jeszcze tata zdobył jakieś specjalne krawickie mydlo które dawalo jeszcze lepiej wyraźny ślad, bo zwykłe potrafiło sie zmazać.

 

Kolejne rozmierzanie namiotu, ale już zaczyna się układać zarówno na łodzi jak i u mnie w głowe :-) ostateczny jego wygląd.

 

Tu Robert pomaga - jako że trochę wiało posługiwaliśmy się taśma klejącą. Nistety nie chciała się za bardzo trzymać i wymiary częsciowo były trochę domyślne :-) .

 

Tu Paweł tejstuje juz prawie gotowy namiot - okazało się , że jest tam całkiem sporo miejsca.

 

A tu już gotowy - jak widać nawt wygląda , że to wszystko działa. Widać szew łączący w całość namiot w 2/3 długosci

Powyżej odręczny rysunek namiotu - czarną linią oznaczyłem zamek błyskawiczny, czerwoną linkę na krawędziech - wszystko jest zszyte na tak zwany szew namiotowy. Jak poniżej - zdjęcie pochodzi z netu (nie umiem tak ładnie rysować :-) )

W krawędzie namiotu wszysta jest linka , aby w razie silnego wiatru można było dolny fartuch dociągnac do burty - wiatr potrafi podwiewać boki do góry. Tylny zamek jest osłonięty zakładką ktora posiada rzepy , aby jej tez nie podwiewało gdyby co. Od góry namiot opiera się na bomie , od dołu jest mocowany do łodzi na zwykłą gumke od majtek, taką z pasmanterii szerokości 10 mm.

Na wyskości want jest rozcięcie - tu na zdjęciu jeszcze nie jest zrobione, ale za to dobrze widać otwór na bom, na szycie namiotu. Materiał na burcie wyraźnie się marszczy, a to za sprawą gumek , które są wszyte co 60 cm i przyszyte do namiotu na wysokosci aż 20 cm (10 cm na boczny fartuch poniżej pokładu) . Po naciągnięcu topenanty , której rolę pełnił teraz fał grota , wszystko bardzo solidnie się trzymało. Dodatkowo w krawędzi fartucha namiotu wszyta linka, która troche obciaża krawędź, a w przypadku witru można ją dowiązać do kadłuba i tym samym unieruchomić juz całkowicie namiot.

 

Tu na zdjęciu widać zakładkę - zamek jest ukryty z lewiej strony pod nią. Rzepy dopełniają zmknięcie , tak jak wczesniej pisałem , by jej nie podwiewało.

 

Haczyki z nierdzewki, dosłownie w ostatniej chwili udało mi sie je kupic w  Leroy Merlin CHOliwa. Niestety w Dźwigni nie mieli.

 

Tu Paweł pomaga mocować haczyki do kadluba.

 

Założenie było takie , że namiot musi sie dac założyć całkowicie ze środka jachtu - z powodzeniem mogę powiedzieć , że mi się to udało. Przetestowałem namiot w Osłonce - trzykrotnie go zakładałem. Nie ma z tym większego problemu i nie musialem wychodzic na pomost.

 

Najpierw przełozyć przez otwór bom, potem zaczepić gumki z jednej strony , potem z drugiej na koniec naciagnąc topenantę - fał grota i gotowe . Ewentualnie można podciągnąc fał foka który podnosi szpone bomu , aby i z drugiej strony wybrać luzy. W srodku jest naprade całkiem możliwie, jesli chhodzi o temperaturę i miejsce.

 

Spanko gotowe - do środka wchodzi jednosobowy materac ( z dwojką jeszcze nie ćwiczyłem) i było mi calkiem wygodnie. Przetestowałem to wszysko w dniach 5-6-7 września , gdzie w nocy temperatura już mocno spadała. Niestety , ale może to i dobrze nie padało więc nic nie wiem na temat szczelności tych szwów. W razie czego byłem przygotwany , aby przenieść się do normalnego namiotu który zabralismy ze sobą.

 

Nad ranem material namiotu był całkiem mokry - zarówno od srodka jak i na zewnątrz - więc suszyliśmy go przed złożeniem.

 

Ten namiot budził ogólną ciekawość na przystani - w dobie plastikowych łódek , raczej się już takich rzeczy nie widuje :-)

 

Po trzech nocach spędzonych w namiocie - byłem betatesterem - nasunęły mi się pewne wnioski. Rufa jednak nie powinna być zakryta przez namiot. Bardzo utrudnia to wchodzenie na łódź, zwłaszcza wieczorem po ognisku - kto był w Osłonce wie o co chodzi :-) . Namiot leży na lakierowanej sklejce i łatwo się poślizgnąć , tym bardziej , że nie za bardzo jest czego się chwycić , a Szuwarek jednak jest bardzo chybotliwy. Dodam chyba też zamek z przodu. Przede wszystkim bardzo ułatwi to zakładanie namiotu, bo nie będzie trzeba odwiązywać bomu, a dwa będzie można wejść od dziobu. Miałem taką sytuację , że musiałem przycumować w niezbyt wygodnym miejscu pomostu i niestety musiałem zrobić to rufą właśnie ze względu na brak wejścia od strony dziobu.  No i da mi to możliwość założenia namiotu na czas pływania na silniku , gdyby jednak trzeba było wracać podczas np deszczu. Temat niewątpliwie do poprawki :-)

 

Pozdrawiam wszystkich serdecznie - niedługo relacja z rejsu Szuwarkiem na Zalew Wiślany.

 

Piotrek

 

 

 

 

 

 

 

Poprawiony: niedziela, 15 września 2013 13:20
 


Strona 2 z 6

Zaloguj się!

Newsletter: Co nowego?



Wiadomość HTML?


Info

Witryna SzkutnikAmator.pl została utworzona, jest prowadzona i utrzymywana przez szkutnię adamboats.pl oraz sklep żeglarski SZTORMIAKI.PL

Wszelkie prawa zastrzeżone.