SzkutnikAmator.pl

  • Zwiększ rozmiar czcionki
  • Domyślny  rozmiar czcionki
  • Zmniejsz rozmiar czcionki
Home Pasja 450 "Szuwarek" - budowa żaglówki
Pasja 450 "Szuwarek" - budowa żaglówki

Łódką do marzeń – czyli jak powstała moja Pasja 450 cz 9

Email Drukuj PDF

 

Witam – dalszy ciąg – mam nadzieje że Was nie zanudziłem tą opowieścią, ale tak naprawdę dopiero pod koniec maja następnego roku nastapiło wodowanie. Już w lutym odebrałem zamówione żagle z zaprzyjaźnionej żaglowni – no cóż zbierają się kontakty :-). W ogóle w czaie budowy poznałem wiele ciekawych osób, ale o tym może kiedy indziej. Po pierszej przymiarce żagli do masztu okazuje się – że nie pasują !!! - tzn nie pasuje fok – jest zbyt duży i się nie mieści pod sztagiem. Jak to możliwe ??? Wszystkie wymiary przeciez pasują ! Z wyliczeń wynika, że to nie mozliwe i musi pasować, ale jednak nie pauje :-( Ale nie poddaje się – krótka konultacja z Panem Januszem konstruktorem – i podnoszę podwięzie wantowe – już się mieści. Ale jak do tego doszło ??? Jak zwyle wychodzi moje kombinowanie...

Cała łódka jest przeskalowana o pół metra co daje 1 do 1.125. Ale jako że w czaie gdy jacht powstawał, obowiązywały przepisy, że bez patentu wolno pływać tylko jachtami do 10 m kwadratowych żagla , a ja nie miałem wtedy jeszcze patentu , zdecydowałem się pozostawić cały takielunek z masztem i bomem taki jak był w projekcie. Skutkiem tych zmian cały trójkat omasztowania umieściłem dokałdnie tak jak powinien być gdyby kadłub miał tylko 4 metry , a nie 4 i pół :-). Dziś już dokladnie nie pamiętam – musiałbym przemierzyć wszystkie kluczowe wymiary, ale chyba mocowań want nie przesuwałem bo róznice były centymetrowe, a przesunąłem tylko sztagownik z czubka dziobu kilkanaście cm w głąb pokładu co było widać na fotkach. Do dziś zachodzę w głowę jak mi to tak wyszło , no ale wyszło jak wyszlo :-). Grunt , że ożaglowanie działa :-)

 

Instalacja sztagownika na dziobie – w oryginalnie projekcie sztag jest mocowany na samym czubku dziobu. Sztagownik zrobiny z dwóch kontowników z nierdzewki i wypolerowany :-)

 

Bloczek widoczny na fotce , to oczywiście samoróbka (jak wszystkie) służy do podnoszenia i opuszczania masztu w pojedynkę – jakos musiałem sobie radzić. Koszt jednego bloczka to plastikowe kółko od przelotek 5 zł, sklejka z resztek , płaskownik – sparawa groszowa, oczywiście śrubki po złotówke za szt no i zaczep z krętlika. Wyszło bardzo tanio, za około 80 zł mam 6 bloczków. Oczywiście ich jakosc nie dorówna żadnym innym, ale na mojej łódce się sprawdzaja do dziś . No i są drewniane

 

Widok od dzioba

 

Widok na talię grota

Widok na obciągacz bomu z jednej i z drugiej strony. Moim zdaniem w tej konstrukcji nie jest potrzebny. Bywało , że w ogóle go nie zakładałem i pływało się dokładnie tak samo jak z założonym. Ale w kazdym razie jest ;-)

 

A tak się prezentuje w całości :-) Tata przyjechał zobaczyć instalację żagli :-)

I jeszcze z tyłu – podstawowe prace ukończone. Można juz wodować. Na rufie wdać krzyżak do kładzenia masztu

Same żagle i mocowanie do masztu

Jako że łódka nie była jeszcze nigdy na wodzie , na wszelki wypadek do forpiku i achterpiku włozyłem kilkaset butelek plastikowych po napojach gazowanych. Nigdy nie wiadomo czy uszczelki jakie zastosowałem beda naprawde szczelne ;-( Butelki zbierałem przez cały okres trwania budowy :-) Napradę tego duzo tam weszło :-) Szkoda , ze nie mam fotek. Aktulanie mam zamiast butelek włożony styropian , ale tak luzem w dużych kawałkach. Dostałem od pracowników ocieplających bloki w Brzeźnie kilka lat temu. Jest wyraźnie lżejszy :-)

 

Wreszcie pierwsze wodowanie ! Gorąco – ostatnie dni maja – temperatura 32 stopnie – wody chyba zero , w każdym razie lodowata. Nie odważyłem się wejść głebiej niż po kolana :-)

 

Wspólnie z kolegami zaciągneliśmy łódkę na plażę – nie powiem to jednak kawałek pchać taki ciężar po wybojach. Przepchanie łódki na wózku z kółkami z castoramy to ciężka sprawa, ale jakoś dobrniemy do wody. Pić... Pić... :-) Butelka wody poszła od razu :-)

W chwile póżniej oczywscie jest szmpan, ale nie decyduję się rozbić o burtę – wypijamy po łyku i wprowadzamy łódkę do wody.

Po zwodowaniu – wszyscy wołają - no dalej wsiadamy !!! A ja nie mogę się napatrzeć – wreszcie po kilku latach budowy mój jacht jest na wodzie :-). Niezapomniane przeżycie ! Ale rzeczywiście nie ma co czekać – wsiadam razem z Darkiem – stawiamy żagle i odpływamy !

Łódka nabrała wiatru i ruszyła żwawo do przodu.

Nagle Darek mówi do mnie spokojnym głosem – nie mamy steru ! Ogladam się , a on trzyma w reku rumpel... "Hiuston – mamy problem !" :-) A tak pieczołowicie go piłowałem, a on się wziął i zepsuł... Widocznie słaby jakiś taki zrobiłem :-(

Szybko nas zaczyna znosić – ale Darek jako że wprawiony trochę w pływaniu , manewrując sprytnie żaglami doprowadza nas do brzegu

Na brzegu dokonujemy prowizorycznej naprawy – za rumpel posłuży krzyżak od masztu – szybko ide do sklepu metalowego po długa srubę (szkoda że ostatnio zamknęli ten sklep) dostaję śrubę grats. W około łodki zbiegowisko – no cóż , rzadko łódki widuje się na plaży ;-) No ja sam nie widziałem nigdy :-)

 

Adam wykonuje te fajne fotki , korzystając z przestoju na brzegu – tu widać złamany rumpel

 

Po naprawie pływamy już bez problemów cały dzień , az nam się znudziło – jak widac na fotkach waruki świetne – lekka dwójka – fal brak , wieje od lądu :-). Mimo problemów na starcie - dzień bardzo udany. Tylko rumpel do poprawki. :-)

 

No nie tylko – w nastepnych pływaniach ujawnia się problem miecza – bardzo paważny – ale o tym nastepnym razem :-)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Poprawiony: czwartek, 02 czerwca 2011 08:14
 

Łódką do marzeń – czyli jak powstała moja Pasja 450 cz 8

Email Drukuj PDF

 

Witam – wreszcie budowa w końcu dobiega konca – ruszam już od marca ze składaniem wszystkich elementów w jedna całość.

 

 

Oto ładnie wyprofilowany rumpelek do steru z listew sklejkowych – niestety nie wytrzymuje i juz w pierwszym pływaniu ulga załamaniu, ale o tym później :-)

 

 

Na tej fortce widać – nie mylicie się – zamek yeti – łódka jak wcześniej pisałem powstawała metodą bardzo budżetową – czyli jak najtaniej sie da. Z perspektywy czasu powiem , że zamki nie zawiodły – nadal działają :-) Chciałem je w przyszłości wymienć , ale chyba nie ma takiej potrzeby.

 

Widok gotowego steru – czwerwony ładnie kontrastuje z żółtym :-) Dodam , że wszystkie elementy są całkowicie wykonane od zera z nierdzewki z płaskownika , śrub i itp. Jednak stal nierdzewna jest bardzo trudna do obróbki – gwintować prawie się nie daje, wiercenie to też małe wyzwanie, choć już bardziej wykonalne w warunkach domowych.

 

 

 

Stopa masztu oraz odpowiednie wzmocnienia , widać też sztagownik

 

Jażmo masztu

Do prac nad ustawianiem ożaglowania pospawałem wraz z sąsiadem z garażu obok taki oto wózek. Chciałem nim dojechać na plażę ciągnąc jacht recznie, a w przyszości zainstalowac hak w samochodzie. Zapomniałem Wam napisać , że przecież mieszkam zaledwie pięć minut od plaży w Brzeźnie :-)

Wreszcie ustawiam maszt, oczywiscie pomaga mi w tym Tata. Zawsze na niego moge liczyć :-)

 

Niestety mimo ogolnych starań nie udaje mi się w kolejnym sedzonie zwodować jachtu. Jestem tak zabiegany , ze lato przelatuje a ja wciąż nie zorganizowałem żagli !!!! Dodatkowo w drugiej połowie lata dość mocno się pochorowałem i prawie całą końcówkę lata spędziłem nie wychodząc z domu ...

Prace znów trzeba było odłożyć – jak pech to pech, ale trochę sam sobie jestem trochę wnien...

 

 

 

 

 

 

 

 

Poprawiony: czwartek, 02 czerwca 2011 08:13
 

Łódka do marzeń – czyli jak powstała moja Pasja 450 cz 7

Email Drukuj PDF

 

Witam – Na dworzu nastała juz późna jesień - budowa łódeczki prawie na ukończeniu. Niestety nie udało sie jej w tym sezonie zwodować, a teraz pływanie już by nie było przyjemne (parę lat później stwierdzę coś zgoła innego :-) Strach się przyznać, ale ja jeszcze NIGDY nie pływałem zaglówką.

 

W miedzyczasie – zamontowałem jaskółki – to było dla mnie swego rodzaju wyzwanie – w projekcie były tylko dwie, a ja zrobiłem trzy – na całą długość łódki i to z jednego kawałka sklejki. O dziwo się udało . Sam sobie nie wierzę, ale na fotce widać - wyszło. Przepraszam , za jakosć – troche poruszone to zdjęcie...

 

Przykręcam knagi , które tak rozbawiły mojego sąsiada :-)

 

Increase

No i rozpoczynam lakierowanie – lakier EPINOX 12 oczywiście marki Oliva – jakoś preferuję polskie wyroby – a poza tym są znacznie tańsze od odpowiedników zagranicznych.Najpierw forpik

 

Potem achterpik no i kokpit.

 

Wreszcie cała pomalowana – robi wrażenie na mnie wrażenie i chyba nie tylko na mnie :-). Laker ma bardzo wysoki połysk – takiego efektu się nie spodziewałem :-0.

 

Malowanie miecza i steru

 

Increase

Wreszczie pomalowane – Farba poliuretanowa Emapur – czerwona. Niesamowicie czerwona...

Miałem wizję – cały kadłub zółty, elementy wyposażenia czerwone, nazwa łódki czerwona , pokład lakierowane drewno– wprowadzam ją w życie, choć koszt farby baaardzo wysoki no i sporo się jej zmarnuje ...

 

Jako że kasy wciąż brak , nie zdecydowałem się na zakup gotowego osprzętu, ale postanowiłem go wykonać samodzielnie. Tymbardziej że mam mnóstwo czasu na te wszystkie drobiazgi, bo prawie całą zimę.

 

Poprawiony: poniedziałek, 30 maja 2011 22:21
 

Łódką do marzeń – czyli jak powstała moja Pasja 450 cz 6

Email Drukuj PDF

Witam – zrobiło się już zupełnie chłodno – po zachodzie słońca wszystkie praktycznie prace od tego momentu przeprowadzałem już przy zamknętych drzwiach garażowych.

Farba której użyłem do malowania to Emapur marki Oliva kolor RAL 1024 (czyli żółty)

Ale wracjąc na chwilę jeszcze do masztu – który powstawał równolegle z kadłubem – zorganizowanie listew z których jest zrobiony okaząło sie wcale nie takie proste. W okolicznych sklepach z drewnem , to można co najwyżej sobie boazerię zakupić... Udałem się więc do Tartaku na obwodnicy Gdańska na wysokości Wrzeszcza. Zamówiłem tam stosownej długosci listwy czyli 5,56 m tłumacząc co i jak i że to na maszt i muszą być jakościowe. Po tygodniu telefon z Tartaku – dzwoni jakis pan i mówi , że listwy dla mnie przycięli, ale raczej lepiej żebym ich nie brał... no cóż , myślę zobaczymy o co chodzi. Jak przyjechałem to juz wiedziałem – w jednej i drugiej listwie było pełno sęków, z czego w jednej sęk byl tak duży , że listwa pod własnym ciężarem się łamała... No więc ustaliłem , a własciwie zaproponowano mi - żeby najpierw gdy dostaną towar, czyli świeżą tarcicę, abym przyjechał najpierw wybrać deski z których mi wytną dopiero te listwy :-). Oczekiwanie na odpowiednią dostawę trwało chyba z miesiąc, ale w końcu dzwoni ten sam Pan – Jest dostawa. Przyjechałem i ten sam Pan co poprzednio zaprowadził mnie do takiego baraku gdzie w środku była sterta takich ogromniastych dech. No jeszcze takich nie widziałem !

Zaczęliśmy przebierać i przekładać no i w końcu znaleźliśmy deskę która idealnie się nadawała. Odłożylismy ją na inne miejsce. Po około tygodniu przyjechałem juz po odbiór gotowych już listew – naprawdę Panowie z tartaku NAPRAWDĘ się postarali – litwy wręcz idealne – nawet nie były odrobine wypaczone i prawie bez seków 6 metrów długosci . I nawet jak na tamte czasy za te pracę nie zapłaciłem sporo bo jakieś 80 zl. Naprawdę wyrazy uznania dla załogi tartaku ;-) Będzie maszt jak sie patrzy :-)

No tak – listwy są , ale jak wykonać likszparę i nie zniszczyć listew ? Najpierw zacząłem dzwonić po róznych stolarniach kto by mi zrobił taką usługę. No i znowu zong – Albo nie chcą, albo mają za mało miejsca, albo licza sobie taka cenę, że ręce opadają. Nie sądziłem że będzie to problem, a tu masz babo placek. Ale skoro nie chcą zrobic, trzeba cos samemu coś wymyślić. I wymyśliłem – bardzo proste rozwazanie. Stary nóź od frezarki jeden koniec opiłowałem jako elipsę nadajac mu kształt przyszłej likszpary. Nastęnie zalozyłem go do struga – stąd elipsa – nóż jest pod kątem – jak patrzeć od przodu wystaje jako mniej-wiecej koło :-)

 

Ćwiczyłem oczywiście najpierw na bomie – nóż zamocowany w strugu – do struga przymocowałem listwy ograniczające, aby frezować szparę dokładnie w jednym miejscu i aby mi sę nóż nie przesuwał na boki i co chwile lekko dobijałem

 

Na pile tarczowej naciąłem rowek na głębość likszpary. A juz sam rowek prowadzenia likliny w żaglu wybierałem po malutku dobijając nóż coraz głebiej i strugając bardzo ostrożnie i bez pośpiechu – aż w końcu nóż wystawal na całą głębokość i wystrugalem praktycznie idealnie rowek na liklinę.

Całą operację powtórzyłem już na listwach masztu – wyszło jeszcze lepiej. W ten sposób po około trzech dniach miałem wykonane likszpary w maszcie i bomie za pratycznie tylko własny czas. Panowie specjalsci stolarze nie byli wcale potrzebni :-) Niech sobie krzesła i stołki robią , a nie maszty :-)

Listwy masztu i bomu skleiłem razem ze sobą – oczywiście likszparą do góry – co by mi nie wyciekła żywica i nie zatkała likszpary. Po utwardzeniu się żywicy ostrugalem na okraglo maszt i bom i gotowe – pozostalo jeszcze lakierowanie.

Z wykonania masztu jestem bardzo zadowolony, bo okazało się, że można całkiem łatwo i bez jakiegokolwiek przeszkolenia, dysponując wyłącznie ręcznym narzędziem wykonać bardzo dokadnie tak trudny element jakim jest maszt jachtu :-)

 

 

Na tej fotce – łódka już w zasadzie pomalowana obok maszt po sklejeniu w trakcie nadawania mu okrągłego przekroju. Zaprosiłem kolegów , aby mi pomogli ponownie obrócić łódkę abym mógł zacząć wykańczać pokład. Adam gdy ją zobaczył - jak na tej fotce – powiedział „ normalnie MacGyver'' :-) Dla takich chwil warto poświęcić czas – każdy kto budował cos takiego z pewnoscią takie chwile przeżył :-)

Od lewej- Adam, Darek i Marcin – Adam pomagał zorganizokać klej i metale nierdzewne, Darek sklejkę i mikrobalon, a Marcin pomagał mi transportować materiał z tartaku i do piwnicy. Każdy z nich poswiecił trochę czasu – Panowie bardzo Wam dziekuję :-)

Increase

I wreszcie łódka odwrócona – wykańczam , montuję osprzęt i będę lakierował :-)

 

Poprawiony: czwartek, 26 maja 2011 22:46
 

Łódką do marzeń – czyli jak powstała moja Pasja 450 cz 5

Email Drukuj PDF

 

Witam – budowa trwa – śpieszę się z czasem , bo lato szbko mija i niedługo temperatuy zaczną znów spadać.

 

Moja przeróbka projektu – rufę wyposażyłem w achterpik – tak wygląda przed zaklejeniem

 

A tak już gotowy achterpik – bedzie gdzie chować drobne wyposażenie :-)

 

Ciężarki od sztangi nie leżą bez powodu – dociskają płytę dna do belek na których leży , aby trzymała prawidłowy kształt – po zalaminowaniu wewnętrznych połączeń już pewnie nie muszą leżeć , ale jeszcze na wszelki wypadek zostawiłem.

 

Rozpoczynam przymiarki płyt sklejki na pokład.

 

No i wreszcie długo oczekiwana chwila – zaczynam przyklejać pokład ;-) Niestety klejenie musiałem powtórzyć , ponieważ przy próbie przesunięcia kadłuba , nie miał on dostatecznej sztywności i przykelenona płyta odskoczyła. Klejenie trzeba było poprawić i jeszcze wzmocnic poprzez wkręty z nierdzewki oczywiscie.

 

Kljenia pokładu dalszy ciąg – ściski stoarskie poszukiwane w całej okolicy :-) Przed przyklejeniem pokadu na dziobie dokładnie sobie wyznaczyłem gdzie ma przyjść sztagownik, aby potem nie było wątpliwosci :-)

 

Na koniec przyklejam półpokłady – łódka już wygląda jak łódka :-)

 

Teraz zaczyna się dopiero walka... Obracam łódkę wraz z kolegą – udaje nam się we dwóch bez więkrzych problemów bez linek itp...

 

Na tej fotce widać wyraźnie doklejoną porawkę, aby dziób łódki był dokładnie tam gdzie ma być.

Ze wzgledu na laminowanie tego fragmentu , niby wydawalo się że nie będzie potrzebna , ale aby łódka miał prawidlowy kształt była niezbędna. Wkręty które umocowały ten pasek , bardzo przeszkadzały podczas ścinania krawędzi i nie robiłem tego strugiem , ale ręcznie pilnikiem – tarnikiem i trochę szliferką kątową z tarczą na gróbo-ziarnisty papier.

 

 

Tak wygląda opiłowany kadłub przed lamnowaniem. Miejscami zeszlifowane jest tak mocno , że aż widac laminat z zewnętrznej strony , a nie sklejkę ;-)

A tak po zalaminowaniu od zewnątrz krawędzi. Fotki nie są najlepszej jakości , ale w tamtym czasie nie dysponwaem jeszcze przyzwoitym aparatem. ;-(

Szpara mieczowa – wybrane drewno i dużo laminatu – jeden z trudniejszych fragmentów – udalo się to średno :-( - Wązne , aby nie ciągnęło tam wody gdybu sie przetarła farba od pracującego miecza. Teraz jak bym robi – uwzglednił bym grubość laminatu juz na etapie wykonywania szpary

 

Laminowanie

Z następnego etapu prac nie mam fotek – a był to okres bardzo wytężonej pracy. Całą łódkę pokryłem alminatem epoksydowym, niestety teraz już nie pamiętam , czy były to dwie , czy jedna warstwa (prawdopodobnie jedna). W każym razie, laminowanie odbywało sie fragmentami – najpierw smarowałem żywicą powierzchnię łodzi, na to kładłem warstwę płótna i zaraz rozrabiałem kolejną porcję żywicy i nianasączałem płótno. Zanim zdążyło zżelować, smarowałem następny kawałek i znowu kładłem płótno i nasączałem i tak aż do pokrycia całości. Kawałki płótna oczywiście nachodziły na siebie. W jeden dzień oblaminowałem caly kadłub.

 

Jak laminat stwardniał rozpoczęło się szpachlowanie. Tutaj podziekowania dla miejgo kolegi Darka za zorganizowanie mikrobalonu , ktory okazał sie nie do kupienia w Trójmiescie. To znaczy był do kupienia, ale tylko w postaci całej beczki, a tyle to ja nie potrzebowalem... Przy okazji równiez należą się podziekowana dla kolegi Adama, który pomagał zorganizować żywicę w ilosciach hurtowych ;-)

Co do szpachlowania – rozrabiałem żywicę w małych ilosciach i potem na oko dodawałem mikrobalonu , aż do uzyskania odpowiedniej głęstości. Do szpachlowania użyłem starych plastikowych dyskietek 3,5 cala – jak szpachla stwardniała, nie bawiłem się w czyszczenie , tylko brałem nastepną :-) No i do ochrony rąk foliowe rękawiczki z stacji bezynowej ;-)

 

Kolejny etap to szlifowanie – szlifowanie – szlifowanie - szlifowanie - szlifowanie – szlifowanie – szlifowanie – szlifowanie - szlifowanie – szlifowanie – szlifowanie – szlifowanie - szlifowanie – szlifowanie – szlifowanie – szlifowanie - szlifowanie – szlifowanie – szlifowanie - szlifowanie - szlifowanie – szlifowanie – szlifowanie – szlifowanie - i tak dwa tygodnie :-(

Podczas twego etapu rozpadły sie 3 szlifierki oscylacyjne made in china. Ostatecznie postanowiłem za kasę uzbieraną na żagle zakupić szliferkę made in Makita. Dopiero nią dało radę zakończyć proces szlifowania. I tutaj przydał się wcześniej kupiony grzejnik gazowy. Ponieważ laminowanie odbywało sie juz pod koniec września i było juz zimno – niedokładnie utwardzone fragmenty laminatu na burtach dopiekałem tym grzejnikiem. Dzięki temu laminat nie mazał się podczas szlifowania. Przy procesie szlifowania już pomagał mi tata który szczęśliwie wrócił dostatecznie do zdrowia.

 

 

Zamocowałem stepkę z listwy sosnowej – konstruktor nie zalecił jej oblaminować. Posłucjałem się tej rady – stępka jest bez laminatu – miało to zapobec butwieniu drewa – ja o swoją łódke dbam i raczej bym do tego nie dopuścił, ale zobaczymy po latach :-)

 

 

 

Teraz zakupiłem farbę poliuretanową z utwardzaczem marki Oliwa żółtego koloru – a co w końcu do Oliwy mam autem 10 minut :-) w sklepie firmowym fabryki lakierów jachtowych. Dokładnie jest to lakier do pokryć nawodnych – ale taki lakier właśnie proponował konstruktor, a ja miałem jeszcze dodatkowo oblaminowany jacht. Wspólnie z tata rozpoczeliśmy malowanie – to już był październik i zrobiło się całkiem chłodno. Z perspektywy czasu – lakier moim zdaniem się sprawdził – nic nie odłazi, ale też łódka nie jest trzymana w wodzie dłużej niż dzień :-)

 

 

 

 

 

 

 

Poprawiony: środa, 25 maja 2011 22:40
 


Strona 5 z 6

Zaloguj się!

Newsletter: Co nowego?



Wiadomość HTML?


Info

Witryna SzkutnikAmator.pl została utworzona, jest prowadzona i utrzymywana przez szkutnię adamboats.pl oraz sklep żeglarski SZTORMIAKI.PL

Wszelkie prawa zastrzeżone.