Łodką do marzeń - Szuwarkowanie na Jeziorak cz. 22
niedziela, 30 sierpnia 2015 22:34
Skalpel
Następnego dnia rano tradycyjne skoro świt 10ta, wypływamy w dalszą trasę. Ropoczynamy trzeci dzień rejsu. Jak na razie nie było pływania na żalach, ale mamy spore opóźnienie bo plan zakładał , że wczoraj pokonamy całą Rudą Wodę , a to naprawdę długie jezioro. Około 13tej dopływamy do Miłomłyna, skręcamy w odnogę kanału aby uzupełnić paliwo i skoczyć coś zjeść. Mostów po drodze minęliśmy całą mase. Płyniemy fajnie prawie cały czas osłonięci zasłoną lasu. Gorąco , ale jednak w cieniu.
Chłopaki naprawdę opanowali sztukę kładzenia i stawiania masztu do perfekcji. Na dziobie do sztagu zamocowałem linkę, przepuszczoną przez bloczek. Nie trzeba było bawić się z szeklą na dziobie. Linkę zamocowałem do knagi zaciskowej od foka. O godzinie 16tej wpłynęliśmy na Jeziorak. Wiatru prawie wcale , ale postanowiliśmy rozstawić żagle. Od razu po wypłynięciu z zatoki ukazał nam się Duży Gierczak - wyspa - z fajnym mijscem do biwakowania na dziko. Jako , że wiatru jak na lekarstwo odpalamy motor i płyniemy na wprost. Miejsce fajne, ale trzeba wyskoczyć z łódki do wody - bardzo płytko i dno kaministe. Wyciąśgamy łodkę na brzeg i rozstawiamy obozowisko. Jest ognisko i śpiewy przy gitarze. Sklejony materac Pawła o dziwo trzyma powietrze - brawo Zaleś :-) Rano kąpiel w jeziorze - chłopaki próbują opanować ponton. Pływanie na komandosa nie jest wcale proste, tym bardziej , że ledwo się w nim mieszczą :-) Ja też póbuję i też się ledwo mieszczę :-)
Po południu płyniemy pokręcić się trochę po jeziorze , ale skoro wiatru nie ma to pada decyzja - płyniemy do Siemian wykąpać się pod prsznicem, zrobić pranie i uzupełnić zapasy suchego prowiantu i mokrego picia. W porcie Szuwarek bardzo się wyróżnia od innych. Kto znajdzie Szuwarka ? Co chwile ktoś podchodzi i pyta się czy to słomka ? Zwróciło to moją uwagę, bo nie zauważyłem większego zainteresowania innymi łódkami znacznie efektowniejszymi niż moja. Płacimy 5 zł za postój do 2 i godzin robimy pranie , kąpiel no i ideziemy na zakupy oraz na obiad do Dzidka. Polecam - jedznie fantastyczne - zwłasza żeberka :-) Zajazd na przeciwko sklepu. Wracamy z powrotem na wodę szukać nowego miejsca na biwak. Po przeciwnej stronie na Lipowym Ostrowiu pełno takich miejsc do biwakowania. Jest płytko , więc nie są oblegane, tym bardziej, że w pobliżu są unijne pomosty do wygodnego darmowego cumowania. My znajdujemy miesce nazwane przez nas miejscem złamanej wierzby.
Kaczki to nam z ręki jedzą - już chyba przyzwyczajone :-) Tu spotykamy węża wodnego - miał z 70 cm i przepłyńął obok łódki Znów jest ognisko z kiełbaskami i nocleg na dziko. Chrustu pełno więc siekiera służy nam wyłącznie do zdjęć :-) I wieczorna kąpiel. Woda jest jak zupa - super aż nie chce się z niej wychodzić. Rano na śnadanie są jeżyny - rety ile tu tego jest, chyba całą miskę zjadłem i jakie dorodne :-) W sumie spędzamy tu dwie noce. Nie znaleźliśmy lepszej lokalizacji. Wiatru na Jezioralu prawie wcale nie mieliśmy, jedynie wieczorem trochę powiało , ale tak bardziej burzowo, więc zostaliśmy na brzegu. Zamiast ostrego żeglowania było spokojne biwakowanie, ale za to takie z prawdziwego zdarzenia z ogniskiem i gitarą i jeżynami. Dawno takiej przygody nie miałem. Żałuję , że nie kupiliśmy kurczaka i na ognisku nie upiekliśmy, to by dopiero było... :-) Zrealizuje pomysł następnym razem. Trzeciego dnia wracamy, znów kanały no i wreszcie pojawił się wiatr - szkoda, że dopero teraz. Płyniemy na silniku. Wypłynęliśmy około 10tej , a w Miłomłynie jesteśmy około 13tej. Znów obiad w knajpie pod Zurawiem i wypad po paliwo na pobliską stację. Zawsze ktoś musi zostać przy jchcie - teraz padło na Pawła. Uwaga - przy przystani jest kibelek Toy toy, ale wejście jest tylko dla ludzi o mocych nerwach - uprzeszam :-( Całą drogę mimo warkotu silnika chłopaki grają i to nie tylko na gitarze:-)
O 18tej jesteśmy za Rudą Wodą znow na znajomym campingu. Zmęczeni trasą szybko zasypiamy, ale za to rano wstajemy wcześnie, może nie skoro świt , ale całkiem wcześnie jak na nas. Korzystając z dobrego światła robimy sobie fajną sesję foto. Przystań fajnie zlokalizowana - warto się tu zatrzymać,
Ja z Pawłem Paweł prezentuje jak wygodnie mu spać w łódce - dla jednej osoby jest luźno. Zbieramy sie niezbyt pospiesznie.
Jeszcze foto na 60letnim pontone. Dopłynąl z nami aż tutaj - wiadowo wojskowy :-) Aż trudno uwierzyć... Składamy się, a chłopaki gadają... Namiot - 3 osoby. Mycie zębów - jak w latach 60 tych - te krany i zlewy na pewno pamietają te czasy :-)
Poprawiony: poniedziałek, 31 sierpnia 2015 08:20
Łodką do marzeń - Szuwarkowanie na Jeziorak cz 21
niedziela, 30 sierpnia 2015 21:58
Skalpel
Witajcie - Dzięki uprzejmości Adama mogę Wam przedtawić relację z naszej ostatniej wyprawy. Po tych wakacjach chyba mogę powiedzieć o sobie , że czuję sie spełnony szkutniczo... wspaniałe uczucie :-) Marzenia się spełniają :-) Udało mi się doprowadzić do odbycia prawdziwej dalekiej wyprawy własnoręcznie zbudowaną łodką. Wyprawy w zasadzie o której sądziłem , że to jest nie możliwe... Że za trudno, że za daleko, że łódka za mała itd. A to niemożliwe , zrobiło się całkiem możliwe i nawet całkiem nie trudne ! Odbyłem Szuwarkiem wyprawę na Jeziorak. Takie małe pływadełko , załoga liczna jak, na tak małą jednostkę , brak funfuszy , a jednak wypłynęliśmy oraz wrócilismy z dosć dalekiej trasy bez najmniejszych problemów. No i tu muszę wyróżnić bosmana - nawigatora Robka który włada excelem jak D'artagnan szpadą :-) Butaprenem również (to istotne, ale o tym później). Budująć Szuwarka , miałem przed oczami wspaniałe Jeziora mazurkie, dzikie mazurskie wyspy, ciągnące się w nieskończoność szuwary , biwaki pod namiotem na dziko , spanie pd gołym niebem oraz w namiocie, ognisko i śpiewanie do gitary , przy pieczonych ziemniakach i kiełbaskach - wreszcie spiełniło się ! Było wszystko wręcz z nawiązką , prawdziwy wypad z lat 70tych ubiegłego wieku. To wałnie tu jacht Szuwarek i jego twórca najlepiej czuje się wsród szuwarów i z tąd ta właśnie nazwa... Na sławne Mazury jeszcze Szuwarkiem nie dopłynąłem, ale to w sumie nic straconego, bo byłem już tam kilkakrotnie czarterem i jest to w zasadzie wypad dla ludzi majętnych. Mazury zabiła komercja i dzikich terenów już prawie nie ma... drogo tak, że to chyba tylko na zagranicznych turystów nastawione... łodek tyle , że czasem manewrować nie ma gdzie, kultury żeglarskiej brak, więc po co się pchać na zatłoczone Mazury, jak pod nosem są takie fajne dzikie tereny ? I tu jeszcze jedna ciekawa myśl mi sie nasunęła. Jak wpłynęliśmy do mariny w Siemianach, co najmniej kilkanaśie osób zwrócilo uwagę na moją łódkę. No cóż, wyraźnie odróżniała się od innych łodek-kabinowców-hotelowców (będzie na fotkach poniżej). Nie zaobserwowałem takiego zainteresowania innymi super jachtami... czyżbyśmy mieli przesyt plastiku ? :-) Odniosłem wrażenie, że chyba tak. W Osłonce spotkalśmy żeglaża który chyba pół świata opływał i w trakcie rozmowy przez chwilę zastanawiał się , czy nie zaminić się kiedyś swoim Nefrytem na taką łodkę jak na przykład moja Pasja... Chmm... Szuwarek sprawdził się jak zawsze, choć tym razem w zasadzie pływania na żaglach prawie nie było - Jeziorak powitał na kompletną flautą i niestety do samego końca nie waiło prawie wcale prócz jednej malej wichury :-) No a tu wiadomo , pływać się nie da. Powiększone bakisty forpiku i achterpiku i tak były za małe :-) Oczywiście udało nam się w nie spakować i jak zawsze było dużo niepotrzebnych rzeczy zabranych ze sobą, ale ogólnie i tak zdecydowałem się w ostaniej chwli zabrać stary ponton. Okazał się on strzałem w dzisiątkę, mimo swojego wieku - jest straszy ode mnie - jeszcze mój Tata nim na węgorze pływał - wytrzymał do końca i wygodnie przewoziliśmy nim sporo gratów , aby nie walały się po kokpicie :-) . Pawłowi i Markowi zapewnił sporo fajnej zabawy na wodzie :-) I ja też sobie nie odmówiłem przyjemności popływania na nim , jak za dawnych lat. Namiot sprawował się prawie idealnie - trzeba go tylko dokładnie zakładać , bo linka idąca po pokładzie od kładzenia masztu powodowała małe szpary i trochę wiało w środku zimnym powietrzem. W sobotę 8.08.2015 wypłynęliśmy mocno spóźnieni czyli tradycyjnie skoro świt 10-ta mimo , że poprzedniego dnia wszystko wstępnie spakowalismy. Jakoś udało sie wszystko zmieścić, ale zabralismy ponton do którego powkałdaliśmy sporo rzeczy które nie były krytyczne , jesli chodzi o zamoczenie. Oczywiście wszystko pozawijaliśmy w worki foliowe, ale jak chlapiąca woda dostała się do środka to i tak nie pomogło. Tak sobie teraz myślę, że warto było by zrobić jakąś plandekę na rzepy do zasłonięcia pontonu od góry. No i warto by dać sztywną podłogę, bo zgrzewka wody do picia mocno ryła wodę jak szybko płynęliśmy. Taka kotwa z tyłu...
Mapka trasy - w sumie przebyliśmy około 300 km w ciągu tygodnia. Jak na taką odległość, to 8 dni które zaplanowaliśmy, to bardzo mało. Ciągle trzeba było się śpieszyć, a dwa dni pobytu na Jezioraku nie wystarczyły aby popływać na żaglach (brak wiatru i upalna pogoda) Zaraz po przejściu pod mostem pontonowym rozstawiliśmy daszek - przepłynęliśmy z nim aż prawie do Elbląga. Upał był straszliwy i bardzo fajnie było płynąć w cieniu, choć było trochę duszno... daszku jednak nie dało się dotykać, tak paliło słońce. Zdjęć nie robiliśmy bo śluzy i mosty już nie są dla nas taką atrakcją , jak i sama Szkarpawa. Teren opływany - wiemy co i jak :-) koło 17 tej minlśmy port w Osłonce - tylko pomachalśmy do Pana Jurka , który nas oczywście zauważył :-) i popłynęliśmy dalej na w Nogat.
Z Nogatu skręciliśmy w kanał Jagieloński około 19 tej i na 20 tą byliśmy w Elblągu w porcie Bryza. Port dość mocno nie dofinansowany, pomosty rozpadają się, keje obsrane przez mewy, no ale tanio. Paweł od razu zaanektował łódkę do spania dla siebie. W porcie do wieczora trwała impreza - goście mocno balowali - rozstawiamy namiot w pobliżu łódki w rytmach ostrego disco polo :-) . Jak na razie trzymamy się napiętego planu. Rano ruszamy na zakupy i po paliwo. W nocy trochę padało i teraz w drodze na stację też nas deszcz zatrzymał. Na stację daleko tak na piechotę, najpierw przez most na drugą stronę a potem jeszcze kawał po drodze szybkiego ruchu...Czekamy pod mostem, aż się wypada. Około 11tej decydujemy się wypłynać z potru - tym razem pogoda jak na razie nam nie sprzyja, wyglada że dzień będzie pochmurny i może padać. Wypływamy z pory bez daszku - słońca nie widać - jest parno i duszno, ale może nie będze padać. Znowu mamy opóźnienie w stosunku do planu. Zaraz za miastem mijamy taki oto klimatyczny most kolejowy. Około pół do pierwszej pierwsza poważna atrakcja - wpływamy na jezioro Drużno - komórki w dłoń - filmujemy i focimy ile się da. Szkoda, że nie miliśmy porządnego aparatu z zumem - jezioro fantastyczne gęsto zarośnięte. Ptactwa całe mnóstwo, niestety pochmurno. Paweł na dziobie zajął doskonały punkt obserwacyjny. Momentami słońce wychyla się za chmur. Trasa robi się coraz bardzie zarośnięta i zaczynamy lawirować między glonami i wodorostami co chwilę otrząsając silnik z zaplątanych traw. Kanał Elblęski miejscami był mocno porośnięty. Widoki niesamowite - wszystko dzikie i zarośnięte. Około godziny 14tej dopływamy wreszcie do pierwszej pochylni - ale będzie zabawa - wymarzona przeprawa przez pochylnie kanału elbląskiego :-) Chopaki nie mogą się już doczekać. Cumujemy i idziemy się dopytać co i jak. Przy okazji robię kilka zdjęć tak na szybko machanizmów pochylni. To wszysko napędzane tylko wodą i pracuje odremontowane do dziś. Ja biorę telefon w dłoń i foce i filmuję jak leci. Wszystko :-) Wpływamy. Przy perwszej pochylni długo się zastanawiamy co i jak z tymi linami. Na szczęście dla nas mamy cały wózek dla siebie , więc przynajmniej mamy ułatwione zadanie. No to jedziemy - okazało się , że ta przeprawa to bułka z masłem. Skos niewielki, łódka wcale się nie ześlizguje , a linkami zaczepionymi nabiegowo bardzo łatwo ją utrzymać. Tylko wózek potężny w stosunku do Szuwarka. I tak kolejno pokonaliśmy wszystkie pięć pochylni w czasie około 3 godzin. Poniżej Paweł jako młotkowy - Waląc w gong dajemy znać obsłudze , że jesteśmy gotowi do przejazdu pochylnią. Kolejno pokonujemy - Całuny, Jelenie, Oleśnica, Kąty i ostatnią Buczyniec. Koszt przejazdu 35 zł płatne jednorazowo w maszynowni na dole na początku trasy. Przechodzimy na prawie pustym wózku, a na drugiej stronie jedzie statek - trochę nierówny ciężar. Za to jakie wrażenie :-)
Uchachani jesteśmy na całego - o godzinie 18tej wpływamy na jezioro Pniewo, a pół godziny później jesteśmy na jeziorze Sambród. Wyglądamy miejsc do biwakowania, bo już późno się robi, ale nie za bardzo jest gdzie na tych kanałach się zatyrzymać. Wszytko mocno zarośnięte i brzegi niezbyt dostępne. Około 19.30 dopływamy w końcu do jeziora Ruda Woda. Tu jest fajne pole namiotowe z barem przy plaży. Rozstawiamy się z namiotem , łódkę wyciągamy na brzeg i idziemy na zimne piwo. Oczwiście zamawiamy zapiekanki, pierogi - wygoda - nie musimy bawić się w samodzielne gotowanie :-) Dzień obfitował w same atrakcje. I tu - Paweł krzyczy - tata - katastrofa - przebiłem materac ! No to mamy problem, ale nauczeni już wcześnieszym doświadczeniem jesteśmy przygotowani. Mamy łatki i klej butapren, Robek skleja materac , ale ja bedę spał dziś na kamizelkach, zamiast na materacu :-(
Poprawiony: poniedziałek, 31 sierpnia 2015 20:47
|
Łódką do marzeń – czyli jak powstała moja Pasja 450 cz. 20 Daszek, bakisty, zniszczona knaga itd
niedziela, 19 lipca 2015 17:45
Skalpel
Witajcie. W dniu wczorajszym udało mi się wreszcie zwodować Szuwarka i wykonać testowe pływanie po bardzo intesywnych ostatnich pracach. Podłogi nie zrobiłem, zwyczajnie z braku sensownego pomysłu na wykonanie - zysk z niej nie wielki , pracy bardzo dużo, mozliwe problemy po wykonaniu trudne do przewidzenia... Postanowiłem w tym roku zrobić zadaszenie nad łódką , aby słońce podczas planowanego rejsu nas nie zniszczyło. Wypad ma się odbyć z Gdańska, aż do Jezioraka, gdzie planujemy trochę popływać na żaglach. W sumie nic niezykłego , poza tym że będziemy płyneli Szuwakiem w 4 osoby :-) . Więc jest to wyzwanie które trzeba było zorganizowac 30 lat temu :-) Z pewnoscią będzie fajna zabawa, a wykonane zadaszenie pozwoli nam przetrwać i silne słońce i nawet niezbyt mocny dzeszczyk.
Przed wyprawą, jako że musimy zabrać więcej bagażu niz zwykle przygotowałem z Zalesiem bakisty. Powiększylismy je dość zancznie, a ja je dodatkowo wyłozyłem wykładziną dywanową , aby styropian się za bardzo nie sypał. W sumie efekt przeszedł moje oczekiwania :-) Tylny achterpik robiłem prawie dwa tygodnie na czworakach... mega trudne zadanie przy układaniu kawałków styropianu, aby dokładnie wypełniały pustą przestrzeń. Na szczęscie styropian był z moich zapasów z czasów ocieplania bloków w Brzeźnie :-). Przy okazji mimo juz 7 roku jak jest ten styropian, to nie zauważyłem efektu jego zanikania , który podobno wystepuje - nie wiem może to zbyt krótki okres czasu, a może styro dobrej jakosci :-)
Klapę też wypełniłem styropianem.
Po włożeniu wykładziny od razu lepiej :-) Teraz będzie trzeba buty zdejmować przed pakowaniem :-)
Trzy kanisterki na paliwo mieszczą się teraz bez problemu. Robek wymienił w nich usczelki na gumowe i teraz nie ciekną. I jeszcze np pompkę do materacy zmiescimy. Wymieniłem też uszczelki przy klapach - warto je dokładnie równo przyklejać, tak by nie wychodiły poza obrys wzmocnienia klapy, bo wtedy nie wciskają się tam gdznie nie trzeba i lepiej uszczelniają. I dzieki temu nie rwą się przy zamykaniu i otwieraniu. Forpik również tak zrobiłem, z tym że nie układalismy tak cierpliwie styropianu , tylko cały jest wypełniony pakowymi woreczkami z powietrzem , jakich uzyłem do wypełnień by półpokładach. Styropian jest tylko ułozony na same wykończenie. mniej więcej do końca skrzyni miecza. Efekt końcowy na ponizych fotkach :-) (Przed odkurzaniem )
Próba bagażu :-) - Ciekawe jest to , że w zasadzie mamy darmowa lodówkę, bo ze wszystkich stron jest kilkucentymetrowa warstwa styropianu. Piwo nawet w upalny dień pozostanie chłodne, efekt dał się zauważyć juz nawet poprzednio :-)
Mieści się całkiem sporo w porównaniu oczywiście do tego co było poprzednio. Klapę też wypełniłem styropianem i okleiłem wykładiną. Myślę , że udało mi się duzo dokładniej wypełnic pustą przestrzeń niz poprzednio. Woreczki fajnie się same układają , ale styropian trzeba bardzo dokładnie docinać i układać.
Daszek postanoiłem wykonać z prętów szklanych - pomysł podunąl mi Witek z Psychoterapii - pozdorwienia :-) Pręty zakupione w Decatlonie po 50 dych z paczkę. W sumie kupiłem dwie paczki , bo chciałem aby daszek był nieco większy niż sama łódka.
Konstrukcja , a la'parasol - najprościej jak się da - nawierciłem otwory w bomie i tam poprzetykałem szklane pręty. Na nich rozpinam pałatkę z materiału planedekowego kupionego w Surtexie w Gdyni.
Całosć wisi na bomie - tył daszku rozkłada się , aby było łatwiej płynać, siadać wysiadać itd. Generalnie wydaj się, że to działa. Obawiam sie jedynie silnieszych podmuchów wiatrów - w sumie to dosc delikatnia konstrukcja. Chyba zakupię jeszcze jedną taką paczkę prętów. Na wszelki wypadek.
Poniżej tył rozwinięty na pełna długość. Układa się tak trochę słabo , ale myślę że powinien spełnić swoje zadanie - silne śłońce juz nam nie groźne, słaby deszczyk pewnie też wytryma. Przy silnych wiatrach i silnym deszczu i tak pewnie od razu parkujemy gdzie się da :-) Zawsze też mogę bardzo obnizyć ten daszek i tylko jeden straceniec będzie stał za sterem.
Widok od dołu - sklejone dwa pręty szklane , aby rufę zasłonić :-)
Widok od dziobu - niestety zdejmowanie i zakładanie daszku jest dosc pracochłonne, a konieczne przy składaniu masztu. Tu jednak pomocny będzie bloczek, aby nie trzeba było wyskakiwac na dziób do szekli od sztagu.
i z boku... teraz tak myslę , że można było jeszcze z folii zdrobić szybkę na dziobie. Mieli takie coś w Surtexie To moze i podczas deszczu by się dalo płynąć.
Materiał ma szerokosć 2 m - na krawędzi doszyłem pasek 10 cm aby pasował na długosc 4 elementów prętów szklanych i jeszcze troche wystawał.
Na koniec prac przed sedzonem, postanowiłem wymienić uszkodzoną w Rybinie knagę... planowałem ją naprawić przez sklenie z wyłupanym fragmentem, ale tak dobrze schowałem wyłamany kawałek (tak żeby go nie zgubić) , że nie mogłem go teraz znaleźć i po porostu w końcu zrobiłem knagę na nowo. Ale to chyba lepsze rozwiązanie.
Niestety uszkodzona kanaga broniła się zaciekle i w końcu postanowiłem wyjąć ja pa kawałeczku :-) Poniżej zdjęcia z walki :-)
Ostatecznie dłutkiem wycianłem :-)
Knaga wymieniona - wyglada identycznie :-) Drewno - podono biały buk - podziekowania dla kolegi Łukasza który mi zorganizował kawałek drewna z którego ją wykonałem.
Dodatkowo przy knagach zamontowałem uszka , aby uniknąć wyłamania ich przy cumowaniu. Pół dnia szukałem po Gdańsku odpowiednich uszek. Nasz zjazd do wody w porcie niestety słuzy chyba za wysypisko gruzu... szkoda...
Jednak jakoś dalismy radę zwodować i się rozstawić.
Następnym razem trzeba będzie wyciąc troche trzcin i troche popracowac łopatą. Wreście cień nad głową, jak zawiewało to nawet chłodno sie trochę zrobiło...Ale jak by nie było zupełnie inny komfort pływania.
Na próbę roztawiliśmy daszek na całosć. Dało sie to wykonac bez większego problemu.
Wykonalismy też próbne cumowanie z zamontowanym daszkiem - jak widać wszysto ok.
Posumowujac ostatnie prace - tradycyjnie wszystko na ostatnią chwile i trochę tak na łapu capu. Myślę , że materiał na daszek wybrałem jednak kiepski, bo jest sztywny i chyba jednak dość deliatny. Jednak próbne pływanie przeszedł bez problemów. Dwókrotnie złozylismy go na wodzie i zamontowalismy. Nic się nie połamało, ani nie rozdarło. Zadaszenie nie wyglada zbyt elegancko, ale wygląd nie ma tu dużego znaczenia, chodzi o zapewnienie nam lepszego schronienia gdyby było bardzo gorąco lub trochę deszczowo. Słabym punktem całości konstrukcji jest , to , że do mocowania potrzebny jest maszt, a na rzekach raczej nie jest on potrzebny i trzeba go składać przed kazdym mostem. A tych po drodze jest całe mnóstwo , więc ogólnie zobaczymy co mi z tego wszystkiego wyszło. Zależało mi jednak aby nie robić juz żadnych uchwytów i otworów w kadłubie jachtu , bo w zasadzie daszek nie będzię czesto używany, a to chyba udało mi się spełnić. Pozdrawiam Piotrek
Poprawiony: niedziela, 19 lipca 2015 21:38
Łódką do marzeń – czyli jak powstała moja Pasja 450 cz. 19 Pokład w kokpicie
środa, 14 stycznia 2015 00:33
Piotr Wolny Skalpel
Witajcie. Po ostatnim rejsie nasunął mi się kolejny pomysł na przebudowę łódki. Chęć podłubania przy jachcie pozwala pomażyć o lecie , kedy za oknem taka paskudna pogoda :-) Szuwarek sfotografowany wraz z załogą z pomostu Conrada przez Roberta, który po rocznej przerwie w końcu dał się namówić na wypad. Jako, że wakacyjne wypady pokazały , że łódka nadaje się do czegoś takiego postanowiłem dalej udoskonalać Szuwarka. Jedynym problemem jast brak miejsca na większą ilość bagażu. Trzymanie sporej jego części w kokpicie na dłuższą metę, okazuje się bardzo niewygodne. Łódkę w porcie trzeba mieć ciągle na oku. Jako , że forpik jest całkiem obszerny, postanowiłem usunąć część wypełnienia i wtedy pojawi się wymagane miejsce na wszystkie graty. Dodatkowo też zmniejszymy ilość prowiantu który zabierzemy ze sobą. Po drodze wszędzie są przeciez sklepy w rozsądnych odległosciach :-) Powiekszenie Szuwarka o te pół metra, spowodowało że zwiększyła się wysokosć burt , a co za tym idzie trochę ma to trochę wpływ wygodę siedzenia na nich :-) Podniesienie pokładu powinno zniwelować tę niedogodnosć. W związku z tym postanowiłem podnieść troche podłogę, aby uzupełnić choć częściowo usunięty styropian i zanim to zrobię chciałem Was wypytać co sądzicie o moim pomyśle. Planuję wszystko przygotować w okresie zimy w ciepłym pomieszczeniu i dopiero wiosną latem wkleić w kadłub. Przygotuję kratownicę ze sklejki 6 mm od góry wzmocnoną listwami sosnowymi , aby na wkręty zamocować panele. Panele o których mowa, przygotuję w domu , bo będą małe i sporą część pracy przeniosę na okres zimowy, aby znowu jachtu nie wodować znowu w środku sedzonu. Podłoga ma mieć lekki skos opadający w kierunku wnętrza , aby za bardzo nie zmiejszyć użyteczności siedzonka. I tak cały ciężar załogi jest raczej z tyłu więc poziom się wyrówna :-) Widok kratownicy sklejkowej. Powstałe komory chcę wypałnić pianką wodoodporną i od góry zasłonię je przy pomocy gotowych już paneli - myślę je wklejać na płotno szklane aby dodatkowo od góry zabezpieczyć piankę od środka w powstałych komorach. Widok w przekroju - klepki chcę zrobić wystające - czyli poprostu przykleić na wierzch i lakierować tylko przestrzeń miedzy klepkami. Istniejąca podłoga z lakierowanej sklejki jest koszmarnie śliska i dlatego chcę to przerobić. Dodatkowo klepki od góry chcę tylko olejować, aby uniknąc śliskiej powirzczni po lakierze. Dodatkowo w ten sposób będę mógł zasłonić miejsca klejenia paneli. Podniesiona podłoga umożliwi również zasłonięcie pasów laminatu łączących burty z dnem. Aby nie było konieczności śzlifowania klepek po wklejeniu i lakierowaniu , od góry chcę je zabezpieczyć taśmą klejącą. W celu uprośczenia konstrukcji chce je kleic na wierzch , ale jest mozliwosć wyfrezowania wgłębień pod nie. Szacuję że klepki raczej będą cienkie , bo grubości około do 5-6mm. Nie chcę aby podłoga była cieżka a tylko uzyskac dodatkową wyporność (cieżar bagażu) i poprawić przyczepnosć w kokpicie. Pytanie A - jak widzicie ten projekt i jakiego materiału mogę użyć na klepki ? Mam jakies ładne drzewo egzotyczne , ale musiałbym je sfotografować - pózniej załączę fotkę. Pytanie B - Czy pomysł z klepkami doklejanymi i od góry tylko olejowanymi ma sens ? A może jakoś inaczej klepki zabezpieczyć ? Widziałem kiedyś takie rozwiązanie w omedze, ale tam taki układ pokładu był calkowicie lainatowy z wypukłymi klepkami, a tu będzie drewniamy. No i podłoga będzie nierozbieralna. Więc muszę ja zakleić w 100% szczelnie i dobrze wypełnić pianką. Pytanie C - czy do kesonów dać jakiś materiał chłonący wilgoć ? Mam sporo woreczków z takim granulatem. Zostaną juz tam na zawsze. Pytanie D - co sądzicie o piance Bosman w puszce - potrzebuje pianki z zamkniętymi porami, którą będę mógł wpsiknąć miedzy fragmenty styropianu, a nie wlać. To chyba jedyny taki produkt , jaki znalazłem w necie. http://www.odadoz.biz.pl/piany/piana-bosman-dwukomponentowa-konstrukcyjna-bosman Pytanie E - jaka piankę do wylewania w podłogę polecicie ? Pytanie F - czy na tak małym jachcie opłaca się zrobić daszek z płótna? Tak sobie myśle, większa część trasy jaką mam zamiar zrobić będzie na silniku, więc daszek by nas ładnie chronił przed palącym słońcem, a może nawet przed słabym deszczem. Trudno odnaleźć takie rozwiązania w necie... Pytanie G - Chciłbym na łodce w okolicach stopy masztu po prawej strone wmontować mały kompas - taki nie za drogi i nie za wielki - zastanawia mnie tylko jak musi być minimalna odległość od metalowych elementów łodki bo miejsca nie za wiele i 30- 40 cm to max od stopy masztu. Niegdzie nie moge sie doszukac takich parametórw... Kampas chcę zainstalowac tak trochę dla bajeru - bo na pewno nikt nie ma na czyms tak małym , a troche dla celów nauki , aby sobie poćwiczyć pływanie na kurs :-) Piotrek.
Poprawiony: czwartek, 15 stycznia 2015 09:02
|